11 czerwca 2019

Rozdział II


Jakim cudem ja się w to wpakowałam?
Ta jedna myśl nie dawała Lexi spokoju, powracając od chwili, w której zdecydowała się wyjść z domu. Wieczór nastał zdecydowanie zbyt szybko, a przynajmniej takie miała wrażenie. Co prawda początek lata wiązał się raczej z coraz to późniejszymi zachodami, ale najwyraźniej słońce o tym zapomniało. Czas też płynął o wiele szybciej niż powinien, choć to wydawało się niemożliwe.
Och, chyba że to też była sprawka Susie. Lexi łatwo mogła sobie wyobrazić, że ta dziewczyna byłaby w stanie dokonać cudu i przegadać nawet zegar.
Nerwowo postukała paznokciami w kierownicę. Wspólna impreza z całą gromadką ludzi, którzy niczego dla niej nie znaczyli, zdecydowanie nie brzmiała jak sposób na miłe spędzenie wieczoru. Wręcz przeciwnie – Lexi spodziewała się wyłącznie frustracji, zwłaszcza że ta narastała do niej już od chwili, w której uprzytomniła sobie, że tak naprawdę nie miała wyboru. Na początku planowała udawać, że całkiem zapomniała o wyjściu, ale Susie i to musiała przewidzieć, bo już z rana zadzwoniła z „przypomnieniem” i szczegółami. Co prawda rozmowa przez telefon wydawała się bezpieczniejsza niż spotkanie w cztery oczy, dając przy tym szansę na wycofanie się, ale i na to dziewczyna nie miała okazji. Nie, skoro znajoma rozłączyła się, gdy tylko skończyła radośnie trajkotać o tym, że już nie mogła doczekać się wspólnego spotkania.
Lexi westchnęła w duchu. Dlaczego nie mogła po prostu odpuścić? Nie wierzyła, że wszystko faktycznie miało pójść zgodnie z planem Susie, nieważne jak zawzięta by ta nie była. Po prostu nie wyobrażała sobie, że wszyscy dobrowolnie mieliby spotkać się w jednym miejscu i udawać zgraną paczkę. Dobry Boże, żadna klasa tak nie działała, prawda? Nie dało się jednego wieczora zintegrować ze sobą ludzi, którym nie wychodziło to przez całe lata. Może ci, którzy wybierali się większą grupą, faktycznie cieszyli się ze wspólnego wyjścia, ale nie ona. Och, no i na pewno ci, którzy lubowali się w procentach, ale i do tej grupy Lexi się nie zaliczała. Nie, to zdecydowanie nie tak, że była święta, ale…
Cóż, na pewno samotna. Nie było gorszego miejsca, żeby sobie o tym przypomnieć od wielkiego zbiorowiska obcych ludzi, o paradoksalnie znajomych twarzach.
Więc dlaczego tam szła? Zrzucała winę na Susie, ale to przecież nie było tak. Wystarczyło, by nie przyszła, skoro nie miała na to ochoty. Wyłączyłaby telefon, zabarykadowała się w pokoju, a później wymyśliła jakąś wymówkę na wypadek, gdyby koleżanka przyszła sprawdzić, co się stało. Mogła też najzwyczajniej w świecie powiedzieć jej prawdę, zwłaszcza że – jeśli wszystko miało dobrze pójść – szanse na to, żeby spotkały się ponownie, były bardzo małe. Lexi coraz częściej była myślami z daleka od domu, wyobrażając sobie siebie czy to w samolocie, czy na zalanej słońcem ulicy jakiegoś większego, tętniącego życiem miasta. Tak naprawdę wszystko było jedynie kwestią czasu – raptem kilku tygodni, bo potem w końcu miała się stąd wyrwać.
Uśmiechnęła się blado na samą myśl. Choć na moment udało jej się rozluźnić, a nawet dojść do wniosku, że może jednak  nie miało być aż tak źle. To tylko jeden wieczór, tak? Musiała tylko się tam pokazać, trochę pokręcić, pouśmiechać, a na koniec ulotnić pod byle pretekstem, o ile ktokolwiek w ogóle zamierzał pytać o powód. Im szybciej wtopiłaby się w tłum, tym łatwiej przyszłoby jej ewakuowanie się z imprezy, zanim zrobiłoby się naprawdę niezręcznie.
Samochód podskoczył na nierównej leśnej drodze. Zwolniła, mocniej zaciskając dłonie na kierownicy i z uwagą obserwując wyboje przed sobą. Wciąż było wystarczająco jasno, by mogła obyć się bez włączania lamp, ale i tak zwolniła, woląc zachować ostrożność. Rosnące gęsto, nachylone ku drodze drzewa niezmiennie sprawiały, że czuła się klaustrofobicznie. Nie uważała się za złego kierowcę, ale nie ufała sobie w takich warunkach. Och, poza tym szczerze wątpiła, by rozbicie samochodu „w imię wyższych celów” zadowoliło tatę.
Fajne miejsce, o którym wspomniała Susie, mieściło się niemalże przy samej granicy miasta. Chyba wszyscy znali polanę w pobliżu czegoś, co pieszczotliwie określano mianem cmentarza. Zwłaszcza dzieciaki lubiły określać to miejsce właśnie tym mianem, choć – Lexi miała taką nadzieję – polana ze stosami kamieni nie miała żadnego związku z chowaniem umarłych. Jedyny prawdziwy cmentarz, zresztą tak jak i kościół, do którego przynależał, znajdowały się w sąsiedniej miejscowości, ponad pół godziny drogi od Rosewood.
Jakkolwiek by nie było, odludna polana z imitującymi groby kamieniami od zawsze przyciągała miejscową młodzież. Sama kilkukrotnie zdecydowała się zapuścić aż tam, zwykle w całkowicie neutralnych warunkach i w środku dnia. Nie miała pojęcia czy to miejsce nadawało się na imprezę, ale najwyraźniej jej znajomym ze szkoły to nie przeszkadzało. Wiedziała jedynie, że tym razem nie miała co liczyć na ciszę i warunki, które choć trochę sprzyjałyby przemyśleniom.
Nie pamiętała już, kiedy ostatnim razem zapuściła się tak daleko. Znała okoliczne lasy jak własną kieszeń, jeszcze jako mało dziewczynka beztrosko biegając znajomymi ścieżkami. Z czasem dorosła, a zwłaszcza przez ostatni rok całkiem ograniczyła wychodzenie z domu, skupiając się na nauce, ale…
Dlaczego przestała?
Potrząsnęła głową, co najmniej zaskoczona kierunkiem, który nagle przybrały jej myśli. Nie zastanawiała się nad tym… właściwie nigdy, zresztą jak i wątpliwościami, które naszły ją podczas rozmowy z Susie. Pewne rzeczy po prostu były oczywiste i stałe, powtarzając się dość długo, by Lexi zdążyła się do nich przyzwyczaić. Chciała uciec – wyrwać się gdzieś daleko, byleby nie musieć dalej dusić się w rodzinnej miejscowości. Tak było od zawsze, to wszystko. Przyczyny nie miały żadnego znaczenia.
Uważaj, bo najdzie cię na nostalgię, prychnęła w duchu. Możliwe, że chodziło właśnie o to. Wyczekiwała końca szkoły przez tyle czasu, że kiedy przyszło co do czego, nie dowierzała, że to już. Szok robił swoje, ale nie zmieniał najważniejszego – wciąż nie miała powodów, by tutaj zostać. Jeden wieczór spędzony pośród ludzi, którzy tyle czasu byli jej obojętni, nie miał niczego zmienić.
Więc dlaczego…?
Samochód wtoczył się na drewniany most, bez większych przeszkód przejeżdżając na drugą stronę. Lexi przyśpieszyła, dobrze pamiętając, że przed sobą miała już ostatnią prostą – krótki, pozbawiony zakrętów odcinek drogi, jakby wprost stworzony do tego, by pokonywać go samochodem. Mimowolnie odetchnęła, gdy zostawiła za sobą most i rzekę, znacznie pewniej czując się na stałym gruncie. Ilekroć pokonywała ten odcinek, towarzyszył jej irracjonalny lęk przed tym, że za którymś razem drewniana konstrukcja po prostu się zarwie, zapadając się wprost w odmęty płynącej poniżej wody.
Choć nigdy nie miała okazji się o tym przekonać, była gotowa przysiąc, że nie istniała gorsza śmierć od utonięcia. Brak kontroli, powolne opadanie i bezskuteczna walka o zaczerpnięcie tchu…
Mocniej zacisnęła dłonie na kierownicy. O czym w ogóle myślała? Nie liczyła na dobry nastrój i entuzjazm w związku ze zbliżającą się imprezą, ale mimo wszystko…
Potrząsnęła głową, próbując opędzić się od dziwnego niepokoju, który towarzyszył jej przez cały ten czas. Nieprzyjemne wrażenie nie ustępowało nawet na moment, wręcz przybierając na sile, choć Lexi nie widziała w nim żadnego sensu.
Powinna skupić się na imprezie. Dotrzeć na miejsce, odbębnić swoje, a potem…
To były zaledwie ułamki sekund – ruch tuż przed maską, jej własny krzyk i szarpnięcie, gdy w panice wcisnęła hamulec. Na krótką chwilę zabrakło jej tchu, kiedy pas bezpieczeństwa wpił się w chwilowo bezwładne ciało. Jasne włosy opadły na twarz, przysłaniając wszystko inne.
Lexi zamarła, tkwiąc na swoim miejscu i z trudem łapiąc oddech. Potrzebowała dłuższej chwili, by pojąć, że samochód stanął i to najwyraźniej przed napotkaniem na drodze jakiejkolwiek przeszkody. Nie poczuła zderzenia ani czegokolwiek, co świadczyłoby o wypadku. Wciąż była na drodze, na dodatek w aucie, choć gdyby nie zapięła pasów, mogłyby wydarzyć się dosłownie wszystko. Palce nerwowo zaciskała na kierownicy i to tak mocno, że aż pobledły jej kłykcie.
Poruszając się trochę jak w transie – wciąż bliska tego, by dostać zawału – z wolna wyprostowała się w fotelu kierowcy. Drżącymi palcami odgarnęła włosy, po czym w końcu spojrzała przed siebie. Musiała zamrugać, by opanować cisnące się do oczu łzy i w końcu zdołać przyjrzeć się temu, co znajdowało się zaledwie kilka centymetrów od maski.
Ze świstem wypuściła powietrze. Jęknęła, choć w rzeczywistości sama nie była pewna, czego chciała bardziej – wybuchnąć histerycznym śmiechem czy może zacząć wyklinać na czym świat stoi.
Sarna.
Zwierzę tkwiło na samym środku drogi, spoglądając wprost na samochód Lexi. Było coś wystraszonego w parze lśniących, czarnych oczu, choć dziewczyna wątpiła, by stworzenie czuło się choć w połowie przerażone tak jak ona.
– Niech to szlag – wyrwało jej się.
Dłoń wciąż jej drżała, kiedy zdecydowała się otworzyć drzwiczki po swojej stronie. Musiała wysiąść, choćby tylko po to, żeby zaczerpnąć powietrza. Przytrzymując się samochodu, wytoczyła się na zewnątrz, wciąż z niedowierzaniem spoglądając na sarnę. Brakowało tylko tego, by ta jak gdyby nigdy nic zajęła się skubaniem trawy albo czymś równie mało praktycznym, zupełnie jakby chwilę wcześniej wcale nie próbowała wskoczyć jej tuż pod koła.
Świetnie, tego mi trzeba.
Lexi zawahała się, raz po raz wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Zdołała uspokoić się na tyle, by przestać drżeć i bez konieczności dalszego przytrzymywania się auta, zrobić kilka niepewnych kroków do przodu. Tkwiła sama w środku lasu, na dodatek z sarną blokującą drogę. Przynajmniej nie było nikogo, komu mogłaby utrudnić przejazd, ale coś w panującej ciszy sprawiło, że poczuła się nieswojo.
Cóż, może to był znak od niebios? Idealna wymówka, którą mogłaby wykorzystać, by inaczej zorganizować sobie dzień. „Nie mogłam przyjść, bo nie pozwoliłaby sarna”. Przecież każdy by w to uwierzył!
Jakby w odpowiedzi na jej myśli, zwierzę czmychnęło w pobliskie zarośla. Serce Lexi zabiło mocniej ze zdenerwowania. Skrzywiła się, co najmniej sfrustrowana tym, że na koniec jeszcze pozwoliła się wystraszyć. Machinalnie spojrzała w ślad za sarną, bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym ta zniknęła. Możliwe, że stworzenie jednak było w szoku, z opóźnieniem orientując się, że miało towarzystwo i w końcu zdając na instynkt.
Dziewczyna wycofała się, wciąż dziwnie roztrzęsiona. Spojrzała na samochód, dla pewności kucając przed maską, by sprawdzić stan  błotnika i reflektorów. Nie dostrzegła nawet rysy czy choćby wgniecenia, zresztą nie przypominała sobie, by doszło do uderzenia, ale i tak wolała się upewnić. Nas szczęście wszystko wydawało się być w porządku, tak jak i stan czarnego lakieru.
Z westchnieniem oparła się o samochód. Miała szczęście, ale wcale nie czuła się z tą myślą dobrze. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby wcisnęła hamulec chwilę później, machinalnie spróbowała zwierzę wyminąć albo jechała szybciej. Jej myśli wirowały, pędząc przed siebie i podsuwając coraz to nowsze scenariusze, których Lexi zdecydowanie wolałaby nie roztrząsać.
Niepokój wrócił i to ze zdwojoną siłą. W tamtej chwili było jej już wszystko jedno, w jaki sposób spędziłaby wieczór, jeśli tylko nie musiałaby siedzieć sama. Nagle impreza w sporym gronie wydała się całkiem dobrym rozwiązaniem, zwłaszcza że znajdowała się tak blisko celu. Musiała w końcu się ruszyć, najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
Zrobiła krok w kierunku drzwiczek, kiedy doszedł ją dziwny, ledwo słyszalny szelest. Zesztywniała, prostując się niczym struna i dla pewności oglądając się przez ramię. Spojrzenie natychmiast utkwiła w miejscu, w którym wcześniej widziała sarnę, próbując przekonać samą siebie, że zwierzę wciąż tam było. Co prawda na drodze nie dostrzegła nikogo ani niczego, ale to nie było ważne.
Zacisnęła usta. To był las, prawda? Tętnił życiem nawet wtedy, gdy ludzie nie do końca zdawali sobie z tego sprawę. Właśnie miała okazję się o tym przekonać, wciąż roztrzęsiona bliskim spotkaniem z naturą.
Wciąż spięta, pośpiesznie otworzyła drzwiczki od strony kierowcy. Raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła, uważnie przypatrując się przestrzeni między drzewami. Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle, choć wydawało się co najmniej irracjonalne.
– Ehm… Halo? – rzuciła w pustkę. Przez moment poczuła się jak kompletna idiotka. – Ktoś tu jest? – zapytała i zaraz zganiała się za to w duchu. Pytanie to, zwłaszcza wypowiedziane na głos, zabrzmiało co najmniej głupio.
Nie otrzymała odpowiedzi. Mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła nieopisaną wręcz ulgę. Parsknęła nieco nerwowym śmiechem, porażona własną głupotą. Właściwie kiedy zrobiła się aż do tego stopnia przewrażliwiona? To był zwykły las, a ona zmierzała na imprezę. Jeśli miała się na kogoś napatoczyć, to – poza kolejną sarną albo innym równie uroczym stworzeniem – co najwyżej na pierwsze ofiary alkoholowego upojenia.
Tym razem nie dała sobie czasu na dalsze wątpliwości. W pośpiechu zajęła miejsce za kierownicą, natychmiast sięgając do kluczyków w stacyjce. Silnik zaskoczył, gdy tylko je przekręciła, a chwilę później samochód w końcu ruszył w dalszą drogę.
Dopiero kilkanaście metrów dalej, wraz z pierwszymi, wciąż odległymi dźwiękami muzyki, Lexi udało się rozluźnić.
~*~
Zdążyła uspokoić się przed dotarciem na miejsce. Przynajmniej miała nadzieję, że nie wyglądała na przerażoną, niedoszłą ofiarę wypadku albo kogoś, kto prawie potrącił nic niewinne zwierzę. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej miała ochotę podsumować całe zajście śmiechem. Kiedy emocje opadły, łatwiej było jej udawać, że tak naprawdę nic wartego uwagi nie miało miejsca. Och, no i nikt nie zginął, więc nie było aż tak źle.
Zaparkowała pośród innych aut, ustawionych tuż przy skraju drogi. Uniosła brwi, zaskoczona liczbą pojazdów – w większości znajomych, bo na co dzień widywała je na szkolnym parkingu. Możliwe, że nie doceniała Susie i atmosfery miejsca, które najwyraźniej mimo upływu czasu wciąż pozostawało dla mieszkańców atrakcyjne.
Wywróciła oczami. Więc jednak. Była tutaj, na dodatek sama i wciąż oszołomiona niedoszłym zderzeniem. Wciąż tkwiąc w aucie, wyjrzała przez przednią szybę, w oddali dostrzegając kluczące między dziwnymi, przypominającymi groby kształtami. Nie musiała sprawdzać godziny, by zorientować się, że była spóźniona. Kto wie, może nawet przyjechała ostatnia, ale to nawet było jej na rękę. Jak długo nikt nie zwracał na nią uwagi, wszystko było w porządku.
Dla pewności przeczesała loki palcami, próbując doprowadzić się do porządku. Przyjrzała się sobie w lusterku, po chwili wahania dochodząc do wniosku, że nie wyglądała źle. Makijaż prezentował się nieźle, a jedynym, czego zaczynała żałować Lexi, było to, że przed wyjściem nie ściągnęła włosów gumką. Przez chwilę miała ochotę przeszukać schowek w nadziei na znalezienie jakieś porzuconej frotki albo spinki, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. Myślami wciąż była przy czymś zupełnie innym.
Tylko ktoś, kto dobrze ją znał, miałby szansę zauważyć, że wciąż była roztrzęsiona – ten błysk niepokoju w zwykle niezdradzających niczego niebieskich oczach. Sęk w tym, że jedyna osoba, która mogłaby cokolwiek wyczuć, została w domu. To uspokoiło Lexi na tyle, by w końcu wysiąść i spróbować dołączyć do zebranej w pobliżu grupy. Godzina, góra dwie, pomyślała, próbując przekonać samą siebie, że wszystko będzie w porządku, ale to wcale nie było takie łatwe.
– Słyszałem, że efektowne spóźnienie dodaje kobiecie uroku.
Z wrażenia omal nie potknęła się o własne nogi. Kolejny raz serce omal nie wyskoczyło jej z piersi, tym razem w odpowiedzi na głęboki, męski głos, który nagle rozbrzmiał tuż za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie, w pierwszym odruchu bliska tego, by rzucić się z pięściami na pierwszą osobę, która znalazłaby się w zasięgu jej wzroku.
Koniec końców nie zrobiła niczego, w zamian bezmyślnie wpatrując się w nieoczekiwanego towarzysza.
Wystarczyła zaledwie chwila, by Lexi zorientowała się, że nie miała przed sobą żadnego ze szkolnych znajomych. Mężczyzna był starszy od przeciętnego licealisty – tylko nieznacznie, ale jednak. W zasadzie prędzej mógłby uchodzić za studenta, choć i co do tego dziewczyna miała wątpliwości.
Pierwszym, co przykuło jej uwagę, był olśniewający, nieco tylko wyniosły uśmiech. Nieznajomy stał spokojnie, jakby od niechcenia opierając się o maskę zaparkowanego tuż obok auta Lexi samochodu. Kiedy zmierzyła go wzrokiem, jedynie utwierdziła się w przekonaniu, że nie spotkali się wcześniej i to nawet w przelocie. Zapamiętałaby kogoś o tak wyrazistych rysach twarzy, przenikliwym spojrzeniu i… takich oczach. Nie potrafiła tego opisać, ale było coś niepokojącego w parze niemalże całkowicie czarnych, śledzących jej każdy ruch tęczówek.
Dziewczyna podejrzliwie zmrużyła oczy, nagle jeszcze bardziej zdezorientowana. Czy stał tam wcześniej? Nie widziała nikogo, kiedy parkowała, choć przez cały ten czas czujnie rozglądając się dookoła, nie chcąc ryzykować kolejnego niechcianego incydentu. Nawet jeśli, musiałaby zauważyć go, kiedy wysiadała, a jednak…
Nieznajomy drgnął, w pośpiechu prostując się i robiąc krok w jej stronę. Coś złagodniało w wyrazie jego twarzy, kiedy uśmiechnął się przepraszająco.
– Wystraszyłem cię? Wybacz – zreflektował się pośpiesznie. – Myślałem, że mnie zauważyłaś.
– Nie przestraszyłam się – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Momentalnie pożałowała takiej odpowiedzi. Zaklęła w duchu, przez chwilę mając ochotę z całej siły zdzielić się po głowie. Miała wrażenie, że jej słowa zabrzmiały co najmniej żałośnie, a przy tym zdecydowanie zbyt gniewnie.
Kąciki ust nieznajomego drgnęły, ale powstrzymał się od uśmiechu.
– Naturalnie. –  Z jakiegoś powodu i tak zabrzmiał jej na rozbawionego. Poczuła się nieswojo pod jego spojrzeniem, zupełnie jakby ją oceniał, przenikał i oczekiwał… czegoś. – Nie chciałem, żeby to zabrzmiało, jakbym sądził, że jesteś strachliwa. Wyglądasz na silną kobietę.
Otworzyła i zaraz zamknęła usta. Jego słowa zabrzmiały dziwnie, a przynajmniej Lexi wyczuła w nich coś dziwnego, czego nie potrafiła sprecyzować. On cały taki był… Niepokojący, cokolwiek kryło się pod tym stwierdzeniem.
– Ehm… Znamy się? – zapytała wprost, zadając pierwsze pytanie, które przyszło jej do głowy. Zmiana tematu wydawała się bezpiecznym posunięciem.
– Hm? Och, nie sądzę – zapewnił, po czym zachęcającym ruchem wyciągnął rękę w jej stronę. – Jestem Adrien… Od tego powinienem zacząć, prawda? – Zaśmiał się w całkiem uroczy, nieco tylko roztargniony sposób. – Wybacz bezpośredniość, ale nie mogłem się powstrzymać. Zauważyłem cię i nawet mi ulżyło, kiedy się okazało, że nie tylko ja przyjechałem po czasie.
Wciąż obserwowała jego twarz, a im dłużej to robiła, tym pewniej się czuła. Zwłaszcza gdy ich spojrzenia się spotkały, Lexi poczuła, że z jej ciała ulatuje całe napięcie. Momentalnie się rozluźniła, nawet zdobywając się na szczery uśmiech.
– Lexi – oznajmiła, bez wahania chwytając wyciągniętą ku niej dłoń. Uścisk Adriena okazał się pewny i przyjemnie ciepły. – Miałam mały problem po drodze. Może Susie mnie nie zje, skoro w końcu się pojawiłam.
– Susie – powtórzył jakby od niechcenia mężczyzna. W jego oczach pojawiło się zrozumienie. – Ach… Mała papla.
– Lepiej bym tego nie ujęła. Znacie się?
Z opóźnieniem dotarło do niej, że Adrien wciąż trzymał ją za rękę, jak gdyby nigdy nic prowadząc ku reszcie towarzystwa. Nie miała nic przeciwko, w gruncie rzeczy czując się u jego boku zaskakująco pewnie.
Nie zaprotestowała, kiedy jak gdyby nigdy nic ujął ją pod ramię. Zauważyła jedynie, że miał w tym wprawę, dobrze wiedząc, w jaki sposób pochwycić ją tak, by zapewnić jej swobodę.
– Jestem tutaj – zauważył przytomnie Adrien. – Tylko trochę, ale była na tyle dobra, by mnie zaprosić. I tak nie miałem lepszych planów na wieczór… A teraz sądzę, że może być ciekawiej niż podejrzewałem – dodał, obrzucając Lexi zaciekawionym spojrzeniem.
W pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Miłym zaskoczeniem było dla niej, gdy zorientowała się, że z ostatnimi słowami Adriena zgadzała się w zupełności.
No i jest! Dwójeczka za nami, na dodatek całkiem mi się podoba, chociaż pisanie przyszło mi zaskakująco opornie (upały to zło). Mimo wszystko wciąż jestem podekscytowana tym opowiadaniem i kierunkiem, który ostatecznie przybrały moje plany. Bo tak, to już oficjalne: wyjdzie mi z tego trylogia.
Jakby ktoś spodziewał się czegoś innego…
Dziękuję za obecność, miłe słowa i ciepłe przyjęcie. To wiele dla mnie znaczy. A teraz po prostu zostawiam Was z tym wpisem i byle do kolejnego. ^^

6 komentarzy:

  1. Gabbie miała iść spać, ale dostała powiadomienie o drugim rozdziale, na który czekała, więc oczywiście musiałam się pojawić. Nie było innej opcji i obie doskonałe o tym wiemy. C: Cholernie tęskniłam za czytaniem Twoich opowiadań i jak widać wychodzi mi to całkiem nieźle. Podczas czytania pomyślałam, że co wieczór trzeba coś czytać przed snem. Myślę, że może mi to wyjść...:D
    Po końcówce z poprzedniego rozdziału miałam cały czas nadzieję, że i tutaj w końcu będzie bum. Atmosfera była cały czas napięta, czekałam na moment, w którym pojawi się Grace albo ktoś inny. Aż zaatakują Lexi. Albo innego człowieka. Nie wiem kim albo czym są. Brak opisu postaci + jestem teraz zbyt leniwa, aby znowu lecieć pod opis opowiadania. xD Ale rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę napisać, że był spokojny, bo od samego początku trzymał w napięciu. I na chwilę obecną jestem zachwycona, chce więcej. Końcówka... och, czy to źle, że ja ich już shippuje? Muszę dla nich wymyślić fajna ksywkę, Ale o tej porze już nie myślę. Poczekajmy do jutra. ;> Samego Adriena chyba lubię, ale mam pewne obawy. U Ciebie nigdy nic nie jest czarno białe i możliwe, że Pan przystojny będzie niedługo postacią, której nie będę mogła zdzierżyć... Kto wie, na razie ma plusa. :D
    Mam nadzieję, Że jakoś to brzmi, bo jednym okiem już śpię, A chciałam jeszcze skomentować na świeżo rozdział. 💛
    Już się nie mogę doczekać kolejnego,
    Buźki i ściśki,

    Gabbie xoxo

    OdpowiedzUsuń
  2. Witam ponownie, hej!

    "Nie dało się jednego wieczora zintegrować ze sobą ludzi, którym nie wychodziło to przez całe lata." Jezu, tak bardzo się z tym zgadzam. Od razu przypomniałam sobie moją klasę w podstawówce. Niby wszyscy byliśmy zgrani, ale było nas 10 (wiejska szkółka, cóż poradzić) i tylko 4 dziewczyny. 3K, w tym rzecz jasna ja, trzymałyśmy się razem tworząc gang bff, ale była jeszcze jedna, nieco wyalienowana dziewczyna, która za cholerę nie chciała się z nami zintegrować. (A jak już raz to zrobiła, to później były szantaże, wyzwiska przez telefon i inne dziwy. Chryste, jak tak teraz o tym myślę to nabawiłam się na przełomie 4/5 klasy niezłej traumy). A nasza wychowawczyni i tak zmuszała nas do tego, byśmy ze sobą gadały. Masakra.
    No, ale po tej luźnej anegdotce możemy przejść do tego, co istotne - rozdział.

    "– Słyszałem, że efektowne spóźnienie dodaje kobiecie uroku." No proszę, a ja zawsze dostaję opieprz! Muszę zacząć stosować ten tekst jako wymówkę ;p

    Kurdę, chciałabym lubić gościa. Znaczy lubię no... Jest szarmancki i przypomina mi trochę Damona Salvatore. I moje serduszko podpowiada mi, że powinnam go ubóstwiać.. Ale nosi imię jak mój brat, a to nieco mnie odrzuca XDD Ale obiecuję, że przestanę zwracać na to uwagę, jak tylko minie pierwszy szok. A przynajmniej spróbuję.

    No i co, rozdział się skończył w momencie, kiedy zaczynało robić się naprawdę ciekawie, a ja uświadomiłam sobie z bólem, że nie mam tak wielkich zaległości, jak myślałam, i na tym kończy się mój mały zapasik. Ech.

    Weny, kochana! xo

    Klaudia

    OdpowiedzUsuń
  3. Ach ten gif na początku! No umarłam :P mój kochany Klaus, haha. :D

    Ciekawa jestem, jak Ty przedstawisz swojego bohatera, który chyba się pojawi w tym rozdziale.

    Aj, znowu napięcie :D czytałam z zapartym tchem, naprawdę. Lecisz z akcją od samego początku, co mi się bardzo podoba. Ja zwykle strasznie wszystko rozwlekam.

    A tutaj sarna, kurczę co za rozczarowanie :D już myślałam, że jakaś urocza istotka się pojawi, ale przynajmniej pod koniec pojawiła się wyczekiwana postać :P
    Rozpłynęłam się na koniec, serio, zwłaszcza, że miałam podobną sytuację na jednej imprezie i tak jakoś wspomnienia powróciły ;D

    Pozdrowienia raz jeszcze ;) Resztę doczytam wkrótce na pewno, bo zaciekawiłaś mnie tą historią, zwłaszcza, że już na początku jest intrygująco, co bardzo lubię. Mnóstwo opisów i odczuć bohaterów robi robotę <3

    Teraz spadam i powrócę zapewne wieczorem, jak znajdę chwilę.

    Buźka!

    OdpowiedzUsuń
  4. No hej, stęskniłaś się za mną? Bo jakiś czas temu skończyłam Forever you said i przybywam na kolejnego bloga.
    Wspomniałam kiedyś, że uwielbiam początki historii? Jak wszystko jest jeszcze niewinne, niewyjaśnione i tajemnicze? Nie? To mówię teraz. I to jest bardzo fajny początek. Podejrzewam, że mam przed sobą historię o wampirach, szczególnie, że wspominałaś coś o początkowym ff Zmierzchu.
    Akcja z początku rozdziału trzymała w napięciu. Właściwie miałam wrażenie, że przed maskę wyskoczy jej ta dziewczyna z poprzedniego rozdziału i, hej, czy Aiden nie miał jej pomóc w jakiś sposób? Może to on czaił się wtedy w krzakach?
    Oj, integracje z klasą nigdy nie wychodzą. Nie dziwię się Lexi, że chciała zrezygnować z imprezy w szkolnym gronie. Ja zawsze wybierałam swoich znajomych ponad klasę, z którą ciężko było mi znaleźć wspólny język. Trochę się dziwię, że zdecydowała się jednak pojechać, ale z drugiej strony nie pójdziesz raz, nie zaproszą już nigdy. Klimat rozdziału kojarzy mi się z Pamiętnikami, może przez gif na początku, a konkretnie ogniskiem, na które Elena poszła ze Stefanem ;)
    Pozdrawiam,
    G.
    „ w której zdecydowała się wyszła z domu” -> zdecydowała się wyjść z domu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Hejo!
      Oczywiście, że stęskniłam. To mega pozytywne zaskoczenie zobaczyć Cię też tutaj. :D
      Hm, nie powiem nic, żeby za dużo przypadkiem nie zdradzić. Może co najwyżej tyle, że cieszę się, że udało mi się utrzymać klimacik. Co do integracji klasowych, ja również trzymałam się zwykle z daleka, ale w przypadku Lexi… Hm, na pewno dobrze, że ta kwestia wrzuca się w oczy. Na tym też mi zależało. ;)
      Szczerze? Nie przetrzymałam więcej niż pierwszego sezonu TVD – dawno temu, jeszcze w gimnazjum. Temu serialowi trzy razy nie. Książkę pokochałam, tego już nie zmogłam, chociaż uwielbiam obsadę i ładne gify, które regularnie podrzuca mi przyjaciółka. Także nie wiem. :D
      I dzięki za literówkę, już poprawiam!

      Nessa

      Usuń
  5. I dotarłam do drugiego rozdziału! W końcu, a może dopiero heheh
    Początek był dosyć mroczny :D taki bym powiedziała, nawet jak z dobrych, klasycznych horrorów. Byłam pewna, czułam w kościach, że coś zaraz wyskoczy, jakiś stwór, wampir, czy ktoś w podobie i Lexi zostanie wciągnięta w ten drugi świat, napięcie rosło i rosło... Aż w końcu wybuchnęłam śmiechem, kiedy przeczytałam "sarna" hahah, poczułam pewnie to, co Lexi, to rozluźnienie i lekkie rozbawienie. Co, prawda to prawda - lasy są mroczne i tętnią życiem w każdej sekundzie, są przerażające nawet w dzień! Początek rozdziału naprawdę sprawił, że serce mi łomotało ;)
    Druga część rozdziału również dosyć intrygująca przez ciekawego jegomościa. Może to ten z Prologu? 🤔 Zaintrygował mnie dosyć mocno :3
    Co do szkolnych imprez integracyjnych, to szczerze przyznam, że nikt nigdy nie zdołał mnie namówić na żadną. Zawsze uważałam to za marnowanie czasu i poświęcanie go mało znaczącym w moim życiu osobom, troszkę jak Lexi. Także w pełni ją rozumiem i podziwiam, że dała się namówić heheheh, ale jak sądzę, Adrien sprawi, że odnajdzie choć jeden powód, by zostać na imprezie ;)
    Ciekawe, co się z tego rozwinie :3

    Pozdrawiam cieplutko ^^
    anielskie-dusze.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń