Jakim
cudem ja się w to wpakowałam?
Ta jedna myśl nie dawała Lexi spokoju, powracając od chwili, w której
zdecydowała się wyjść z domu. Wieczór nastał zdecydowanie zbyt szybko, a przynajmniej
takie miała wrażenie. Co prawda początek lata wiązał się raczej z coraz to
późniejszymi zachodami, ale najwyraźniej słońce o tym zapomniało. Czas też
płynął o wiele szybciej niż powinien, choć to wydawało się niemożliwe.
Och, chyba że to też była sprawka Susie. Lexi łatwo mogła sobie
wyobrazić, że ta dziewczyna byłaby w stanie dokonać cudu i przegadać
nawet zegar.
Nerwowo postukała paznokciami w kierownicę. Wspólna impreza z całą
gromadką ludzi, którzy niczego dla niej nie znaczyli, zdecydowanie nie brzmiała
jak sposób na miłe spędzenie wieczoru. Wręcz przeciwnie – Lexi spodziewała się
wyłącznie frustracji, zwłaszcza że ta narastała do niej już od chwili, w której
uprzytomniła sobie, że tak naprawdę nie miała wyboru. Na początku planowała
udawać, że całkiem zapomniała o wyjściu, ale Susie i to musiała
przewidzieć, bo już z rana zadzwoniła z „przypomnieniem” i szczegółami.
Co prawda rozmowa przez telefon wydawała się bezpieczniejsza niż spotkanie w cztery
oczy, dając przy tym szansę na wycofanie się, ale i na to dziewczyna nie
miała okazji. Nie, skoro znajoma rozłączyła się, gdy tylko skończyła radośnie
trajkotać o tym, że już nie mogła doczekać się wspólnego spotkania.
Lexi westchnęła w duchu. Dlaczego nie mogła po prostu
odpuścić? Nie wierzyła, że wszystko faktycznie miało pójść zgodnie z planem
Susie, nieważne jak zawzięta by ta nie była. Po prostu nie wyobrażała sobie, że
wszyscy dobrowolnie mieliby spotkać się w jednym miejscu i udawać
zgraną paczkę. Dobry Boże, żadna klasa tak nie działała, prawda? Nie dało się
jednego wieczora zintegrować ze sobą ludzi, którym nie wychodziło to przez całe
lata. Może ci, którzy wybierali się większą grupą, faktycznie cieszyli się ze
wspólnego wyjścia, ale nie ona. Och, no i na pewno ci, którzy lubowali się
w procentach, ale i do tej grupy Lexi się nie zaliczała. Nie, to
zdecydowanie nie tak, że była święta, ale…
Cóż, na pewno samotna. Nie było gorszego miejsca, żeby sobie o tym
przypomnieć od wielkiego zbiorowiska obcych ludzi, o paradoksalnie
znajomych twarzach.
Więc dlaczego tam szła? Zrzucała winę na Susie, ale to przecież
nie było tak. Wystarczyło, by nie przyszła, skoro nie miała na to ochoty.
Wyłączyłaby telefon, zabarykadowała się w pokoju, a później wymyśliła
jakąś wymówkę na wypadek, gdyby koleżanka przyszła sprawdzić, co się stało.
Mogła też najzwyczajniej w świecie powiedzieć jej prawdę, zwłaszcza że –
jeśli wszystko miało dobrze pójść – szanse na to, żeby spotkały się ponownie,
były bardzo małe. Lexi coraz częściej była myślami z daleka od domu,
wyobrażając sobie siebie czy to w samolocie, czy na zalanej słońcem ulicy
jakiegoś większego, tętniącego życiem miasta. Tak naprawdę wszystko było
jedynie kwestią czasu – raptem kilku tygodni, bo potem w końcu miała się
stąd wyrwać.
Uśmiechnęła się blado na samą myśl. Choć na moment udało jej się
rozluźnić, a nawet dojść do wniosku, że może jednak nie miało być aż
tak źle. To tylko jeden wieczór, tak? Musiała tylko się tam pokazać, trochę
pokręcić, pouśmiechać, a na koniec ulotnić pod byle pretekstem, o ile
ktokolwiek w ogóle zamierzał pytać o powód. Im szybciej wtopiłaby się
w tłum, tym łatwiej przyszłoby jej ewakuowanie się z imprezy, zanim
zrobiłoby się naprawdę niezręcznie.
Samochód
podskoczył na nierównej leśnej drodze. Zwolniła, mocniej zaciskając dłonie na
kierownicy i z uwagą obserwując wyboje przed sobą. Wciąż było wystarczająco
jasno, by mogła obyć się bez włączania lamp, ale i tak zwolniła, woląc
zachować ostrożność. Rosnące gęsto, nachylone ku drodze drzewa niezmiennie
sprawiały, że czuła się klaustrofobicznie. Nie uważała się za złego kierowcę,
ale nie ufała sobie w takich warunkach. Och, poza tym szczerze wątpiła, by
rozbicie samochodu „w imię wyższych celów” zadowoliło tatę.
Fajne miejsce,
o którym wspomniała Susie, mieściło się niemalże przy samej granicy
miasta. Chyba wszyscy znali polanę w pobliżu czegoś, co pieszczotliwie określano
mianem cmentarza. Zwłaszcza dzieciaki lubiły określać to miejsce właśnie tym
mianem, choć – Lexi miała taką nadzieję – polana ze stosami kamieni nie miała
żadnego związku z chowaniem umarłych. Jedyny prawdziwy cmentarz, zresztą
tak jak i kościół, do którego przynależał, znajdowały się w sąsiedniej
miejscowości, ponad pół godziny drogi od Rosewood.
Jakkolwiek
by nie było, odludna polana z imitującymi groby kamieniami od zawsze
przyciągała miejscową młodzież. Sama kilkukrotnie zdecydowała się zapuścić aż
tam, zwykle w całkowicie neutralnych warunkach i w środku dnia.
Nie miała pojęcia czy to miejsce nadawało się na imprezę, ale najwyraźniej jej
znajomym ze szkoły to nie przeszkadzało. Wiedziała jedynie, że tym razem nie
miała co liczyć na ciszę i warunki, które choć trochę sprzyjałyby
przemyśleniom.
Nie
pamiętała już, kiedy ostatnim razem zapuściła się tak daleko. Znała okoliczne
lasy jak własną kieszeń, jeszcze jako mało dziewczynka beztrosko biegając
znajomymi ścieżkami. Z czasem dorosła, a zwłaszcza przez ostatni rok
całkiem ograniczyła wychodzenie z domu, skupiając się na nauce, ale…
Dlaczego
przestała?
Potrząsnęła
głową, co najmniej zaskoczona kierunkiem, który nagle przybrały jej myśli. Nie
zastanawiała się nad tym… właściwie nigdy, zresztą jak i wątpliwościami,
które naszły ją podczas rozmowy z Susie. Pewne rzeczy po prostu były
oczywiste i stałe, powtarzając się dość długo, by Lexi zdążyła się do nich
przyzwyczaić. Chciała uciec – wyrwać się gdzieś daleko, byleby nie musieć dalej
dusić się w rodzinnej miejscowości. Tak było od zawsze, to wszystko.
Przyczyny nie miały żadnego znaczenia.
Uważaj, bo najdzie cię na
nostalgię, prychnęła w duchu. Możliwe, że chodziło właśnie o to.
Wyczekiwała końca szkoły przez tyle czasu, że kiedy przyszło co do czego, nie dowierzała,
że to już. Szok robił swoje, ale nie zmieniał najważniejszego – wciąż nie miała
powodów, by tutaj zostać. Jeden wieczór spędzony pośród ludzi, którzy tyle
czasu byli jej obojętni, nie miał niczego zmienić.
Więc dlaczego…?
Samochód
wtoczył się na drewniany most, bez większych przeszkód przejeżdżając na drugą
stronę. Lexi przyśpieszyła, dobrze pamiętając, że przed sobą miała już ostatnią
prostą – krótki, pozbawiony zakrętów odcinek drogi, jakby wprost stworzony do
tego, by pokonywać go samochodem. Mimowolnie odetchnęła, gdy zostawiła za sobą
most i rzekę, znacznie pewniej czując się na stałym gruncie. Ilekroć pokonywała
ten odcinek, towarzyszył jej irracjonalny lęk przed tym, że za którymś razem drewniana
konstrukcja po prostu się zarwie, zapadając się wprost w odmęty płynącej
poniżej wody.
Choć
nigdy nie miała okazji się o tym przekonać, była gotowa przysiąc, że nie
istniała gorsza śmierć od utonięcia. Brak kontroli, powolne opadanie i bezskuteczna
walka o zaczerpnięcie tchu…
Mocniej
zacisnęła dłonie na kierownicy. O czym w ogóle myślała? Nie liczyła
na dobry nastrój i entuzjazm w związku ze zbliżającą się imprezą, ale
mimo wszystko…
Potrząsnęła
głową, próbując opędzić się od dziwnego niepokoju, który towarzyszył jej przez
cały ten czas. Nieprzyjemne wrażenie nie ustępowało nawet na moment, wręcz przybierając
na sile, choć Lexi nie widziała w nim żadnego sensu.
Powinna
skupić się na imprezie. Dotrzeć na miejsce, odbębnić swoje, a potem…
To
były zaledwie ułamki sekund – ruch tuż przed maską, jej własny krzyk i szarpnięcie,
gdy w panice wcisnęła hamulec. Na krótką chwilę zabrakło jej tchu, kiedy
pas bezpieczeństwa wpił się w chwilowo bezwładne ciało. Jasne włosy opadły
na twarz, przysłaniając wszystko inne.
Lexi
zamarła, tkwiąc na swoim miejscu i z trudem łapiąc oddech.
Potrzebowała dłuższej chwili, by pojąć, że samochód stanął i to najwyraźniej
przed napotkaniem na drodze jakiejkolwiek przeszkody. Nie poczuła zderzenia ani
czegokolwiek, co świadczyłoby o wypadku. Wciąż była na drodze, na dodatek w aucie,
choć gdyby nie zapięła pasów, mogłyby wydarzyć się dosłownie wszystko. Palce
nerwowo zaciskała na kierownicy i to tak mocno, że aż pobledły jej
kłykcie.
Poruszając
się trochę jak w transie – wciąż bliska tego, by dostać zawału – z wolna
wyprostowała się w fotelu kierowcy. Drżącymi palcami odgarnęła włosy, po
czym w końcu spojrzała przed siebie. Musiała zamrugać, by opanować cisnące
się do oczu łzy i w końcu zdołać przyjrzeć się temu, co znajdowało
się zaledwie kilka centymetrów od maski.
Ze
świstem wypuściła powietrze. Jęknęła, choć w rzeczywistości sama nie była
pewna, czego chciała bardziej – wybuchnąć histerycznym śmiechem czy może zacząć
wyklinać na czym świat stoi.
Sarna.
Zwierzę
tkwiło na samym środku drogi, spoglądając wprost na samochód Lexi. Było coś wystraszonego
w parze lśniących, czarnych oczu, choć dziewczyna wątpiła, by stworzenie czuło
się choć w połowie przerażone tak jak ona.
–
Niech to szlag – wyrwało jej się.
Dłoń
wciąż jej drżała, kiedy zdecydowała się otworzyć drzwiczki po swojej stronie. Musiała
wysiąść, choćby tylko po to, żeby zaczerpnąć powietrza. Przytrzymując się
samochodu, wytoczyła się na zewnątrz, wciąż z niedowierzaniem spoglądając
na sarnę. Brakowało tylko tego, by ta jak gdyby nigdy nic zajęła się skubaniem
trawy albo czymś równie mało praktycznym, zupełnie jakby chwilę wcześniej wcale
nie próbowała wskoczyć jej tuż pod koła.
Świetnie, tego mi trzeba.
Lexi
zawahała się, raz po raz wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Zdołała uspokoić
się na tyle, by przestać drżeć i bez konieczności dalszego przytrzymywania
się auta, zrobić kilka niepewnych kroków do przodu. Tkwiła sama w środku
lasu, na dodatek z sarną blokującą drogę. Przynajmniej nie było nikogo,
komu mogłaby utrudnić przejazd, ale coś w panującej ciszy sprawiło, że
poczuła się nieswojo.
Cóż,
może to był znak od niebios? Idealna wymówka, którą mogłaby wykorzystać, by inaczej
zorganizować sobie dzień. „Nie mogłam przyjść, bo nie pozwoliłaby sarna”.
Przecież każdy by w to uwierzył!
Jakby
w odpowiedzi na jej myśli, zwierzę czmychnęło w pobliskie zarośla.
Serce Lexi zabiło mocniej ze zdenerwowania. Skrzywiła się, co najmniej sfrustrowana
tym, że na koniec jeszcze pozwoliła się wystraszyć. Machinalnie spojrzała w ślad
za sarną, bezmyślnie wpatrując się w miejsce, w którym ta zniknęła.
Możliwe, że stworzenie jednak było w szoku, z opóźnieniem orientując się,
że miało towarzystwo i w końcu zdając na instynkt.
Dziewczyna
wycofała się, wciąż dziwnie roztrzęsiona. Spojrzała na samochód, dla pewności
kucając przed maską, by sprawdzić stan
błotnika i reflektorów. Nie dostrzegła nawet rysy czy choćby
wgniecenia, zresztą nie przypominała sobie, by doszło do uderzenia, ale i tak
wolała się upewnić. Nas szczęście wszystko wydawało się być w porządku,
tak jak i stan czarnego lakieru.
Z
westchnieniem oparła się o samochód. Miała szczęście, ale wcale nie czuła
się z tą myślą dobrze. Wolała nie myśleć, co by było, gdyby wcisnęła
hamulec chwilę później, machinalnie spróbowała zwierzę wyminąć albo jechała
szybciej. Jej myśli wirowały, pędząc przed siebie i podsuwając coraz to
nowsze scenariusze, których Lexi zdecydowanie wolałaby nie roztrząsać.
Niepokój
wrócił i to ze zdwojoną siłą. W tamtej chwili było jej już wszystko
jedno, w jaki sposób spędziłaby wieczór, jeśli tylko nie musiałaby siedzieć
sama. Nagle impreza w sporym gronie wydała się całkiem dobrym rozwiązaniem,
zwłaszcza że znajdowała się tak blisko celu. Musiała w końcu się ruszyć,
najlepiej tak szybko, jak tylko byłoby to możliwe.
Zrobiła
krok w kierunku drzwiczek, kiedy doszedł ją dziwny, ledwo słyszalny
szelest. Zesztywniała, prostując się niczym struna i dla pewności oglądając
się przez ramię. Spojrzenie natychmiast utkwiła w miejscu, w którym
wcześniej widziała sarnę, próbując przekonać samą siebie, że zwierzę wciąż tam
było. Co prawda na drodze nie dostrzegła nikogo ani niczego, ale to nie było
ważne.
Zacisnęła
usta. To był las, prawda? Tętnił życiem nawet wtedy, gdy ludzie nie do końca
zdawali sobie z tego sprawę. Właśnie miała okazję się o tym
przekonać, wciąż roztrzęsiona bliskim spotkaniem z naturą.
Wciąż
spięta, pośpiesznie otworzyła drzwiczki od strony kierowcy. Raz jeszcze
powiodła wzrokiem dookoła, uważnie przypatrując się przestrzeni między
drzewami. Poczucie bycia obserwowaną pojawiło się nagle, choć wydawało się co
najmniej irracjonalne.
–
Ehm… Halo? – rzuciła w pustkę. Przez moment poczuła się jak kompletna
idiotka. – Ktoś tu jest? – zapytała i zaraz zganiała się za to w duchu.
Pytanie to, zwłaszcza wypowiedziane na głos, zabrzmiało co najmniej głupio.
Nie
otrzymała odpowiedzi. Mogła się tego spodziewać, ale i tak poczuła
nieopisaną wręcz ulgę. Parsknęła nieco nerwowym śmiechem, porażona własną
głupotą. Właściwie kiedy zrobiła się aż do tego stopnia przewrażliwiona? To był
zwykły las, a ona zmierzała na imprezę. Jeśli miała się na kogoś napatoczyć,
to – poza kolejną sarną albo innym równie uroczym stworzeniem – co najwyżej na
pierwsze ofiary alkoholowego upojenia.
Tym
razem nie dała sobie czasu na dalsze wątpliwości. W pośpiechu zajęła
miejsce za kierownicą, natychmiast sięgając do kluczyków w stacyjce.
Silnik zaskoczył, gdy tylko je przekręciła, a chwilę później samochód w końcu
ruszył w dalszą drogę.
Dopiero
kilkanaście metrów dalej, wraz z pierwszymi, wciąż odległymi dźwiękami
muzyki, Lexi udało się rozluźnić.
~*~
Zdążyła
uspokoić się przed dotarciem na miejsce. Przynajmniej miała nadzieję, że nie
wyglądała na przerażoną, niedoszłą ofiarę wypadku albo kogoś, kto prawie
potrącił nic niewinne zwierzę. Im dłużej o tym myślała, tym bardziej miała
ochotę podsumować całe zajście śmiechem. Kiedy emocje opadły, łatwiej było jej
udawać, że tak naprawdę nic wartego uwagi nie miało miejsca. Och, no i nikt
nie zginął, więc nie było aż tak źle.
Zaparkowała
pośród innych aut, ustawionych tuż przy skraju drogi. Uniosła brwi, zaskoczona
liczbą pojazdów – w większości znajomych, bo na co dzień widywała je na
szkolnym parkingu. Możliwe, że nie doceniała Susie i atmosfery miejsca,
które najwyraźniej mimo upływu czasu wciąż pozostawało dla mieszkańców
atrakcyjne.
Wywróciła
oczami. Więc jednak. Była tutaj, na dodatek sama i wciąż oszołomiona
niedoszłym zderzeniem. Wciąż tkwiąc w aucie, wyjrzała przez przednią
szybę, w oddali dostrzegając kluczące między dziwnymi, przypominającymi
groby kształtami. Nie musiała sprawdzać godziny, by zorientować się, że była
spóźniona. Kto wie, może nawet przyjechała ostatnia, ale to nawet było jej na
rękę. Jak długo nikt nie zwracał na nią uwagi, wszystko było w porządku.
Dla
pewności przeczesała loki palcami, próbując doprowadzić się do porządku.
Przyjrzała się sobie w lusterku, po chwili wahania dochodząc do wniosku,
że nie wyglądała źle. Makijaż prezentował się nieźle, a jedynym, czego
zaczynała żałować Lexi, było to, że przed wyjściem nie ściągnęła włosów gumką. Przez
chwilę miała ochotę przeszukać schowek w nadziei na znalezienie jakieś
porzuconej frotki albo spinki, ale ostatecznie z tego zrezygnowała. Myślami
wciąż była przy czymś zupełnie innym.
Tylko
ktoś, kto dobrze ją znał, miałby szansę zauważyć, że wciąż była roztrzęsiona – ten
błysk niepokoju w zwykle niezdradzających niczego niebieskich oczach. Sęk w tym,
że jedyna osoba, która mogłaby cokolwiek wyczuć, została w domu. To
uspokoiło Lexi na tyle, by w końcu wysiąść i spróbować dołączyć do
zebranej w pobliżu grupy. Godzina,
góra dwie, pomyślała, próbując przekonać samą siebie, że wszystko będzie w porządku,
ale to wcale nie było takie łatwe.
–
Słyszałem, że efektowne spóźnienie dodaje kobiecie uroku.
Z
wrażenia omal nie potknęła się o własne nogi. Kolejny raz serce omal nie
wyskoczyło jej z piersi, tym razem w odpowiedzi na głęboki, męski
głos, który nagle rozbrzmiał tuż za jej plecami. Odwróciła się gwałtownie, w pierwszym
odruchu bliska tego, by rzucić się z pięściami na pierwszą osobę, która
znalazłaby się w zasięgu jej wzroku.
Koniec
końców nie zrobiła niczego, w zamian bezmyślnie wpatrując się w nieoczekiwanego
towarzysza.
Wystarczyła
zaledwie chwila, by Lexi zorientowała się, że nie miała przed sobą żadnego ze
szkolnych znajomych. Mężczyzna był starszy od przeciętnego licealisty – tylko
nieznacznie, ale jednak. W zasadzie prędzej mógłby uchodzić za studenta,
choć i co do tego dziewczyna miała wątpliwości.
Pierwszym,
co przykuło jej uwagę, był olśniewający, nieco tylko wyniosły uśmiech.
Nieznajomy stał spokojnie, jakby od niechcenia opierając się o maskę
zaparkowanego tuż obok auta Lexi samochodu. Kiedy zmierzyła go wzrokiem,
jedynie utwierdziła się w przekonaniu, że nie spotkali się wcześniej i to
nawet w przelocie. Zapamiętałaby kogoś o tak wyrazistych rysach
twarzy, przenikliwym spojrzeniu i… takich oczach. Nie potrafiła tego opisać,
ale było coś niepokojącego w parze niemalże całkowicie czarnych, śledzących
jej każdy ruch tęczówek.
Dziewczyna
podejrzliwie zmrużyła oczy, nagle jeszcze bardziej zdezorientowana. Czy stał
tam wcześniej? Nie widziała nikogo, kiedy parkowała, choć przez cały ten czas
czujnie rozglądając się dookoła, nie chcąc ryzykować kolejnego niechcianego incydentu.
Nawet jeśli, musiałaby zauważyć go, kiedy wysiadała, a jednak…
Nieznajomy
drgnął, w pośpiechu prostując się i robiąc krok w jej stronę.
Coś złagodniało w wyrazie jego twarzy, kiedy uśmiechnął się
przepraszająco.
–
Wystraszyłem cię? Wybacz – zreflektował się pośpiesznie. – Myślałem, że mnie zauważyłaś.
–
Nie przestraszyłam się – wyrzuciła z siebie na wydechu.
Momentalnie
pożałowała takiej odpowiedzi. Zaklęła w duchu, przez chwilę mając ochotę z całej
siły zdzielić się po głowie. Miała wrażenie, że jej słowa zabrzmiały co
najmniej żałośnie, a przy tym zdecydowanie zbyt gniewnie.
Kąciki
ust nieznajomego drgnęły, ale powstrzymał się od uśmiechu.
–
Naturalnie. – Z jakiegoś powodu i tak
zabrzmiał jej na rozbawionego. Poczuła się nieswojo pod jego spojrzeniem,
zupełnie jakby ją oceniał, przenikał i oczekiwał… czegoś. – Nie chciałem,
żeby to zabrzmiało, jakbym sądził, że jesteś strachliwa. Wyglądasz na silną
kobietę.
Otworzyła
i zaraz zamknęła usta. Jego słowa zabrzmiały dziwnie, a przynajmniej
Lexi wyczuła w nich coś dziwnego, czego nie potrafiła sprecyzować. On cały
taki był… Niepokojący, cokolwiek kryło się pod tym stwierdzeniem.
–
Ehm… Znamy się? – zapytała wprost, zadając pierwsze pytanie, które przyszło jej
do głowy. Zmiana tematu wydawała się bezpiecznym posunięciem.
–
Hm? Och, nie sądzę – zapewnił, po czym zachęcającym ruchem wyciągnął rękę w jej
stronę. – Jestem Adrien… Od tego powinienem zacząć, prawda? – Zaśmiał się w całkiem
uroczy, nieco tylko roztargniony sposób. – Wybacz bezpośredniość, ale nie mogłem
się powstrzymać. Zauważyłem cię i nawet mi ulżyło, kiedy się okazało, że
nie tylko ja przyjechałem po czasie.
Wciąż
obserwowała jego twarz, a im dłużej to robiła, tym pewniej się czuła. Zwłaszcza
gdy ich spojrzenia się spotkały, Lexi poczuła, że z jej ciała ulatuje całe
napięcie. Momentalnie się rozluźniła, nawet zdobywając się na szczery uśmiech.
–
Lexi – oznajmiła, bez wahania chwytając wyciągniętą ku niej dłoń. Uścisk Adriena
okazał się pewny i przyjemnie ciepły. – Miałam mały problem po drodze. Może
Susie mnie nie zje, skoro w końcu się pojawiłam.
–
Susie – powtórzył jakby od niechcenia mężczyzna. W jego oczach pojawiło
się zrozumienie. – Ach… Mała papla.
–
Lepiej bym tego nie ujęła. Znacie się?
Z
opóźnieniem dotarło do niej, że Adrien wciąż trzymał ją za rękę, jak gdyby
nigdy nic prowadząc ku reszcie towarzystwa. Nie miała nic przeciwko, w gruncie
rzeczy czując się u jego boku zaskakująco pewnie.
Nie
zaprotestowała, kiedy jak gdyby nigdy nic ujął ją pod ramię. Zauważyła jedynie,
że miał w tym wprawę, dobrze wiedząc, w jaki sposób pochwycić ją tak,
by zapewnić jej swobodę.
–
Jestem tutaj – zauważył przytomnie Adrien. – Tylko trochę, ale była na tyle
dobra, by mnie zaprosić. I tak nie miałem lepszych planów na wieczór… A teraz
sądzę, że może być ciekawiej niż podejrzewałem – dodał, obrzucając Lexi zaciekawionym
spojrzeniem.
W
pośpiechu uciekła wzrokiem gdzieś w bok. Miłym zaskoczeniem było dla niej,
gdy zorientowała się, że z ostatnimi słowami Adriena zgadzała się w zupełności.
No i jest! Dwójeczka za nami, na dodatek całkiem mi się podoba, chociaż pisanie przyszło mi zaskakująco opornie (upały to zło). Mimo wszystko wciąż jestem podekscytowana tym opowiadaniem i kierunkiem, który ostatecznie przybrały moje plany. Bo tak, to już oficjalne: wyjdzie mi z tego trylogia.Jakby ktoś spodziewał się czegoś innego…Dziękuję za obecność, miłe słowa i ciepłe przyjęcie. To wiele dla mnie znaczy. A teraz po prostu zostawiam Was z tym wpisem i byle do kolejnego. ^^
Gabbie miała iść spać, ale dostała powiadomienie o drugim rozdziale, na który czekała, więc oczywiście musiałam się pojawić. Nie było innej opcji i obie doskonałe o tym wiemy. C: Cholernie tęskniłam za czytaniem Twoich opowiadań i jak widać wychodzi mi to całkiem nieźle. Podczas czytania pomyślałam, że co wieczór trzeba coś czytać przed snem. Myślę, że może mi to wyjść...:D
OdpowiedzUsuńPo końcówce z poprzedniego rozdziału miałam cały czas nadzieję, że i tutaj w końcu będzie bum. Atmosfera była cały czas napięta, czekałam na moment, w którym pojawi się Grace albo ktoś inny. Aż zaatakują Lexi. Albo innego człowieka. Nie wiem kim albo czym są. Brak opisu postaci + jestem teraz zbyt leniwa, aby znowu lecieć pod opis opowiadania. xD Ale rozdział bardzo mi się podobał. Nie mogę napisać, że był spokojny, bo od samego początku trzymał w napięciu. I na chwilę obecną jestem zachwycona, chce więcej. Końcówka... och, czy to źle, że ja ich już shippuje? Muszę dla nich wymyślić fajna ksywkę, Ale o tej porze już nie myślę. Poczekajmy do jutra. ;> Samego Adriena chyba lubię, ale mam pewne obawy. U Ciebie nigdy nic nie jest czarno białe i możliwe, że Pan przystojny będzie niedługo postacią, której nie będę mogła zdzierżyć... Kto wie, na razie ma plusa. :D
Mam nadzieję, Że jakoś to brzmi, bo jednym okiem już śpię, A chciałam jeszcze skomentować na świeżo rozdział. 💛
Już się nie mogę doczekać kolejnego,
Buźki i ściśki,
Gabbie xoxo
Witam ponownie, hej!
OdpowiedzUsuń"Nie dało się jednego wieczora zintegrować ze sobą ludzi, którym nie wychodziło to przez całe lata." Jezu, tak bardzo się z tym zgadzam. Od razu przypomniałam sobie moją klasę w podstawówce. Niby wszyscy byliśmy zgrani, ale było nas 10 (wiejska szkółka, cóż poradzić) i tylko 4 dziewczyny. 3K, w tym rzecz jasna ja, trzymałyśmy się razem tworząc gang bff, ale była jeszcze jedna, nieco wyalienowana dziewczyna, która za cholerę nie chciała się z nami zintegrować. (A jak już raz to zrobiła, to później były szantaże, wyzwiska przez telefon i inne dziwy. Chryste, jak tak teraz o tym myślę to nabawiłam się na przełomie 4/5 klasy niezłej traumy). A nasza wychowawczyni i tak zmuszała nas do tego, byśmy ze sobą gadały. Masakra.
No, ale po tej luźnej anegdotce możemy przejść do tego, co istotne - rozdział.
"– Słyszałem, że efektowne spóźnienie dodaje kobiecie uroku." No proszę, a ja zawsze dostaję opieprz! Muszę zacząć stosować ten tekst jako wymówkę ;p
Kurdę, chciałabym lubić gościa. Znaczy lubię no... Jest szarmancki i przypomina mi trochę Damona Salvatore. I moje serduszko podpowiada mi, że powinnam go ubóstwiać.. Ale nosi imię jak mój brat, a to nieco mnie odrzuca XDD Ale obiecuję, że przestanę zwracać na to uwagę, jak tylko minie pierwszy szok. A przynajmniej spróbuję.
No i co, rozdział się skończył w momencie, kiedy zaczynało robić się naprawdę ciekawie, a ja uświadomiłam sobie z bólem, że nie mam tak wielkich zaległości, jak myślałam, i na tym kończy się mój mały zapasik. Ech.
Weny, kochana! xo
Klaudia
Ach ten gif na początku! No umarłam :P mój kochany Klaus, haha. :D
OdpowiedzUsuńCiekawa jestem, jak Ty przedstawisz swojego bohatera, który chyba się pojawi w tym rozdziale.
Aj, znowu napięcie :D czytałam z zapartym tchem, naprawdę. Lecisz z akcją od samego początku, co mi się bardzo podoba. Ja zwykle strasznie wszystko rozwlekam.
A tutaj sarna, kurczę co za rozczarowanie :D już myślałam, że jakaś urocza istotka się pojawi, ale przynajmniej pod koniec pojawiła się wyczekiwana postać :P
Rozpłynęłam się na koniec, serio, zwłaszcza, że miałam podobną sytuację na jednej imprezie i tak jakoś wspomnienia powróciły ;D
Pozdrowienia raz jeszcze ;) Resztę doczytam wkrótce na pewno, bo zaciekawiłaś mnie tą historią, zwłaszcza, że już na początku jest intrygująco, co bardzo lubię. Mnóstwo opisów i odczuć bohaterów robi robotę <3
Teraz spadam i powrócę zapewne wieczorem, jak znajdę chwilę.
Buźka!
No hej, stęskniłaś się za mną? Bo jakiś czas temu skończyłam Forever you said i przybywam na kolejnego bloga.
OdpowiedzUsuńWspomniałam kiedyś, że uwielbiam początki historii? Jak wszystko jest jeszcze niewinne, niewyjaśnione i tajemnicze? Nie? To mówię teraz. I to jest bardzo fajny początek. Podejrzewam, że mam przed sobą historię o wampirach, szczególnie, że wspominałaś coś o początkowym ff Zmierzchu.
Akcja z początku rozdziału trzymała w napięciu. Właściwie miałam wrażenie, że przed maskę wyskoczy jej ta dziewczyna z poprzedniego rozdziału i, hej, czy Aiden nie miał jej pomóc w jakiś sposób? Może to on czaił się wtedy w krzakach?
Oj, integracje z klasą nigdy nie wychodzą. Nie dziwię się Lexi, że chciała zrezygnować z imprezy w szkolnym gronie. Ja zawsze wybierałam swoich znajomych ponad klasę, z którą ciężko było mi znaleźć wspólny język. Trochę się dziwię, że zdecydowała się jednak pojechać, ale z drugiej strony nie pójdziesz raz, nie zaproszą już nigdy. Klimat rozdziału kojarzy mi się z Pamiętnikami, może przez gif na początku, a konkretnie ogniskiem, na które Elena poszła ze Stefanem ;)
Pozdrawiam,
G.
„ w której zdecydowała się wyszła z domu” -> zdecydowała się wyjść z domu
Hejo!
UsuńOczywiście, że stęskniłam. To mega pozytywne zaskoczenie zobaczyć Cię też tutaj. :D
Hm, nie powiem nic, żeby za dużo przypadkiem nie zdradzić. Może co najwyżej tyle, że cieszę się, że udało mi się utrzymać klimacik. Co do integracji klasowych, ja również trzymałam się zwykle z daleka, ale w przypadku Lexi… Hm, na pewno dobrze, że ta kwestia wrzuca się w oczy. Na tym też mi zależało. ;)
Szczerze? Nie przetrzymałam więcej niż pierwszego sezonu TVD – dawno temu, jeszcze w gimnazjum. Temu serialowi trzy razy nie. Książkę pokochałam, tego już nie zmogłam, chociaż uwielbiam obsadę i ładne gify, które regularnie podrzuca mi przyjaciółka. Także nie wiem. :D
I dzięki za literówkę, już poprawiam!
Nessa
I dotarłam do drugiego rozdziału! W końcu, a może dopiero heheh
OdpowiedzUsuńPoczątek był dosyć mroczny :D taki bym powiedziała, nawet jak z dobrych, klasycznych horrorów. Byłam pewna, czułam w kościach, że coś zaraz wyskoczy, jakiś stwór, wampir, czy ktoś w podobie i Lexi zostanie wciągnięta w ten drugi świat, napięcie rosło i rosło... Aż w końcu wybuchnęłam śmiechem, kiedy przeczytałam "sarna" hahah, poczułam pewnie to, co Lexi, to rozluźnienie i lekkie rozbawienie. Co, prawda to prawda - lasy są mroczne i tętnią życiem w każdej sekundzie, są przerażające nawet w dzień! Początek rozdziału naprawdę sprawił, że serce mi łomotało ;)
Druga część rozdziału również dosyć intrygująca przez ciekawego jegomościa. Może to ten z Prologu? 🤔 Zaintrygował mnie dosyć mocno :3
Co do szkolnych imprez integracyjnych, to szczerze przyznam, że nikt nigdy nie zdołał mnie namówić na żadną. Zawsze uważałam to za marnowanie czasu i poświęcanie go mało znaczącym w moim życiu osobom, troszkę jak Lexi. Także w pełni ją rozumiem i podziwiam, że dała się namówić heheheh, ale jak sądzę, Adrien sprawi, że odnajdzie choć jeden powód, by zostać na imprezie ;)
Ciekawe, co się z tego rozwinie :3
Pozdrawiam cieplutko ^^
anielskie-dusze.blogspot.com