21 sierpnia 2019

Rozdział IV

Samochód podskoczył na kolejnej nierówności. Lexi zacisnęła drżące dłonie na kierownicy, próbując skupić się na prowadzeniu, ale to okazało się co najmniej wymagającym zadaniem. Jej myśli wirowały, raz po raz uciekały tam, gdzie nie powinny – do imprezy, Adrian i Susie, która… nie zachowywała się jak Susie.
To nic… Nic, prawda? Po prostu alkohol, powtórzyła po raz wtóry, ale z jakiegoś powodu nie potrafiła w takie rozwiązanie uwierzyć. Wciąż się martwiła, ogarnięta niejasnym, panicznym wręcz strachem, którego w żaden sposób nie potrafiła wytłumaczyć. Miała ochotę wcisnąć hamulec, by choć trochę zwolnić i nie zabić się przy próbie zawrócenia. Co prawda leśna droga nie dawała zbyt wielkiego pola manewru, ale zawsze mogłaby spróbować. Zresztą dlaczego miałaby ot tak posłuchać przypadkowego faceta i wracać do domu, skoro nie działo się nic wartego uwagi?
Z niedowierzaniem potrząsnęła głową. Miała wrażenie, że niepotrzebnie panikuje, w gruncie rzeczy nawet nie potrafiąc wyjaśnić, co było nie tak. Okej, Susie się upiła. Albo coś więcej, ale czego innego można było spodziewać się po ostatniej imprezie już jakby nie patrzeć dorosłych osób, które skończyły szkołę? Tak naprawdę Lexi nie miała okazji, by dobrze poznać tę dziewczynę. To, że Susie była słodka i miła, nie znaczyło jeszcze, że nie piła. A nawet jeśli…
Tyle że Lexi i tak czuła się, jakby oszukiwała samą siebie. A do tego wszystkiego umykało jej coś nader istotnego.
„Wszystkim się zajmę”. Prychnęła na samo wspomnienie słów Adriena – tego oraz poważnego wyrazu twarzy, z jakim wygonił ją do auta. Jak miałaby się nie przejmować po czymś takim?
Nerwowo postukała palcami w kierownicę. Dłonie znów jej zadrżały, w miarę jak walczyła sama ze sobą, próbując powstrzymać się od zbyt pochopnej decyzji. W normalnym wypadku byłaby zachwycona, mając pretekst do wcześniejszego urwania się z imprezy, zwłaszcza że nie chciała na nią iść, ale… Och, z jakiegoś powodu czuła się źle. Miała wrażenie, że powinna zostać i przynajmniej dopilnować, by Susie nie spotkało nic złego. Co prawda nie była ani jej przyjaciółką, ani niańką, ale tak chyba byłoby lepiej. Zrzucanie odpowiedzialności na Adriena również nie wydawało się właściwe.
Zacisnęła usta. Adrien… Zawirowało jej w głowie na samo wspomnienie tego, jak czuła się w jego objęciach. Jak przez mgłę pamiętała moment, w którym pociągnął ją do tańca. Co prawda pamiętała, że się zgodziła i naprawdę dobrze bawiła, kiedy prowadził ją w rytm muzyki, ale wspomnienie pozostawało dziwnie odległe i jakby zamazane. Przypominało sen i to na dodatek taki, który nie należał do niej. Zupełnie jakby oglądała cudze wspomnienia, choć te przecież nie należały do niej.
– Taa… – mruknęła pod nosem. Nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami. – I co jeszcze? Zaczynasz wariować, Lexi.
A teraz na dodatek mówiła do siebie. Cudownie.
W jakiś pokrętny sposób to pozwoliło jej się rozluźnić. Nie chciała myśleć o Adrienie, Susie i imprezie. Odbębniła swoje i wystarczy, prawda? Przynajmniej nie miała obawiać się wizyty zdenerwowanej (choć wciąż uroczej) koleżanki, która z pretensją w głosie dopytywałaby się, dlaczego Lexi nie pojawiła się w fajnym miejscu. W zasadzie poszło lepiej niż sądziła, nawet jeśli inaczej wyobrażała sobie warunki powrotu. Teraz w końcu mogła w spokoju odliczać do końca wakacji, a potem…
Jakiś kształt znikąd pojawił się na drodze. Lexi miała zaledwie ułamki sekund na reakcję, bez zastanowienia wciskając hamulec i szarpiąc za kierownicę. Samochód znów podskoczył na nierównej drodze, po czym gwałtownie zmienił kierunek. Tym razem nie miała tyle szczęścia, co hamując na widok sarny. Tym bardziej nie miała szansy wyminąć przeszkody: dużo większej i – była gotowa to przysiąc – o ludzkich kształtach. Zamknęła oczy, napięła mięśnie i zamarła w oczekiwaniu na zderzenie, w myślach niczym mantrę powtarzając tylko jedno: Zabiję człowieka. Zabiję człowieka…
Samochód szarpnął po raz ostatni, po czym w końcu zatrzymał się na poboczu. Lexi wciąż trwała w bezruchu, zaciskając powieki i spazmatycznie chwytając oddech. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że chyba tylko cudem nie połamało dziewczynie żeber. Cisza dzwoniła jej w uszach, dopiero po chwili pozwalając pojąć to, co najistotniejsze.
Nie przypominała sobie zderzenia. Pamiętała ruch, jakąś postać, ale kiedy przyszło co do czego…
Otworzyła oczy. Obraz na moment rozmazał się, kiedy w panice spróbowała rozejrzeć się dookoła. Wokół auta wciąż unosił się pył, przez co Lexi miała problem z tym, by stwierdzić, gdzie w ogóle się znajdowała. Potrzebowała dłuższej chwili, by zorientować się, że samochód zatrzymał się w poprzek drogi, nieruchomy, ale przynajmniej nienaruszony. Tak przynajmniej sądziła, ale nie ufała sobie na tyle, by spróbować wysiąść i obejrzeć go z zewnątrz. Zresztą jakby w tym wszystkim najważniejsze było to, czy przypadkiem nie zarysowała lakieru!
Ktoś tam był. Jestem pewna, że ktoś tam był!
Energicznie potrząsnęła głową, próbując odrzucić od siebie niechciane myśli. Ze świstem wypuściła powietrze, próbując zapanować nad oddechem i wciąż roztrzęsionym ciałem, ale to okazało się trudniejsze niż mogłaby sobie tego życzyć. Ostatecznie z cichym jękiem odchyliła głowę i osunęła się w fotelu, niezdolna zdobyć się na żadną konkretną reakcję. Pas boleśnie wpijał jej się w pierś, ale i na to nie zwróciła większej uwagi. Liczyło się, że była cała.
Dopiero gdy pierwszy szok minął, do Lexi zaczęło dochodzić, co się wydarzyło. Jasna cholera, jakie trzeba było mieć szczęście, by drugi raz w ciągu dnia omal nie spowodować wypadku?! To brzmiało jak marny żart, za sprawą którego zdecydowanie nie była w stanie się uśmiechnąć. Och, wręcz przeciwnie – tak naprawdę miała ochotę zadzwonić z płaczem do domu i poprosić ojca, żeby po nią przyszedł. To nic, że zabrała jedyny samochód, a od pierwszych zabudowań dzieliły ją przynajmniej dwa kolejne kilometry.
Ręce wciąż jej drżały, gdy jednak spróbowała uporać się z pasami. Odetchnęła, gdy jej się to udało i niemalże z ulgą dopadła do drzwiczek, by móc wytoczyć się na zewnątrz. Zachwiała się, ale była gotowa nawet posiedzieć na ziemi, byleby tylko nie musieć dalej siedzieć w nagle klaustrofobicznie małym miejscu. Potrzebowała chwili, by zebrać myśli i w ogóle odważyć się ponownie odpalić silnik.
Niespokojnie rozejrzała się dookoła, żałując, że nikt poza nią nie zdecydował się opuścić imprezy wcześniej. A mogła zostać! Albo zawrócić. Dlaczego w ogóle posłuchała Adriena? Co prawda zrzucenie na niego wypadku i jej własnej nieuwagi nie wchodziło w grę, ale z drugiej strony… Och, gdyby jej nie nastraszył, zachowując się tak, jakby na polanie działo się coś złego, nie wracałaby do domu z duszą na ramieniu. Tym bardziej nie wylądowałaby w środku lasu tylko przez to, że wyobraźnia płatała jej figle.
Naprawdę chciała uwierzyć, że wszystko było co najwyżej wytworem jej umysłu. Mimo wszystko dla pewności podeszła do miejsca, w którym – jak sądziła – widziała stojącą na środku drogi postać. Nigdzie nie było śladu sarny, a tym bardziej ludzkiego ciała; nawet śladów na wyboistej drodze, które potwierdziłyby, że faktycznie ktoś tam stał. Co ważniejsze, również w pobliskich zaroślach nie dostrzegła niczego, co wzbudziłoby jej podejrzenia. Chociaż szukała, podświadomie wcale nie chciała poznać odpowiedzi. Za nic w świecie nie zamierzała dopuścić do siebie myśli, że być może…
Ale niczego tu nie było. Nikogo. Kompletna pustka i cisza – tak samo napięta i nieprzenikniona jak za pierwszym razem, gdy prawie wjechała w sarnę.
Odetchnęła, chociaż wciąż pozostawała roztrzęsiona. Pomyślała, że powinna wrócić do samochodu i włączyć reflektory, by dokładniej przyjrzeć się okolicy, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. Wszystko było w porządku. Na Boga, zorientowałaby się, gdyby sprawy miały się inaczej.
Naprawdę zaczynam wariować…
Wciąż drżała, kiedy zdecydowała się wrócić do samochodu. Oparła się o maskę, na chwilę przysiadając na krawędzi, by nie ryzykować, że nagle upadnie. Wsparła dłonie na przedniej klapie, w końcu pozwalając sobie na to, by się rozluźnić. Oddychała chłodnym, wieczornym powietrzem, powoli przechodząc do porządku dziennego ze wszystkim, co się wydarzyło, by w końcu dojść do wniosku, że nie stało się nic wartego uwagi. Teraz musiała tylko wrócić do domu – teraz, zaraz, bez zbędnych przystanków. Chociaż była sama, przesiadywanie w środku pogrążonego w półmroku lasu zdecydowanie nie brzmiało jak bezpieczna opcja.
Lexi potrząsnęła głową. Bezpieczna? Znała okolicę od najmłodszych lat. Nie miała powodów, by obawiać się ciemności, a jednak czuła się nieswojo. Zrzuciła to na nerwy i niedoszły wypadek, ale i tak wszystko w niej aż rwało się do natychmiastowej ucieczki.
Raz jeszcze powiodła wzrokiem dookoła, tym razem chcąc ustalić odpowiedni kierunek. Samochód zastygł w poprzek drogi, ale była pewna, że uda jej się odpowiedni go wymanewrować – i to bez dodatkowych problemów czy ewentualnego ryzyka flory, fauny czy samego pojazdu. Chyba. Wciąż była tak wytrącona z równowagi, że nawet co do tego miała wątpliwości.
W mroku nie widziała za wiele, ale była niemalże całkowicie pewna, że znajdowała się w pobliżu rzeki. Drewniany most znajdował się gdzieś w pobliżu, nie pozostawiając Lexi innego wyboru, jak spróbować do niego dotrzeć. W pośpiechu wślizgnęła się na miejsce pasażera i – w duchu modląc o to, by samochód jednak nie okazał się uszkodzony – przekręciła kluczyki w stacyjce. Silnik natychmiast zaskoczył, nim jednak dziewczyna zdążyła choćby spróbować ruszyć z miejsca, przez głośny warkot przebił się inny, niepokojący dźwięk.
Kobiecy krzyk.
Lexi zamarła z dłońmi na kierownicy. Wyprostowała się niczym struna, rozszerzonymi oczyma spoglądając w przestrzeń. Natychmiast zgasiła samochód, po czym wypadła na zewnątrz, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła. Wrzask urwał się równie nagle, co wcześniej rozbrzmiał, ale wciąż miała go w głowie. Był tak żywy, jakby ktoś stał tuż obok, krzycząc dziewczynie bezpośrednio do ucha. Nie miało znaczenia, że wcześniej zaginął w hałasie wydanym przez dopiero co pobudzony do życia silnik. Ktoś krzyczał, a skoro tak…
Coś poruszyło się tuż za plecami Lexi. Wzdrygnęła się, zaczerpnęła powietrza do płuc, gotowa również zacząć krzyczeć albo rzucić do ucieczki.
Nie miała okazji.
Cudze dłonie z siłą zacisnęły się na jej ramionach. Krzyk zamarł jej na ustach, kiedy tuż przed sobą dostrzegła skrytą w mroku postać. Widziała zaledwie niewyraźny zarys sylwetki, ale z jakiegoś powodu była pewna, że obcy spoglądał wprost na nią – że stali twarzą w twarz, podczas gdy on przeszywał ją spojrzeniem tak przenikliwym, że…
Coś przewróciło jej się w żołądku. Przez moment była pewna, że zwymiotuje.
– Och, Lexi… – doszło ją jakby z oddali.
A potem wszystko pochłonęła ciemność i nie było już nic.
~*~
Obudziła się nagle, z trudem tłumiąc krzyk. Gwałtownie poderwała się do siadu, z wrażenia omal nie spadając z łóżka. Palce nerwowo zacisnęła na pościeli, z opóźnieniem pojmując, co w ogóle działo się wokół niej. W głowie wciąż jej wirowało; potrzebowała kilku kolejnych sekund, by zawroty ustąpiły, w końcu pozwalając skupić się na czymś więcej niż… wirującym pokoju?
Poderwała się na równe nogi, tylko cudem jednak nie lądując na podłodze. Powiodła wzrokiem dookoła, co najmniej wytrącona z równowagi widokiem znajomej, należącej przecież do niej sypialni. Jasny blask wpadła przez uchylone okno, rzucając długie cienie na pokryte niebieską, miejscami odchodzącą już tapetą ściany. Chwilę przypatrywała się układającym w konkretny wzór kwiatom. Kiedyś wywracała oczami na ten widok, zwłaszcza gdy zaczęła dorastać, ale teraz wystój niewiele zmienionego przez te lata pokoju wzbudzał w Lexi dziwną, niezrozumiałą nostalgię. Z drugiej strony, być może w tym wszystkim chodziło o świadomość nadchodzącego wyjazdu, ale w tamtej chwili przyczyna pozostawała najmniej istotna.
Dziewczyna rozluźniła się, w końcu zaczynając porządkować wszystko, co działo się wokół niej. Ciężko opadła na obrotowe krzesło, łokciami opierając się o biurko. Przypadkiem potrąciła klawiaturę, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi, skupiona na innej, o wiele ważniejszej myśli.
Sen. Po prostu śniła. Dobry Boże…
Potarła skronie, czując nadchodzący ból głowy. Oczywiście, że tutaj była. Dobrze pamiętała, że opuściła imprezę zaraz po tym, jak polecił jej to Adrien. Wczorajsze wątpliwości nagle wydawały się jej dziwnie odległe i śmieszne, zwłaszcza że tak naprawdę nie miała powodów do zmartwień. To, że mogłaby śnić o kolejnym prawie że wypadku samochodowym, również nie wydawało się takie dziwne. Spotkanie pierwszego stopnia z cholerną sarną na drodze zdecydowanie było czymś, co mogło wytrącić człowieka z równowagi.
Lexi parsknęła, przez chwilę bliska tego, żeby się roześmiać – w nieco histeryczny, ale szczery sposób. Och, może jednak nie uniknęła procentów. Mogła przewidzieć, że któryś ze szkolnych kolegów okaże się na tyle „uprzejmy”, by zignorować jej stanowcze protesty przed piciem alkoholu. Jak widać „Dajcie spokój, prowadzę!” jednak nie było argumentem, który docierał do każdego. W zasadzie zaczynała dochodzić do wniosku, że jednak powinna się cieszyć z tego, że na koniec dnia jednak nie wylądowała w rzece.
Zegar na wyświetlaczu porzuconego obok łóżka telefonu uświadomił jej, że było raptem kilka minut po ósmej. Jęknęła, tym razem z frustracji, nie zaś przez nadmiar emocji. Ósma! Kto o tej godzinie zrywał się bez jakiegoś konkretnego powodu? Jakaś jej cząstka aż rwała się do tego, by wrócić do łóżka, ale Lexi wciąż czułą się pobudzona, by próbować zasnąć. Ostatecznie zrezygnowała ze snu, decydując się powlec wprost pod prysznic. Ciepła woda miała w sobie coś kojącego, nie pierwszy raz wydając się zmywać ze sobą wszelakie smutki. To było głupie i nierealne, ale Lexi i tak lubiła sobie wyobrażać, że gorący strumień wystarczył, by pozbyć się problemów – jak magiczne zaklęcie, które ot tak czyniło wszystko prostszym i bardziej znośnym.
Wmawiała to sobie przez całe miesiące po tym jak z dnia na dzień odeszła mama. Jako dorosła wciąż miała do tego skłonność, choć przecież dobrze wiedziała, że w ten sposób niczego nie zmieni. Chciała tego czy nie, magia nie istniała.
Starannie rozczesała wciąż wilgotne włosy, jakby od niechcenia przypatrując się swojemu odbiciu we wciąż zaparowanym lustrze. Nie miała cierpliwości czekać aż pomieszczenie wróci do normy, więc – nie dbając o smugi – niecierpliwym ruchem otarła zwierciadło z wilgoci. Dużo lepiej, stwierdziła, wracając do poprzedniej pozycji i znów sięgając po szczotkę. Zdążyła zaledwie wyciągnąć rękę, gdy coś innego przykuło jej uwagę, sprawiając, że momentalnie zapomniała o nierozczesanych włosach.
– Co do…?
Przekrzywiła głowę, by lepiej widzieć odsłonięte ramiona. Nachyliła się do lustra, palcami ostrożnie przesuwając po ledwo widocznych śladach, odcinających się na zaróżowionej po kąpieli skórze. Siniaki? Próbowała sobie przypomnieć, gdzie i jakim cudem mogła się ich dorobić, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy. Może podczas tańca z Adrienem, ale nie miała wtedy wrażenia, by mężczyzna trzymał ją szczególnie mocno. Wręcz przeciwnie – jego ruchy były pewne, ale nie na tyle, żeby zdołał zrobić jej krzywdę.
Och, pasy. To musiały być pasy w samochodzie. Chociażby wtedy, gdy sarna…
Ale byłą pewna, że w takim razie ślady powinny znajdować się z drugiej strony.
– Hej, Lexi, wstałaś?
Podskoczyła jak oparzona, słysząc pogodny głos ojca po drugiej stronie drzwi. Natychmiast strząsnęła włosy na ramię, chociaż dobrze wiedziała, że tata nie pokusiłby się o coś takiego, jak wtargnięcie do łazienki, skoro w niej była.
– Zaraz wychodzę! – zapewniła głosem o wiele bardziej spiętym niż chciała. Odchrząknęła, by oczyścić gardło. – Wstrzymaj się ze śniadaniem. Sama coś przygotuję.
Nie doczekała się protestów, co uznała za zgodę. Odczekała aż kroki ojca ucichnął, dopiero wtedy decydując się spojrzeć w lustro. Jej oczy wydawały się nienaturalnie duże i wystraszone, dokładnie jak tej sarny na drodze. Dezorientacja wróciła, tak jak i wątpliwości, które towarzyszyły jej od chwili przebudzenia.
Instynktownie dotknęła ramienia, ale nie odważyła się sprawdzać, czy siniaki wciąż tam były. W pośpiechu ubrała się i wyszła z łazienki, wcześniej niedbale związując włosy gumką. Zbiegła po schodach, w myślach licząc kolejne stopnie (równo piętnaście!), byleby tylko skupić się na czymś, co odciągnęłoby jej uwagę od mętliku w głowie. Przechodząc przez salon włączyła jeszcze telewizor, podkręcając dźwięk na tyle, by z kuchni być w stanie usłyszeć poranne wiadomości. W tamtej chwili wszystko wydawało się lepsze od trwania w ciszy.
– Widzę, że udana impreza. Promieniejesz, aniołku – zagaił tata. Czekał na nią przy kuchennym stole, z zaciekawieniem obserwując jak córka zaczyna miotać się na prawo i lewo, próbując zająć czymś ręce.
– Dzięki, tato – mruknęła, wywracając oczami. – Sarkazm mi nie pomaga.
– Próbowałem.
Westchnęła, po czym chcąc nie chcąc zwróciła się w jego stronę. W chwili, w której napotkała spojrzenie łagodnych, zielonych oczu ojca poczuła, że uchodzi z niej całe napięcie. Żartował sobie, ale prawda była taka, że Lexi dobrze wiedziała, że się martwił. Zresztą do kogo miałaby się zwrócić, jeśli nie do niego.
Cisza, która nagle zapadła w kuchni, miała w sobie coś przenikliwego. W pomieszczeniu słychać było tylko przytłumione dźwięki włączonego w sąsiednim pokoju telewizora.
Zachęcający uśmiech, który dotychczas majaczył na ustach mężczyzny, w końcu zniknął, wyparty przez coraz to silniejszy niepokój.
– Co jest, Lexi? – zapytał wprost tata, natychmiast podrywając się z miejsca. – Nie słyszałem, kiedy wczoraj wróciłaś. Jeśli coś się stało…
– Nie, nie. – Pokręciła głową. Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo? – Nieważne. Możesz mnie przytulić?
Samą siebie zaskoczyła tą prośbą. Jego również, ale – co było do przewidzenia – nie doczekała się ani protestów, ani tym bardziej zbędnych pytań. Natychmiast wpadła ojcu w ramiona, przez moment czując się jak szukające poczucia bezpieczeństwa dziecko. Rozluźniła się w znajomych objęciach, ale z jakiegoś powodu zamiast ulgi, poczuła jeszcze silniejszy niepokój. W oszołomieniu uprzytomniła sobie, że do oczu cisnęły jej się łzy, chociaż za żadne skarby nie potrafiła wyjaśnić, dlaczego miałaby płakać.
Przy uchu usłyszała łagodny szept ojca, ale nie potrafiła skupić się na poszczególnych słowach. Te i tak nie miały znaczenia, składając się przede wszystkim na kolejne frazesy i pytania, na które Lexi i tak nie mogła odpowiedzieć. Może gdyby potrafiła, wszystko byłoby prostsze, ale w tej sytuacji…
A potem – między kolejnymi pustymi zapewnieniami o tym, że jest w porządku – wychwyciła formalny głos prowadzącej wiadomości reporterki. To były zaledwie urywki, ale w zupełności wystarczyły, by jeszcze bardziej wytrącić Lexi z równowagi.
– … że to było zaplanowane działanie. Policja wykluczyła atak dzikiego zwierzęcia. Sprawcą bez wątpienia jest człowiek – relacjonowała z przejęciem jakaś kobieta. – Szczegóły na razie nie są znane, ale będziemy informować państwa na bieżąco.
Lexi sama nie była pewna, co podkusiło ją, by w pośpiechu oswobodzić się z uścisku ojca i ruszyć wprost do salonu. Przekroczyła próg akurat w momencie, w którym obraz telewizora zmienił się. Na tle lasu pojawiło się zdjęcie roześmianej, znajomej dziewczyny.
„Morderstwo w Rosewood” – głosił napis na czerwonym, ulokowanym u dołu ekranu pasku.
Nie…
– Przypominamy: nad ranem w okolicach Rosewood znaleziono zwłoki młodej kobiety. Policja potwierdziła już tożsamość ofiary. Z zeznań świadków wiadomo, że Susie Jonas była ostatnio widziana w okolicy…
Było coś jeszcze. Musiało, ale Lexi już nie słuchała, po prostu tkwiąc w progu, trzymając się framugi i próbując nie upaść. Wiadomości dobiegły końca i obraz znów się zmienił, płynnie przechodząc na blok reklamowy, ale to działo się jakby poza nią – odległe i pozbawione znaczenia.
Przed oczami wciąż miała las i to jakże niepasujące, kolorowe zdjęcie: fotografię uśmiechniętej, spoglądającej wprost w obiektyw Susie.
Dobry wieczór? :D Nie wiem, co tu się stało, ale absolutnie mi się podoba. Nie mogłam powstrzymać się przed złapaniem za ten rozdział i jak już zaczęłam, to napisał się sam. Oczywiście ocenę jak zawsze pozostawiam Wam, ale… Tak, jestem zadowolona. ;>
No to co, do następnego? ^^

3 komentarze:

  1. No witam.

    Ja też nie wiem, co tu się odjaniepawliło, ale jestem więcej niż pewna, że rozdział mi się podobał. Jedyną rzeczą, która mi się w nim nie podoba, to jego długość. Skończył się zdecydowanie za szybko! I mimo iż spodziewałam się, że to poczciwą różową bezę pożegnamy, przykro mi się zrobiło, kiedy moje przeczucie się potwierdziło. Troszkę przypominała mi Lydię, to najpewniej kwestia zwykłego sentymentu. Mogła być tym światełkiem w mroku rozweselającym innych bohaterów. Jak widać jednak w udziale przypadło jej bardziej zaszczytne zadanie. Wprowadzi do Rosewood dramę, której nikt nie potrzebuje, ale której jednocześnie wszyscy nie mogą się doczekać.
    Btw dziękować za "Weight of the world". Idealnie wpasowało się w klimat opowiadania i urozmaiciło mi czytanie :D
    Co się jednak tyczy pozostałych aspektów opowieści, bo jak zwykle od dvpy strony zaczęłam, podoba mi się to, jak przedstawiasz Lexi. Nie jest płaczliwą cizią, ale też nie zgrywa nieustraszonej. Reaguje tak, jak pewnie zareagowałaby większość z nas - strachem i zmieszaniem. Nie rozumie tego, co się dzieje, nie potrafi odróżnić świata realnego od snów... Ale przyjmuje to wyjątkowo naturalnie.
    Ciekawa sprawa z tymi siniakami. No i oczywiście tajemniczym nieznajomym, do którego będzie pałać niechęcią. Czy to będzie Adrien? Czy on właśnie będzie grał w drużynie dobra a nam przyjdzie poznać inną personę, tę stojącą po ciemnej stronie mocy? Ech. Jak zwykle więcej pytań niż odpowiedzi, ale chyba do tego przywykłam. I tak, nienawidzę Cię za to, ale jestem zbyt ciekawa tego, co stanie się dalej, by przemienić swoje groźby w czyny ¯\_(ツ)_/¯

    Także no, nie ma tego złego, co by na gorsze nie wyszło. Będę chować urazę do Ciebie aż do momentu epilogu - wtedy dopiero pozwolę sobie popłynąć :D

    A tymczasem życzę miłego wieczoru. Ja lecę dalej, pewnie padnie na wspomniane BD. Tam obiecuję już nie być tak pobłażliwą, bo nic cholera nie rozumiem i kolejne pytania drażnią mnie zamiast intrygować ;p

    Ściskam xo

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. 22:22

      ale ładna godzina mi się trafiła, no proszę xd

      Usuń
  2. Jej, to już koniec Susie :D Ależ się cieszę, że będę mogła zapomieć o tej bohaterce.

    Bardzo fajny obrót wydarzeń. Rozdział nieco krótszy, niż poprzedni i jakoś szybko mi się urwał, więc zaraz pędzę do kolejnego.

    Lexi niby taka harda kobitka, ale zarazem przewrażliwiona trochę i mam wrażenie, że boi się wszystkiego. Ile w ogóle lat ma bohaterka?

    Podoba mi się też relacja z ojcem. On od samego początku zaplusował u mnie za swoje teksty.

    Oki, lecę do już (niestety) ostatniego rozdziału, który mi pozostał do nadrobienia.

    Buźka! :)

    OdpowiedzUsuń