Samochód podskoczył na
kolejnej nierówności. Lexi zacisnęła drżące dłonie na kierownicy, próbując skupić
się na prowadzeniu, ale to okazało się co najmniej wymagającym zadaniem. Jej myśli
wirowały, raz po raz uciekały tam, gdzie nie powinny – do imprezy, Adrian i Susie,
która… nie zachowywała się jak Susie.
To nic…
Nic, prawda? Po prostu alkohol, powtórzyła po raz wtóry, ale z jakiegoś
powodu nie potrafiła w takie rozwiązanie uwierzyć. Wciąż się martwiła,
ogarnięta niejasnym, panicznym wręcz strachem, którego w żaden sposób nie
potrafiła wytłumaczyć. Miała ochotę wcisnąć hamulec, by choć trochę zwolnić i nie
zabić się przy próbie zawrócenia. Co prawda leśna droga nie dawała zbyt
wielkiego pola manewru, ale zawsze mogłaby spróbować. Zresztą dlaczego miałaby
ot tak posłuchać przypadkowego faceta i wracać do domu, skoro nie działo
się nic wartego uwagi?
Z
niedowierzaniem potrząsnęła głową. Miała wrażenie, że niepotrzebnie panikuje, w gruncie
rzeczy nawet nie potrafiąc wyjaśnić, co było nie tak. Okej, Susie się upiła.
Albo coś więcej, ale czego innego można było spodziewać się po ostatniej imprezie
już jakby nie patrzeć dorosłych osób, które skończyły szkołę? Tak naprawdę Lexi
nie miała okazji, by dobrze poznać tę dziewczynę. To, że Susie była słodka i miła,
nie znaczyło jeszcze, że nie piła. A nawet jeśli…
Tyle że Lexi
i tak czuła się, jakby oszukiwała samą siebie. A do tego wszystkiego umykało
jej coś nader istotnego.
„Wszystkim
się zajmę”. Prychnęła na samo wspomnienie słów Adriena – tego oraz poważnego
wyrazu twarzy, z jakim wygonił ją do auta. Jak miałaby się nie przejmować
po czymś takim?
Nerwowo
postukała palcami w kierownicę. Dłonie znów jej zadrżały, w miarę jak
walczyła sama ze sobą, próbując powstrzymać się od zbyt pochopnej decyzji. W normalnym
wypadku byłaby zachwycona, mając pretekst do wcześniejszego urwania się z imprezy,
zwłaszcza że nie chciała na nią iść, ale… Och, z jakiegoś powodu czuła się
źle. Miała wrażenie, że powinna zostać i przynajmniej dopilnować, by Susie
nie spotkało nic złego. Co prawda nie była ani jej przyjaciółką, ani niańką,
ale tak chyba byłoby lepiej. Zrzucanie odpowiedzialności na Adriena również nie
wydawało się właściwe.
Zacisnęła
usta. Adrien… Zawirowało jej w głowie na samo wspomnienie tego, jak czuła
się w jego objęciach. Jak przez mgłę pamiętała moment, w którym
pociągnął ją do tańca. Co prawda pamiętała, że się zgodziła i naprawdę
dobrze bawiła, kiedy prowadził ją w rytm muzyki, ale wspomnienie
pozostawało dziwnie odległe i jakby zamazane. Przypominało sen i to
na dodatek taki, który nie należał do niej. Zupełnie jakby oglądała cudze wspomnienia,
choć te przecież nie należały do niej.
– Taa… – mruknęła
pod nosem. Nie mogła powstrzymać się od wywrócenia oczami. – I co jeszcze?
Zaczynasz wariować, Lexi.
A teraz na
dodatek mówiła do siebie. Cudownie.
W jakiś
pokrętny sposób to pozwoliło jej się rozluźnić. Nie chciała myśleć o Adrienie,
Susie i imprezie. Odbębniła swoje i wystarczy, prawda? Przynajmniej
nie miała obawiać się wizyty zdenerwowanej (choć wciąż uroczej) koleżanki, która
z pretensją w głosie dopytywałaby się, dlaczego Lexi nie pojawiła się
w fajnym miejscu. W zasadzie poszło lepiej niż sądziła, nawet
jeśli inaczej wyobrażała sobie warunki powrotu. Teraz w końcu mogła w spokoju
odliczać do końca wakacji, a potem…
Jakiś kształt
znikąd pojawił się na drodze. Lexi miała zaledwie ułamki sekund na reakcję, bez
zastanowienia wciskając hamulec i szarpiąc za kierownicę. Samochód znów
podskoczył na nierównej drodze, po czym gwałtownie zmienił kierunek. Tym razem
nie miała tyle szczęścia, co hamując na widok sarny. Tym bardziej nie miała
szansy wyminąć przeszkody: dużo większej i – była gotowa to przysiąc – o ludzkich
kształtach. Zamknęła oczy, napięła mięśnie i zamarła w oczekiwaniu na
zderzenie, w myślach niczym mantrę powtarzając tylko jedno: Zabiję człowieka.
Zabiję człowieka…
Samochód szarpnął
po raz ostatni, po czym w końcu zatrzymał się na poboczu. Lexi wciąż trwała
w bezruchu, zaciskając powieki i spazmatycznie chwytając oddech.
Serce tłukło jej się w piersi, uderzając tak szybko i mocno, że chyba
tylko cudem nie połamało dziewczynie żeber. Cisza dzwoniła jej w uszach,
dopiero po chwili pozwalając pojąć to, co najistotniejsze.
Nie
przypominała sobie zderzenia. Pamiętała ruch, jakąś postać, ale kiedy przyszło
co do czego…
Otworzyła
oczy. Obraz na moment rozmazał się, kiedy w panice spróbowała rozejrzeć
się dookoła. Wokół auta wciąż unosił się pył, przez co Lexi miała problem z tym,
by stwierdzić, gdzie w ogóle się znajdowała. Potrzebowała dłuższej chwili,
by zorientować się, że samochód zatrzymał się w poprzek drogi, nieruchomy,
ale przynajmniej nienaruszony. Tak przynajmniej sądziła, ale nie ufała sobie na
tyle, by spróbować wysiąść i obejrzeć go z zewnątrz. Zresztą jakby w tym
wszystkim najważniejsze było to, czy przypadkiem nie zarysowała lakieru!
Ktoś tam
był. Jestem pewna, że ktoś tam był!
Energicznie
potrząsnęła głową, próbując odrzucić od siebie niechciane myśli. Ze świstem wypuściła
powietrze, próbując zapanować nad oddechem i wciąż roztrzęsionym ciałem,
ale to okazało się trudniejsze niż mogłaby sobie tego życzyć. Ostatecznie z cichym
jękiem odchyliła głowę i osunęła się w fotelu, niezdolna zdobyć się
na żadną konkretną reakcję. Pas boleśnie wpijał jej się w pierś, ale i na
to nie zwróciła większej uwagi. Liczyło się, że była cała.
Dopiero gdy
pierwszy szok minął, do Lexi zaczęło dochodzić, co się wydarzyło. Jasna
cholera, jakie trzeba było mieć szczęście, by drugi raz w ciągu dnia omal
nie spowodować wypadku?! To brzmiało jak marny żart, za sprawą którego zdecydowanie
nie była w stanie się uśmiechnąć. Och, wręcz przeciwnie – tak naprawdę
miała ochotę zadzwonić z płaczem do domu i poprosić ojca, żeby po nią
przyszedł. To nic, że zabrała jedyny samochód, a od pierwszych zabudowań
dzieliły ją przynajmniej dwa kolejne kilometry.
Ręce wciąż
jej drżały, gdy jednak spróbowała uporać się z pasami. Odetchnęła, gdy jej
się to udało i niemalże z ulgą dopadła do drzwiczek, by móc wytoczyć
się na zewnątrz. Zachwiała się, ale była gotowa nawet posiedzieć na ziemi, byleby
tylko nie musieć dalej siedzieć w nagle klaustrofobicznie małym miejscu.
Potrzebowała chwili, by zebrać myśli i w ogóle odważyć się ponownie
odpalić silnik.
Niespokojnie
rozejrzała się dookoła, żałując, że nikt poza nią nie zdecydował się opuścić
imprezy wcześniej. A mogła zostać! Albo zawrócić. Dlaczego w ogóle
posłuchała Adriena? Co prawda zrzucenie na niego wypadku i jej własnej
nieuwagi nie wchodziło w grę, ale z drugiej strony… Och, gdyby jej
nie nastraszył, zachowując się tak, jakby na polanie działo się coś złego, nie
wracałaby do domu z duszą na ramieniu. Tym bardziej nie wylądowałaby w środku
lasu tylko przez to, że wyobraźnia płatała jej figle.
Naprawdę chciała
uwierzyć, że wszystko było co najwyżej wytworem jej umysłu. Mimo wszystko dla
pewności podeszła do miejsca, w którym – jak sądziła – widziała stojącą na
środku drogi postać. Nigdzie nie było śladu sarny, a tym bardziej
ludzkiego ciała; nawet śladów na wyboistej drodze, które potwierdziłyby, że
faktycznie ktoś tam stał. Co ważniejsze, również w pobliskich zaroślach
nie dostrzegła niczego, co wzbudziłoby jej podejrzenia. Chociaż szukała,
podświadomie wcale nie chciała poznać odpowiedzi. Za nic w świecie nie
zamierzała dopuścić do siebie myśli, że być może…
Ale niczego
tu nie było. Nikogo. Kompletna pustka i cisza – tak samo napięta i nieprzenikniona
jak za pierwszym razem, gdy prawie wjechała w sarnę.
Odetchnęła,
chociaż wciąż pozostawała roztrzęsiona. Pomyślała, że powinna wrócić do
samochodu i włączyć reflektory, by dokładniej przyjrzeć się okolicy, ale
prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. Wszystko było w porządku.
Na Boga, zorientowałaby się, gdyby sprawy miały się inaczej.
Naprawdę
zaczynam wariować…
Wciąż
drżała, kiedy zdecydowała się wrócić do samochodu. Oparła się o maskę, na chwilę
przysiadając na krawędzi, by nie ryzykować, że nagle upadnie. Wsparła dłonie na
przedniej klapie, w końcu pozwalając sobie na to, by się rozluźnić. Oddychała
chłodnym, wieczornym powietrzem, powoli przechodząc do porządku dziennego ze
wszystkim, co się wydarzyło, by w końcu dojść do wniosku, że nie stało się
nic wartego uwagi. Teraz musiała tylko wrócić do domu – teraz, zaraz, bez
zbędnych przystanków. Chociaż była sama, przesiadywanie w środku pogrążonego
w półmroku lasu zdecydowanie nie brzmiało jak bezpieczna opcja.
Lexi
potrząsnęła głową. Bezpieczna? Znała okolicę od najmłodszych lat. Nie miała
powodów, by obawiać się ciemności, a jednak czuła się nieswojo. Zrzuciła
to na nerwy i niedoszły wypadek, ale i tak wszystko w niej aż
rwało się do natychmiastowej ucieczki.
Raz jeszcze
powiodła wzrokiem dookoła, tym razem chcąc ustalić odpowiedni kierunek.
Samochód zastygł w poprzek drogi, ale była pewna, że uda jej się odpowiedni
go wymanewrować – i to bez dodatkowych problemów czy ewentualnego ryzyka flory,
fauny czy samego pojazdu. Chyba. Wciąż była tak wytrącona z równowagi, że
nawet co do tego miała wątpliwości.
W mroku nie
widziała za wiele, ale była niemalże całkowicie pewna, że znajdowała się w pobliżu
rzeki. Drewniany most znajdował się gdzieś w pobliżu, nie pozostawiając
Lexi innego wyboru, jak spróbować do niego dotrzeć. W pośpiechu wślizgnęła
się na miejsce pasażera i – w duchu modląc o to, by samochód
jednak nie okazał się uszkodzony – przekręciła kluczyki w stacyjce. Silnik
natychmiast zaskoczył, nim jednak dziewczyna zdążyła choćby spróbować ruszyć z miejsca,
przez głośny warkot przebił się inny, niepokojący dźwięk.
Kobiecy
krzyk.
Lexi
zamarła z dłońmi na kierownicy. Wyprostowała się niczym struna,
rozszerzonymi oczyma spoglądając w przestrzeń. Natychmiast zgasiła samochód,
po czym wypadła na zewnątrz, niespokojnie wodząc wzrokiem dookoła. Wrzask urwał
się równie nagle, co wcześniej rozbrzmiał, ale wciąż miała go w głowie.
Był tak żywy, jakby ktoś stał tuż obok, krzycząc dziewczynie bezpośrednio do
ucha. Nie miało znaczenia, że wcześniej zaginął w hałasie wydanym przez
dopiero co pobudzony do życia silnik. Ktoś krzyczał, a skoro tak…
Coś poruszyło
się tuż za plecami Lexi. Wzdrygnęła się, zaczerpnęła powietrza do płuc, gotowa
również zacząć krzyczeć albo rzucić do ucieczki.
Nie miała
okazji.
Cudze
dłonie z siłą zacisnęły się na jej ramionach. Krzyk zamarł jej na ustach,
kiedy tuż przed sobą dostrzegła skrytą w mroku postać. Widziała zaledwie
niewyraźny zarys sylwetki, ale z jakiegoś powodu była pewna, że obcy
spoglądał wprost na nią – że stali twarzą w twarz, podczas gdy on przeszywał
ją spojrzeniem tak przenikliwym, że…
Coś przewróciło
jej się w żołądku. Przez moment była pewna, że zwymiotuje.
– Och, Lexi…
– doszło ją jakby z oddali.
A potem
wszystko pochłonęła ciemność i nie było już nic.
~*~
Obudziła się nagle, z trudem
tłumiąc krzyk. Gwałtownie poderwała się do siadu, z wrażenia omal nie
spadając z łóżka. Palce nerwowo zacisnęła na pościeli, z opóźnieniem
pojmując, co w ogóle działo się wokół niej. W głowie wciąż jej
wirowało; potrzebowała kilku kolejnych sekund, by zawroty ustąpiły, w końcu
pozwalając skupić się na czymś więcej niż… wirującym pokoju?
Poderwała
się na równe nogi, tylko cudem jednak nie lądując na podłodze. Powiodła wzrokiem
dookoła, co najmniej wytrącona z równowagi widokiem znajomej, należącej przecież
do niej sypialni. Jasny blask wpadła przez uchylone okno, rzucając długie
cienie na pokryte niebieską, miejscami odchodzącą już tapetą ściany. Chwilę przypatrywała
się układającym w konkretny wzór kwiatom. Kiedyś wywracała oczami na ten
widok, zwłaszcza gdy zaczęła dorastać, ale teraz wystój niewiele zmienionego
przez te lata pokoju wzbudzał w Lexi dziwną, niezrozumiałą nostalgię. Z drugiej
strony, być może w tym wszystkim chodziło o świadomość nadchodzącego
wyjazdu, ale w tamtej chwili przyczyna pozostawała najmniej istotna.
Dziewczyna
rozluźniła się, w końcu zaczynając porządkować wszystko, co działo się wokół
niej. Ciężko opadła na obrotowe krzesło, łokciami opierając się o biurko. Przypadkiem
potrąciła klawiaturę, ale właściwie nie zwróciła na to uwagi, skupiona na
innej, o wiele ważniejszej myśli.
Sen. Po
prostu śniła. Dobry Boże…
Potarła
skronie, czując nadchodzący ból głowy. Oczywiście, że tutaj była. Dobrze pamiętała,
że opuściła imprezę zaraz po tym, jak polecił jej to Adrien. Wczorajsze
wątpliwości nagle wydawały się jej dziwnie odległe i śmieszne, zwłaszcza
że tak naprawdę nie miała powodów do zmartwień. To, że mogłaby śnić o kolejnym
prawie że wypadku samochodowym, również nie wydawało się takie dziwne. Spotkanie
pierwszego stopnia z cholerną sarną na drodze zdecydowanie było czymś, co
mogło wytrącić człowieka z równowagi.
Lexi parsknęła,
przez chwilę bliska tego, żeby się roześmiać – w nieco histeryczny, ale
szczery sposób. Och, może jednak nie uniknęła procentów. Mogła przewidzieć, że
któryś ze szkolnych kolegów okaże się na tyle „uprzejmy”, by zignorować jej stanowcze
protesty przed piciem alkoholu. Jak widać „Dajcie spokój, prowadzę!” jednak nie
było argumentem, który docierał do każdego. W zasadzie zaczynała dochodzić
do wniosku, że jednak powinna się cieszyć z tego, że na koniec dnia jednak
nie wylądowała w rzece.
Zegar na
wyświetlaczu porzuconego obok łóżka telefonu uświadomił jej, że było raptem
kilka minut po ósmej. Jęknęła, tym razem z frustracji, nie zaś przez
nadmiar emocji. Ósma! Kto o tej godzinie zrywał się bez jakiegoś konkretnego
powodu? Jakaś jej cząstka aż rwała się do tego, by wrócić do łóżka, ale Lexi
wciąż czułą się pobudzona, by próbować zasnąć. Ostatecznie zrezygnowała ze snu,
decydując się powlec wprost pod prysznic. Ciepła woda miała w sobie coś kojącego,
nie pierwszy raz wydając się zmywać ze sobą wszelakie smutki. To było głupie i nierealne,
ale Lexi i tak lubiła sobie wyobrażać, że gorący strumień wystarczył, by
pozbyć się problemów – jak magiczne zaklęcie, które ot tak czyniło wszystko
prostszym i bardziej znośnym.
Wmawiała to
sobie przez całe miesiące po tym jak z dnia na dzień odeszła mama. Jako
dorosła wciąż miała do tego skłonność, choć przecież dobrze wiedziała, że w ten
sposób niczego nie zmieni. Chciała tego czy nie, magia nie istniała.
Starannie
rozczesała wciąż wilgotne włosy, jakby od niechcenia przypatrując się swojemu
odbiciu we wciąż zaparowanym lustrze. Nie miała cierpliwości czekać aż
pomieszczenie wróci do normy, więc – nie dbając o smugi – niecierpliwym
ruchem otarła zwierciadło z wilgoci. Dużo lepiej, stwierdziła, wracając
do poprzedniej pozycji i znów sięgając po szczotkę. Zdążyła zaledwie wyciągnąć
rękę, gdy coś innego przykuło jej uwagę, sprawiając, że momentalnie zapomniała o nierozczesanych
włosach.
– Co do…?
Przekrzywiła
głowę, by lepiej widzieć odsłonięte ramiona. Nachyliła się do lustra, palcami
ostrożnie przesuwając po ledwo widocznych śladach, odcinających się na
zaróżowionej po kąpieli skórze. Siniaki? Próbowała sobie przypomnieć, gdzie i jakim
cudem mogła się ich dorobić, ale nic sensownego nie przychodziło jej do głowy.
Może podczas tańca z Adrienem, ale nie miała wtedy wrażenia, by mężczyzna trzymał
ją szczególnie mocno. Wręcz przeciwnie – jego ruchy były pewne, ale nie na
tyle, żeby zdołał zrobić jej krzywdę.
Och, pasy.
To musiały być pasy w samochodzie. Chociażby wtedy, gdy sarna…
Ale byłą
pewna, że w takim razie ślady powinny znajdować się z drugiej strony.
– Hej,
Lexi, wstałaś?
Podskoczyła
jak oparzona, słysząc pogodny głos ojca po drugiej stronie drzwi. Natychmiast strząsnęła
włosy na ramię, chociaż dobrze wiedziała, że tata nie pokusiłby się o coś
takiego, jak wtargnięcie do łazienki, skoro w niej była.
– Zaraz
wychodzę! – zapewniła głosem o wiele bardziej spiętym niż chciała.
Odchrząknęła, by oczyścić gardło. – Wstrzymaj się ze śniadaniem. Sama coś
przygotuję.
Nie
doczekała się protestów, co uznała za zgodę. Odczekała aż kroki ojca ucichnął,
dopiero wtedy decydując się spojrzeć w lustro. Jej oczy wydawały się
nienaturalnie duże i wystraszone, dokładnie jak tej sarny na drodze.
Dezorientacja wróciła, tak jak i wątpliwości, które towarzyszyły jej od
chwili przebudzenia.
Instynktownie
dotknęła ramienia, ale nie odważyła się sprawdzać, czy siniaki wciąż tam były. W pośpiechu
ubrała się i wyszła z łazienki, wcześniej niedbale związując włosy
gumką. Zbiegła po schodach, w myślach licząc kolejne stopnie (równo
piętnaście!), byleby tylko skupić się na czymś, co odciągnęłoby jej uwagę od
mętliku w głowie. Przechodząc przez salon włączyła jeszcze telewizor,
podkręcając dźwięk na tyle, by z kuchni być w stanie usłyszeć poranne
wiadomości. W tamtej chwili wszystko wydawało się lepsze od trwania w ciszy.
– Widzę, że
udana impreza. Promieniejesz, aniołku – zagaił tata. Czekał na nią przy kuchennym
stole, z zaciekawieniem obserwując jak córka zaczyna miotać się na prawo i lewo,
próbując zająć czymś ręce.
– Dzięki,
tato – mruknęła, wywracając oczami. – Sarkazm mi nie pomaga.
–
Próbowałem.
Westchnęła,
po czym chcąc nie chcąc zwróciła się w jego stronę. W chwili, w której
napotkała spojrzenie łagodnych, zielonych oczu ojca poczuła, że uchodzi z niej
całe napięcie. Żartował sobie, ale prawda była taka, że Lexi dobrze wiedziała,
że się martwił. Zresztą do kogo miałaby się zwrócić, jeśli nie do niego.
Cisza, która
nagle zapadła w kuchni, miała w sobie coś przenikliwego. W pomieszczeniu
słychać było tylko przytłumione dźwięki włączonego w sąsiednim pokoju
telewizora.
Zachęcający
uśmiech, który dotychczas majaczył na ustach mężczyzny, w końcu zniknął,
wyparty przez coraz to silniejszy niepokój.
– Co jest,
Lexi? – zapytał wprost tata, natychmiast podrywając się z miejsca. – Nie
słyszałem, kiedy wczoraj wróciłaś. Jeśli coś się stało…
– Nie, nie.
– Pokręciła głową. Dlaczego to brzmiało jak kłamstwo? – Nieważne. Możesz mnie
przytulić?
Samą siebie
zaskoczyła tą prośbą. Jego również, ale – co było do przewidzenia – nie doczekała
się ani protestów, ani tym bardziej zbędnych pytań. Natychmiast wpadła ojcu w ramiona,
przez moment czując się jak szukające poczucia bezpieczeństwa dziecko.
Rozluźniła się w znajomych objęciach, ale z jakiegoś powodu zamiast
ulgi, poczuła jeszcze silniejszy niepokój. W oszołomieniu uprzytomniła sobie,
że do oczu cisnęły jej się łzy, chociaż za żadne skarby nie potrafiła wyjaśnić,
dlaczego miałaby płakać.
Przy uchu
usłyszała łagodny szept ojca, ale nie potrafiła skupić się na poszczególnych
słowach. Te i tak nie miały znaczenia, składając się przede wszystkim na
kolejne frazesy i pytania, na które Lexi i tak nie mogła odpowiedzieć.
Może gdyby potrafiła, wszystko byłoby prostsze, ale w tej sytuacji…
A potem –
między kolejnymi pustymi zapewnieniami o tym, że jest w porządku –
wychwyciła formalny głos prowadzącej wiadomości reporterki. To były zaledwie
urywki, ale w zupełności wystarczyły, by jeszcze bardziej wytrącić Lexi z równowagi.
– … że to
było zaplanowane działanie. Policja wykluczyła atak dzikiego zwierzęcia.
Sprawcą bez wątpienia jest człowiek – relacjonowała z przejęciem jakaś
kobieta. – Szczegóły na razie nie są znane, ale będziemy informować państwa na
bieżąco.
Lexi sama
nie była pewna, co podkusiło ją, by w pośpiechu oswobodzić się z uścisku
ojca i ruszyć wprost do salonu. Przekroczyła próg akurat w momencie, w którym
obraz telewizora zmienił się. Na tle lasu pojawiło się zdjęcie roześmianej,
znajomej dziewczyny.
„Morderstwo
w Rosewood” – głosił napis na czerwonym, ulokowanym u dołu ekranu
pasku.
Nie…
– Przypominamy:
nad ranem w okolicach Rosewood znaleziono zwłoki młodej kobiety. Policja
potwierdziła już tożsamość ofiary. Z zeznań świadków wiadomo, że Susie Jonas
była ostatnio widziana w okolicy…
Było coś
jeszcze. Musiało, ale Lexi już nie słuchała, po prostu tkwiąc w progu,
trzymając się framugi i próbując nie upaść. Wiadomości dobiegły końca i obraz
znów się zmienił, płynnie przechodząc na blok reklamowy, ale to działo się jakby
poza nią – odległe i pozbawione znaczenia.
Przed
oczami wciąż miała las i to jakże niepasujące, kolorowe zdjęcie: fotografię
uśmiechniętej, spoglądającej wprost w obiektyw Susie.
Dobry wieczór? :D Nie wiem, co tu się stało, ale absolutnie mi się podoba. Nie mogłam powstrzymać się przed złapaniem za ten rozdział i jak już zaczęłam, to napisał się sam. Oczywiście ocenę jak zawsze pozostawiam Wam, ale… Tak, jestem zadowolona. ;>No to co, do następnego? ^^
No witam.
OdpowiedzUsuńJa też nie wiem, co tu się odjaniepawliło, ale jestem więcej niż pewna, że rozdział mi się podobał. Jedyną rzeczą, która mi się w nim nie podoba, to jego długość. Skończył się zdecydowanie za szybko! I mimo iż spodziewałam się, że to poczciwą różową bezę pożegnamy, przykro mi się zrobiło, kiedy moje przeczucie się potwierdziło. Troszkę przypominała mi Lydię, to najpewniej kwestia zwykłego sentymentu. Mogła być tym światełkiem w mroku rozweselającym innych bohaterów. Jak widać jednak w udziale przypadło jej bardziej zaszczytne zadanie. Wprowadzi do Rosewood dramę, której nikt nie potrzebuje, ale której jednocześnie wszyscy nie mogą się doczekać.
Btw dziękować za "Weight of the world". Idealnie wpasowało się w klimat opowiadania i urozmaiciło mi czytanie :D
Co się jednak tyczy pozostałych aspektów opowieści, bo jak zwykle od dvpy strony zaczęłam, podoba mi się to, jak przedstawiasz Lexi. Nie jest płaczliwą cizią, ale też nie zgrywa nieustraszonej. Reaguje tak, jak pewnie zareagowałaby większość z nas - strachem i zmieszaniem. Nie rozumie tego, co się dzieje, nie potrafi odróżnić świata realnego od snów... Ale przyjmuje to wyjątkowo naturalnie.
Ciekawa sprawa z tymi siniakami. No i oczywiście tajemniczym nieznajomym, do którego będzie pałać niechęcią. Czy to będzie Adrien? Czy on właśnie będzie grał w drużynie dobra a nam przyjdzie poznać inną personę, tę stojącą po ciemnej stronie mocy? Ech. Jak zwykle więcej pytań niż odpowiedzi, ale chyba do tego przywykłam. I tak, nienawidzę Cię za to, ale jestem zbyt ciekawa tego, co stanie się dalej, by przemienić swoje groźby w czyny ¯\_(ツ)_/¯
Także no, nie ma tego złego, co by na gorsze nie wyszło. Będę chować urazę do Ciebie aż do momentu epilogu - wtedy dopiero pozwolę sobie popłynąć :D
A tymczasem życzę miłego wieczoru. Ja lecę dalej, pewnie padnie na wspomniane BD. Tam obiecuję już nie być tak pobłażliwą, bo nic cholera nie rozumiem i kolejne pytania drażnią mnie zamiast intrygować ;p
Ściskam xo
22:22
Usuńale ładna godzina mi się trafiła, no proszę xd
Jej, to już koniec Susie :D Ależ się cieszę, że będę mogła zapomieć o tej bohaterce.
OdpowiedzUsuńBardzo fajny obrót wydarzeń. Rozdział nieco krótszy, niż poprzedni i jakoś szybko mi się urwał, więc zaraz pędzę do kolejnego.
Lexi niby taka harda kobitka, ale zarazem przewrażliwiona trochę i mam wrażenie, że boi się wszystkiego. Ile w ogóle lat ma bohaterka?
Podoba mi się też relacja z ojcem. On od samego początku zaplusował u mnie za swoje teksty.
Oki, lecę do już (niestety) ostatniego rozdziału, który mi pozostał do nadrobienia.
Buźka! :)