Obudziła się nagle, dziwnie
oszołomiona. Przez chwilę leżała w ciemnościach, próbując zrozumieć
niezrozumiały, napierający ze wszystkich stron chłód i… strach. Bała się, choć
była gotowa przysiąc, że nie miała powodu. Była w domu, prawda? Pamiętała,
że położyła się spać, ale…
Ale kiedy
otworzyła oczy, nad sobą dostrzegła wyłącznie ciemność. Na atramentowym niebie
tylko w niektórych miejscach dało się dostrzec łagodnie migoczące, w większości
przysłonięte przez ciężkie chmury gwiazdy. Lexi nie widziała księżyca, zresztą
zanim zdążyła stwierdzić, czy ten w ogóle powinien gdzieś tam być, coś
innego rozproszyło jej uwagę. Łagodny szelest – coś jakby kroki – oraz
intensywny, ściągający jej uwagę na bok blask. Jak mogła nie zauważyć go
wcześniej?
Spróbowała
się poruszyć, ale jej ciało było niczym sparaliżowane. Zesztywniałe mięśnie
wydawały się ważyć tonę, ściągając oszołomioną dziewczynę w dół. Paraliż
senny? To musi być sen, pomyślała, ale wcale nie poczuła się dzięki temu
pewniej. Czuła się jakby tonęła, w każdej chwili mogąc zapaść w napierającą
ze wszystkich stron pustkę. Podświadomie pragnęła dotrzeć do tego dziwnego,
znajdującego się gdzieś na wyciągnięcie ręki blasku, gotowa przysiąc, że gdyby
tylko jej się to udało, byłaby bezpieczna. Światło oznaczało właśnie to –
świadomość, że nie mogło spotkać ją nic niedobrego.
Albo
niekoniecznie… Jak to szło? Nie idź w stronę światła?
Miała
nadzieję, że tym razem ta zasada jej nie obejmowała. Wolała nie myśleć, co w takim
razie jej umykało, jeśli było inaczej. Zwłaszcza że wszystko było tylko i wyłącznie
snem.
Śniła.
Musiała śnić. A skoro to wiedziała…
Zdołała
zacisnąć odrętwiałą dłoń w pięść. Poruszając się trochę jak w transie,
zmuszona wkładać niebotyczny wysiłek w każdy kolejny ruch, przymusiła się do
tego, by spróbować usiąść. Wrażenie było takie, jakby nagle wyrwała się z cudzego
uścisku – niewidzialnych ramion, które ściśle oplatały ją przez cały ten czas.
Usiadła z jękiem, drżąc i czując jak serce wali jej jak szalone,
trzepocąc w piersi tak gwałtownie, że dziewczynie aż zabrakło tchu. Przez
chwilę miała ochotę się obejrzeć, by upewnić się, że tuż za nią nie było kogoś
(albo czegoś), czego powinna się obawiać, ale nie zdołała się do tego zmusić.
Nie chciała wiedzieć. Zresztą w tamtej chwili interesowało ją wyłącznie
światło.
Zmrużyła
oczy w jasnym blasku, nie od razu pojmując na co patrzyła. Poruszając się
całkowicie na oślep i wspierając o ziemię, spróbowała stanąć na nogi.
Zachwiała się, zatoczyła i instynktownie przytrzymała czegoś, co nagle znalazło
się na jej drodze. Wzdrygnęła się w odpowiedzi na chłód, który przeszył
jej ciało, kiedy dotknęła nierównej powierzchni. W mroku dostrzegła
nieregularny kształt – coś, co ostatecznie okazało się kamieniem, choć nie od
razu pojęła dlaczego ten wydał jej się znajomy. Do czasu, bo zrozumienie
pojawiło się wkrótce po tym.
Fajne
miejsce, uświadomiła sobie Lexi. Odskoczyła jak oparzona, z wrażenia
omal nie potykając się o własne nogi. Obraz odzyskał na ostrości, w końcu
pozwalając jej dostrzec każdy, nawet najmniej istotny szczegół. Stała na
znajomej polanie, tej samej, na której nie tak dawno odbyła się impreza. Na
„cmentarzu”, o ile tak mogła określić skrawek zarośniętej trawą i pozastawianej
kamieniami ziemi. Wiedziała, że to tylko przenośnia, ale obserwując cieniste
kształty po zachodzie słońca, naprawdę czuła się tak, jakby patrzyła na groby.
To tylko
sen. Tylko…
Jej uwagę
znów przykuło światło – obecne, bardzo jasne i… drżące, a przynajmniej tak
pomyślała obserwując falujące drżenie. Tym razem blask jej nie oślepił, a do
Lexi dotarło, że zaledwie kilka metrów od niej płonęło ognisko. Płomienie
strzelały ku górze, sięgając to wyżej, to znów niżej, co wyjaśniało drżenie.
Dziewczyna zamarła, dygocąc równie gwałtownie, bynajmniej nie za sprawą wciąż
odczuwanego chłodu. Strach, który towarzyszył jej od chwili przebudzenia,
przybrał na sile.
Nie miała
pojęcia, co tutaj robiła. Na dłuższą metę to, że mogłaby śnić o cmentarzu,
nie było aż takie dziwnie – nie po tym, co wydarzyło się w ostatnim
czasie. Próbowała traktować pogrzeb Susie jako swego rodzaju zamknięcie pewnego
rozdziału, ale to nie było takie proste. „Śmierć mało kiedy wydaje się
logiczna” – przypomniała sobie słowa ojca, nader adekwatne w momencie, w którym
tkwiła na samym środku upiornej polany, próbując uporządkować wszystko, co
działo się wokół niej. Odpychała od siebie emocje i wspomnienia z takim
uporem, że…
– Lexi.
Zimny
dreszcz przemknął wzdłuż jej kręgosłupa. Rozpoznała ten głos, choć zabrzmiał
inaczej niż zwykle – bardziej odległy, zachrypnięty i wyprany z jakichkolwiek
emocji. Nie pasował do wiecznie roześmianej, irytująco wręcz słodkiej Susie. Co
więcej, Lexi wiedziała, że nigdy więcej nie powinna go usłyszeć.
Choć nie
chciała, spojrzała przed siebie. Przypomniała sobie ruch, który dostrzegła już
wcześniej, a który uznała wyłącznie za poruszające się płomienie. Dopiero
wtedy dostrzegła postać, która przystanęła tuż przed ogniskiem, w bezruchu
tkwiąc w miejscu. Choć wiedziała do kogo należał ten zniekształcony głos,
nie od razu rozpoznała zmarłą w stojącej tuż przed nią kobiecie.
Potrzebowała kilku kolejnych sekund, by zauważyć coś więcej poza cieniem
smukłej, oświetlonej od tyłu sylwetki. Instynktownie zrobiła krok naprzód, żeby
lepiej się przyjrzeć, po czym znów zastygła w bezruchu, gdy w końcu
wychwyciła szczegóły.
Pierwszym,
co rzuciło jej się w oczy, było to, że Susie stała przed nią naga. Lexi
wyraźnie widziała smukłą, nieskrępowaną ubraniami kobiecą sylwetkę. Zmierzwione
jasne włosy wiły się dookoła twarzy dziewczyny, poplątane i wilgotne, choć
do Lexi nie od razu dotarło co było tego powodem. Krew, uświadomiła
sobie, a lęk, który przez cały ten czas czuła, momentalnie przybrał na
sile.
Susie stała
przed nią naga i umazana krwią. Świeża posoka znaczyła jej skórę, sklejała
włosy i… wydawała się żyć własnym życiem. Smugi połyskiwały łagodnie w blasku
płomieni, układając w dziwne, niezrozumiałe dla Lexi symbole. Wpatrywała
się w nie jak urzeczona, przez dłuższą chwilę świadoma wyłącznie tłukącego
się w piersi serca. Były znajome. Mogła przysiąc, że gdzieś już je
widziała, ale kiedy spróbowała wysilić pamięć, w głowie miała wyłącznie
pustkę.
Wciąż oszołomiona, spuściła wzrok. Prawie
natychmiast tego pożałowała, zwłaszcza że jej spojrzenie mimo wszystko
koncentrowało się na Susie. Coś przewróciło jej się w żołądku, kiedy
dostrzegła jeszcze więcej krwi, tym razem znaczącej uda dziewczyny.
„Podobno
została zgwałcona. No i te znaki…” – przypomniała sobie słowa z pogrzeby.
Słyszała je tak wyraźnie, jakby chłopak z cmentarza stał tuż za nią,
szepcąc wprost do jej ucha.
– Musisz mi
pomóc. Słyszysz, Lexi? Musisz nam pomóc.
Głos Susie
wciąż dochodził do niej jakby z oddali. Dziewczyna wzdrygnęła się i poderwała
głowę, kiedy postać przy ognisku zdecydowała się przemieścić. Cienie zatańczyły
na poznaczonej skórze, kiedy zmarła zrobiła krok naprzód. Choć wciąż wydawała
się zimna i obojętna, Lexi doszukała się poruszenia w jej tonie –
błagalnej nuty, której nie potrafiła zignorować.
Cofnęła się
o krok. Jeden, a później kolejny, próbując utrzymać stałą odległość
między sobą a wciąż zbliżającą się Susie. Jednocześnie poczuła się
dziwnie, ledwo tylko oddaliła się od ogniska. Ciągnęło ją do płomieni – do
jedynego źródła światła i ciepła, które była w stanie dostrzec w okolicy
– ale nie wyobrażała sobie, że miałaby zbliżyć się do krążącej przy ogniu
koleżanki. Pragnęła odwrócić się na pięcie i uciec, ale również całkowite
pogrążenie się we wszechobecnym mroku napawało ją przerażeniem.
Susie
przystanęła przy krawędzi rzucanego przez ogień blasku. Jej jasne oczy nie wyrażały
niczego, w zamian wydając się przenikać Lexi na wskroś.
– Musisz
nam pomóc – powtórzyła cicho Susie.
Nam…
Znaczy komu…?
Nie miała
odwagi zadać tego pytana na głos. Milczała, świadoma wyłącznie coraz to
trudniejszego do zignorowania uścisku w gardle. Przystanęła w miejscu,
zdolna co najwyżej spoglądać przed siebie. Kontrolowała każdy ruch Susie,
gotowa w każdej chwili wycofać się jeszcze bardziej, gdyby zaszła taka
potrzeba.
– To się
znów zaczyna… Albo nigdy tak naprawdę nie skończyło. – Pokrwawione palce Susie
zacisnęły się w pięści. – Lexi, musisz…
Nie
usłyszała niczego więcej. Coś w słowach i spojrzeniu Susie sprawiło,
że w pośpiechu zrobiła kolejny krok. Nie zauważyła zalegającego na ziemi,
przypominającego grób kamienia. Że popełniła błąd uświadomiła sobie dopiero w chwili,
w której poczuła, że traci równowagę i jak długa poleciała w tył.
Spróbowała odzyskać pion, instynktownie chwytając się najbliższego z kamieni.
Zdołała przytrzymać się chłodnej, chropowatej powierzchni, ale i tak wylądowała
na kolanach. Przez chwilę była w stanie wyłącznie wpatrywać się w skałę
przed sobą, jednak nawet kamień nie wyglądał już tak, jak Lexi go zapamiętała.
Na nim również dostrzegła te dziwne, wydające się jarzyć w ciemnościach
symbole – krwawe ślady jak te, które dostrzegła na ciele Susie.
Czy były
tam od początku? Czy kiedykolwiek działa jakieś na którymkolwiek z kamieni?
Jej myśli wirowały, coraz to bardziej niespójne i poplątane. Nie
zapamiętała niczego takiego z imprezy, ale skoro znów była tutaj, a zmarła
prosiła ją o pomoc…
Powinna
rozumieć. Czuła to całą sobą, przez moment mając wrażenie, że spoglądała na
niemalże gotową układankę, ale przez zamgloną szybę, przez co wciąż nie
potrafiła dostrzec całości. Może gdyby bardziej skupiła, wszystko stałoby się
jasne. Może, ale… nie miała okazji.
Albo raczej
coś jej na to nie pozwoliło.
Poczuła jak
cudze ramię owija się wokół jej talii, szarpnięciem pociągając w ciemność.
Druga ręka znalazła drogę wprost do jej gardła – Lexi wyraźnie poczuła na szyi
uścisk lodowatych palców. W panice zaczerpnęła powietrza, gotowa krzyczeć,
ale oddech uleciał z jej płuc zanim zdołała wydobyć z siebie choćby
zdławiony jęk.
A potem
wszystko zniknęło i dookoła zapanowała nieprzenikniona ciemność.
~*~
Oszalałam. Całkiem
oszalałam…
Samochód
podskoczył na nierównej powierzchni. Lexi zaklęła, po czym instynktownie
mocniej zacisnęła palce na kierownicy. Zahamowała, zmuszając się do wytracenia
prędkości, kiedy dostrzegła zbliżający się moc. Musiała się uspokoić, zamiast pędzić
przed siebie na złamanie karku. Rzeka co prawda nie była głęboka, ale
wylądowanie w niej razem z samochodem zdecydowanie nie było czymś, na
co dziewczyna miała ochotę. Najdelikatniej rzecz ujmując.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Oszalałam, pomyślała po raz wtóry i przez
moment miała ochotę roześmiać się w nieco histeryczny sposób. Istniało
jakieś inne, bardziej logiczne wyjaśnienie tego, co robiła? Że w ogóle chciała
tam wracać?
Sama nie
dostrzegła absolutnie żadnego. Po prostu podjęła decyzję w tak naturalny
sposób, jakby wcześniej rozważała ją całe tygodnie albo dłużej. W jednej
chwili krzątała się po kuchni, szykując śniadanie, by w następnej chwili
rzucić wszystko i udać się prosto do samochodu. Taty nie było, więc nie
miała nikogo, kto porządnie by nią potrząsnął i zapytał, co tak naprawdę
planowała zrobić. Nie żeby sama Lexi wiedziała, co w tej sytuacji powinna
odpowiedzieć.
Wątpliwości
naszły ją dużo później, kiedy już pruła przez Rosewood, pokonując kolejne leśne
zakręty. Tym razem droga do celu zajęła jej dużo mniej czasu niż w dniu
imprezy, bez zbędnych ekscesów i zwierząt wybiegających na drogę. W zasadzie
Lexi była tak bardzo skupiona na dotarciu na polanę, że nie zwracała uwagi na
nic innego. Gdyby nie instynktowna decyzja o ostrożnym przejechaniu przez most,
do głowy by jej nie przyszło, żeby zwolnić.
Oddychała
szybko i płytko, nerwowo zaciskając dłonie na kierownicy. Rozsądek
podpowiadał jej, że powinna zawrócić, ale stanowczo odrzuciła od siebie taką możliwość.
Musiała… Zrobić co? Zobaczy, że nic nie zmieniło się po imprezie? Wiedziała, że
Susie odnaleziono w środku lasu, nie zaś na otoczonej kamieniami polanie.
Poza śmieciami, nie spodziewała się tam znaleźć niczego innego, a jednak…
Potrząsnęła
głową. Goniła za snem i taka była prawda. Za czymś nierealnym, zawiłym i coraz
to mniej wyraźnym. Jak przez mgłę pamiętała moment przebudzenia, własny krzyk
i… ciszę. Tę głuchą, przenikliwą ciszę, w której trwała, siedząc skulona
na łóżku i bezmyślnie wpatrując się w przestrzeń. To i stopniowo
rozjaśniającą się sypialnię, w miarę jak czas uciekła, a ona trwała w bezruchu,
w pewnym momencie sama już niepewna, co tak bardzo ją przeraziło.
Pamiętała, że zobaczyła Susie, ale nic ponadto. Wspomnienie snu uciekło wraz z pierwszymi
promieniami słońca, pozostawiając po sobie wyłącznie dezorientację.
Mimo
wszystko Lexi chciała wrócić na tę polanę. Po prostu tam pojechać i upewnić
się, że nie znajdzie tam niczego wartego uwagi. Nie rozumiała tego dziwnego
przekonania, że kiedy to zrobi, wszystko wróci na swoje miejsce, ale nie
zamierzała się nad tym zastanawiać. Chciała jedynie pozbyć się mętliku w głowie,
wręcz gotowa przysiąc, że wizyta w fajnym miejscu wystarczy, by z czystym
sumieniem zamknąć ten etap wżyciu.
Kiedy
odeszła mama, zachowała się bardzo podobnie. Lexi miała zaledwie siedem lat,
kiedy okazało się, że została sama z ojcem. „Mama musiała wyjechać” –
usłyszała pewnego dnia, nagle zmuszona przejść do porządku dziennego z całkowicie
nowym stanem rzeczy. Najpierw zadawała pytania, zainteresowana przede wszystkim
tym, kiedy mama miała wrócić, ale szybko przekonała się, że to nie miało sensu.
Tata zawsze wtedy się spinał, smucił i nie odpowiadał, przy pierwszej
okazji zbywając córkę jakimś lakonicznym, niezwiązanym z tematem terminem.
Z czasem przestała pytać, ale wcześniej wielokrotnie chodziła po domu,
zaglądała do niegdyś wspólnej sypialni rodziców albo kuchni, jakby w nadziei,
że znajdzie matkę w którymś z tych miejsc. Tam albo na ganku, jak
zawsze rozłożoną na ławce przed domem i z książką w ręce.
Nigdy do
tego nie doszło, a do Lexi z biegiem czasu dotarło, że czekała na
próżno. Więc przestała, w końcu przyjmując do wiadomości, że mamy już nie
ma – cokolwiek to znaczyło. Liczyła, że prędzej czy później ojciec wyjawi jej
prawdę, ale ten wyraźnie się do tego nie palił. „Po prostu odeszła. Zostawiła
nas” – słyszała za każdym razem i to bolało bardziej, niż gdyby okazało
się, że mama nie żyła. Sęk w tym, że tego ojciec nie musiałby przed nią
ukrywać.
Tak czy
siak, już jako dziecko musiała zobaczyć, żeby uwierzyć. Jadąc na polanę,
kierowała się dokładnie tą samą zasadą. Tak naprawdę nie spodziewała się
znaleźć tam niczego wartego uwagi, wręcz przeciwnie – wierzyła, że miejsce
pozostanie niezmienione. Zwłaszcza po tym śnie musiała się upewnić.
Właściwie
sama nie była pewna, czego oczekiwała. Poczuła się dziwnie, kiedy zaparkowała w pobliżu
lasu, dokładnie w miejscu, w którym zrobiła to w dniu imprezy.
Tym razem w pobliżu nie zauważyła żadnego samochodu czy choćby żywej
duszy. W oddali widziała polanę i znajome kształty, zwłaszcza w panującej
ciszy przypominające groby. Tylko one i nic poza tym. Spokój sprawiał, że Lexi
czuła się nieswojo, ale zarazem wydawał się o wiele właściwszy od rozmów i grającej
muzyki.
Przez
chwilę trwała w bezruchu, bez większego zastanowienia spoglądając przed
siebie. Dopiero po chwili zdołała się poruszyć, przy okazji uświadamiając sobie,
że podświadomie mimo wszystko na kogoś czekała. Wysiadając, niemalże
spodziewała się, że zauważy zmierzającego ku niej Adriena. Jego wspomnienie
wciąż ją dręczyło, zwłaszcza od rozmowy z detektywami, kiedy ot tak
pominęła spotkanie z mężczyzną. Przez chwilę miała ochotę poszukać
wizytówki, którą dostała i naprostować zeznania, ale odrzuciła od siebie
tę myśl równie szybko, co i ta się pojawiła.
Nie po to
tutaj przyjechała. Adrien z kolei nie był jej do niego potrzebny.
Zatrzasnęła
drzwiczki auta o wiele gwałtowniej niż zamierzała. Dźwięk zabrzmiał
niemalże jak wystrzał w panującej ciszy; serce Lexi zabiło jeszcze szybciej,
jakby chcąc wyrwać się na zewnątrz. Bez słowa – nie dając sobie czasu na
wątpliwości – dziewczyna ruszyła szybkim krokiem przed siebie, nawet nie
oglądając się za siebie.
Na polanie
wciąż walały się śmieci. Wywróciła oczami na widok porzuconych plastikowych
kubków i papierków, będących jedyną pozostałością po imprezie. To,
zadeptana trawa i nic ponadto. Szczegóły, które nijak pasowały do okolicy,
pokaźnych rozmiarów kamieni i zalanej światłem dnia polany. Lexi i tak
nie miałaby odwagi, żeby przyjechać po zmroku, tym bardziej że nawet za dnia
miejsce miało w sobie coś, co przyprawiało dziewczynę o dreszcze.
Natychmiast zrzuciła to na świadomość tego, co stało się zaledwie kilka godzin
po tym, jak opuściła to miejsce po imprezie. Może gdyby została…
Parsknęła,
nie mogąc się powstrzymać. Czuła się winna? Nie miała powodów, zwłaszcza że
nawet nie przyjaźniła się z Susie. Co zmieniłoby się, gdyby nie posłuchała
Adriena i dłużej obserwowała pijaną koleżankę?
Wszystko.
Ta myśl
przyprawiła ją o dreszcze. Nie chciała dopuścić jej do siebie wcześniej, ale
i tak nie mogła pozbyć się wątpliwości względem Adriena – jedynego obcego,
którego ot tak dopuścili do swojego towarzystwa. Jedynego, który ją odprawił i –
co gorsza – być może widział jako ostatni albo…
Zacisnęła
dłonie w pięści tylko po to, by prawie natychmiast poluzować uścisk.
Przyśpieszyła, nie tyle chcąc dotrzeć w jakieś konkretne miejsce, ale
uciec przed niechcianymi myślami. Zupełnie jakby to było takie proste! Z uwagą
śledziła wzrokiem ziemię, skupiona na stawianiu kolejnych kroków. Zatrzymała
się dopiero w chwili, w której tuż przed nią dosłownie wyrósł jeden z zalegających
na ziemi kamieni – gładki, pozbawiony jakichkolwiek napisów czy symboli.
Lexi
przystanęła przed nim w milczeniu. Czego się spodziewałam…?,
pomyślała po raz wtóry, ale i tym razem nie doczekała się odpowiedzi. W głowie
miała wyłącznie pustkę, choć i ta wydawała się czymś więcej niż tylko
wątpliwościami. Do dziewczyny dotarło, że zaczęła drżeć, choć sama nie była
pewna dlaczego – przez tę ciszę, widok miejsca ze snu czy może… coś innego.
Nerwowo
obejrzała się przez ramię. W oddali widziała swój samochód i linię
rosnących w pobliżu drzew. Słyszała łagodny szelest poruszanych liści, na
swój sposób kojący i niepokojący zarazem.
Nic
ponadto. Trawa, śmieci i odległe wspomnienie czegoś, co nawet nie było
prawdziwe.
Nie
przypominała sobie, by tamtej nocy palili ognisko. Pamiętała muzykę, śmiechy i to,
że ludzie dobrze bawili się przy kilku mocniejszych trunkach, ale na pewno nie
ogień i to pomimo tego, że właśnie taki był pierwotny plan. Susie zmieniła zdanie? To nie było do niej podobne, przynajmniej zdaniem Lexi. Mimo wszystko badała wzrokiem trawę, wypatrując choćby śladu
świadczącego o tym, że coś jej umknęło. Była gotowa przysiąc, że tak
właśnie się stało – że gdzieś na środku otoczonego kamieniami terenu miała
szansę znaleźć coś, co mogłaby uznać za wskazówkę.
To wcale
nie tak, że policja na pewno już tutaj była…
– Strata
czasu – wymamrotała, ale nie odważyła się wycofać.
Zamrugała
kilkukrotnie, czując pieczenie pod powiekami. Niecierpliwym ruchem otarła
twarz, co najmniej zaskoczona tym, że mogłoby zbierać jej się na płacz. Nie
czuła smutku, ale frustrację, nagle poirytowana brakiem jakiegokolwiek
powodzenia. Przez chwilę niemalże słyszała błagalny głos Susie, domagającej się
pomocy.
Ale to
był tylko sen, prawda? Tylko sen…
Wyprostowała
się. W zamyśleniu wciąż koncentrowała się na tym krótkim stwierdzeniu,
wciąż próbując przywołać do siebie szczegóły nocnego koszmaru. Jak przez mgłę
widziała twarz Susie, krew na jej skórze i… te znaki; pokrywające skórę, ziemię
i pobliskie kamienie. Te same, które teraz znajdowały się gdzieś na
wyciągnięciu ręki, ale pozostawały nieskazitelnie gładkie.
To nie
miało sensu. Dlaczego w ogóle tutaj przyszła, skoro nie spodziewała się
niczego znaleźć? I dlaczego czuła się aż do tego stopnia poirytowana niepowodzeniem,
które…?
Poczucie
bycia obserwowaną pojawiło się nagle. Lexi natychmiast poderwała głowę, spoglądając
wprost w miejsce, w którym zostawiła samochód.
A potem
zamarła, napotkawszy spojrzenie smukłej, skrytej tuż przy linii lasu dziewczyny
– smukłej, dziwnie znajomej blondynki.
Susie…?
To nie było
możliwe, a jednak…
Ledwo zmusiła
się do zrobienia kroku naprzód, skryta za drzewami postać odwróciła się i zniknęła
między drzewami.
Dobry wieczór? Zeszło mi, tak, ale ostatnio bardziej żyję pracą i świętami niż czymkolwiek. Sporo zmian u mnie, ale nie ma tego złego, zresztą do pisania wrócę zawsze. Tak więc rozdział jest i chyba nawet mi się podoba.Z dedykacją dla Nosferatu, bo wiem, że czekałaś. :3
Ale mnie zaszczyt kopnął z tą dedykacją :D ha!
OdpowiedzUsuńFaktycznie miałam Ci już pisać, że coś chyba zapomniałaś o tym rozdziale, bo czekałam, czekałam :P
Ja też ostatnio sama mało czasu miewam na pisanie i cokolwiek. Praca mnie strasznie absorbuje.
Rozdział jak zwykle bardzo ciekawy, trzymał w napięciu do samego początku, bo przeczytałam chyba jednym tchem.
Och, nie... znowu Susie :D Ale przynajmniej już nie taka irytująca :P Intryguje mnie ten fakt z tą dziewczyną, dlaczego Lexi musi "im" pomóc? No i oczywiście kim są "oni". Mam nadzieję, że nie będzie trzeba długo czekać na dalszą część :D
Pozdrawiam ciepło i życzę dużo weny :3