5 grudnia 2021

Rozdział XIII

Adrien milczał. Nawet nie drgnął, kiedy odpowiedziała na pytanie. Po prostu przyjął to ze spokojem, jakby wszystko, co miała mu do zakomunikowania, było najnormalniejsze na świecie.

Nienawidzę go.

Te dwa słowa zawisły gdzieś między nimi, ciężkie i niemalże materialne. Lexi czekała, wpatrzona w swoje dłonie, choć spojrzeniem raz po raz uciekała ku twarzy siedzącego tuż obok mężczyzny. Drażniła ją cisza i to, jak nieruchomy nagle okazał się jej towarzysz. Miała ochotę nim potrząsnąć – zrobić cokolwiek, byleby tylko zmusić go do rozmowy – ale ostatecznie się na to nie zdobyła.

– I co teraz? – szepnęła, czując, że oszaleje, jeśli w końcu czegoś nie powie.

– Nic. – Adrien wzruszył ramionami. – Po prostu chciałem to usłyszeć. Musiałem się upewnić.

Poderwała głowę. Tym razem spojrzała wprost na niego, przez chwilę niepewna, jak powinna zareagować. Tylko tyle…? Naciskał i doprowadził ją do takiego stanu tylko po to, by ostatecznie niczego nie zrobić?

Sięgnęła do drzwiczek po swojej stronie, ale te okazały się zamknięte. Choć doskonale słyszała kliknięcie, kiedy Adrien przejął kontrolę nad samochodem, wciąż miała nadzieję, że zdoła wysiąść. Potrzebowała powietrza, nagle czując się tak, jakby przestrzeń dookoła była zbyt mała i ciasna, by swobodnie oddychać.

– Wypuść mnie – warknęła, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego westchnienia.

– Pamiętasz, co powiedziałem, zanim przyszłaś do tartaku?

Oczywiście. Aż nazbyt dobrze pamiętała jego ostrzeżenie. Jakby na potwierdzenie tych słów symbol, który nakreślił na jej nadgarstku, dosłownie zapłonął, wydając się palić skórę. Zacisnęła dłonie w pięści, za wszelką cenę próbując ignorować dziwne uczucie.

– Mam to gdzieś.

Adrien wywrócił oczami. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, by Lexi pojęła, że nie zamierzał odpuścić.

– Zapnij pasy. Pojedziemy na wycieczkę – zapowiedział, na palcu obracając kluczyki.

Skrzywiła się. Spróbowała ich sięgnąć, ale nie miała szans, zwłaszcza że mężczyzna wydawał się spodziewać takiej reakcji. Mimo niewielkiej przestrzeni, zdołał odsunąć się na tyle, by kluczyki znalazły się poza zasięgiem jej rąk.

Lexi zacisnęła zęby. Nachyliła się, ale niewiele to dało. Próbując powstrzymać cisnącą jej się na usta wiązankę przekleństw, spojrzała wprost w obserwujące ją ciemne oczy.

Przez chwilę mierzyli się wzrokiem. Nie chciała odpuścić, ale…

– Ciebie też zaczynam nienawidzić – wymamrotała, opadając na fotel pasażera.

Doczekała się wyłącznie parsknięcia. Adrien rozluźnił się, przy pierwszej okazji odpalając silnik. Kiedy samochód gwałtownie ruszył, Lexi nie pozostało nic innego, jak tylko schować dumę do kieszeni i jednak sięgnąć po pasy.

Jeśli do tego wszystkiego rozwalisz mi samochód…

Tyle że to na dłuższą metę i tak nie miało znaczenia. Poczuła swego rodzaju ulgę, kiedy zostawili za sobą pensjonat, a może raczej przebywającego w środku mężczyznę. Robiła wszystko, byleby odrzucić od siebie niechciane myśli, jednak i to okazało się problematyczne. Jak inaczej, skoro wciąż walczyła z przysłaniającym wszystko inne mętlikiem w głowie?

Chciała znaleźć się jak najdalej. Tylko tyle, choć zarazem coś ścisnęło ją w gardle na samą myśl. To miejsce, ten dom… Wciąż czuła dziwną nostalgię na samo wspomnienie.

No i Grace. Wcale nie chciała jej tutaj zostawiać…

Wbiła wzrok w ciemność przed sobą. Nie patrzyła na Adriena, ale i tak zorientowała się, że ten prowadził z zadziwiającą wręcz wprawą. Nie miał problemu z wymanewrowaniem auta tak, by wjechać na kolejną ledwo widoczną drogę.

Lexi wyprostowała się na swoim miejscu. Serce momentalnie zabiło jej szybciej.

– Nie wieziesz mnie do domu – zorientowała się.

Nie doczekała się odpowiedzi. Tak naprawdę ta wcale nie była potrzebna. Mogła spodziewać się, że Adrien nie wysilał się tylko po to, by po chwili ciszy odwieźć ją pod dom. Zresztą prawda była taka, że Lexi wcale nie chciała się tam znaleźć.

Pełna wątpliwości, skupiła się na przemykającym za oknem krajobrazie. Nie, zdecydowanie nie zawracali do Rosewood, a przynajmniej nie w znajome okolice. Gdzieś w pamięci miała to, co powiedziała jej Grace o rzece, ale przecież niemożliwym było, żeby…

– Jedziemy nad rzekę, ale nie przejedziemy na drugą stronę – oznajmił ze stoickim spokojem Adrien.

Zesztywniała. Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi na tę rewelację. Żartował sobie? I dlaczego poczuła się tak, jakby…?

Ale to nie było możliwe. Nie to, żeby zareagował na cokolwiek z tego, co działo się w jej głowie. Nie sposób, w jaki się poruszał, czy jak złapał ją w tartaku, kiedy spadła z platformy.

Nie.

Tym razem nie doczekała się żadnej reakcji. Była za to skłonna założyć się, że Adrien napiął mięśnie, poruszony o wiele bardziej niż do tej pory.

– Pytaj, jeśli masz ochotę – powiedział w końcu. – Jesteśmy sami. Ja nie będę owijał w bawełnę.

Z niedowierzaniem potrząsnęła głową.

– Co tu się, do jasnej cholery, dzieje? – zapytała wprost.

Brwi mężczyzny powędrowały ku górze.

– A coś prostszego? To dość złożony temat, więc…

– Dobra. O co chodzi ze mną i…? – Urwała, kiedy coś ścisnęło ją w gardle. Nie była w stanie wykrztusić tego imienia.

– Dalej proszę.

Zacisnęła dłonie w pięści. Tak, zdecydowanie musiał sobie żartować.

– Niezłe to twoje nieowijanie w bawełnę – sarknęła, nie kryjąc irytacji.

– To ty pytasz strasznie chaotycznie.

Spojrzała na niego z niedowierzaniem. Odchyliła się w fotelu, krzyżując ramiona na piersi i wznosząc oczy ku górze w niemej prośbie o cierpliwość. Jeśli Adrien chciał doprowadzić ją do szału, był na dobrej drodze, nawet jeśli po części musiała przyznać mu rację.

– No dobra – dała za wygraną. – Zacznij od tartaku.

– To nie pytanie – zauważył, uśmiechając się blado. Spiorunowała go wzrokiem. – Okej, chociaż nie zdziwiłbym się, gdybyś już znała odpowiedź. Czytałaś ten artykuł.

– Tak. I nie miał dla mnie ani odrobiny sensu.

Z jakiegoś powodu poczuła się, jakby okłamywała samą siebie. Oczywiście, że wobec czegoś takiego nie dało się przejść obojętnie. Nawet gdyby nie chciała, wciąż miałaby chociaż szczątkowe teorie, choćby i nieprawdopodobne.

Obawiała się, że do głowy przychodziły jej tylko takie…

– Ten mężczyzna nie żyje. Tyle wiem – odezwała się ponownie, szybko orientując się, że Adrien wcale nie zamierza udzielić tak prostej odpowiedzi, jak mogłaby oczekiwać. – I z jakiegoś powodu wiedziałam już wcześniej. Gdyby nie to, że nie widziałam jego postaci… No, tak nie do końca. To było coś innego. – Potrząsnęła głową. – Wiesz o co mi chodzi? Tam coś było.

– Mhm. – Adrien zerknął na nią kątem oka, w końcu odrywając wzrok od drogi. – Zarzuć tą nazwą. Wiem, że chcesz – dodał takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.

Lexi mimowolnie się wzdrygnęła.

– Duch… Spotkałam ducha? – zaryzykowała, w końcu wyrzucając z siebie pierwsze, co przyszło jej do głowy.

Poczuła się idiotycznie, ledwo tylko wykrztusiła z siebie te słowa. Z drugiej strony o wiele bardziej bała się tego, co mogłaby usłyszeć w odpowiedzi.

Choć na to liczyła, Adrien się nie roześmiał.

– Po pierwszym razie przestają aż tak bardzo szokować – oznajmił w zamian.

Ze świstem wypuściła powietrze. W tamtej chwili zaczęła błogosławić fakt, że to nie ona prowadziła samochód. Gdyby było inaczej, jak nic wylądowaliby na drzewie, chociaż…

Och, mogła się tego spodziewać. W całym tym szaleństwie wydawało się najbardziej sensownym rozwiązaniem, o ile cokolwiek z tego miało zabrzmieć logicznie. Z dwojga złego wolała już spotkać ducha niż kolejną kobietę z dwojgiem ust. W końcu… Czemu nie, prawda? Po morderstwie, dziwnych snach i napatoczeniu się na istotę wyjętą żywcem z legend dalekiego wschodu, napatoczenie się na nawiedzony tartak brzmiało zaskakująco… normalnie.

Wbiła wzrok w ciemność, niemalże spodziewając się zobaczyć na drodze przed sobą coś niewłaściwego. Cokolwiek. Może nawet cholerne Bambie, które jakimś cudem wyrwało się z historii Disneya. Chyba nawet przyjęłaby to z radością, woląc już, żeby szaleństwo przybrało taki właśnie kierunek.

Najgorsze w tym wszystkim okazało się jednak to, że wcale nie poczuła się aż tak zszokowana. Przez chwilę poczuła się niemalże tak jak w chwili, w której zobaczyła pensjonat w środku lasu. Albo wtedy, gdy impulsywnie popędziła wprost do gabinetu matki, przekonana, że znajdzie tam wszystkie niezbędne odpowiedzi. Jakby jakaś jej cząstka wiedziała, czego się spodziewać i była w stanie przyjmować kolejne rewelacje ze spokojem.

– Poczekaj, bo chyba nie rozumiem… Nawiedzony tartak – powiedziała w końcu, nie odrywając wzroku od przedniej szyby. Jej głos zabrzmiał przesadnie wręcz spokojnie, choć nie czuła się nawet po części opanowana, gdzieś wewnątrz krzycząc w niebogłosy. Naprawdę miała na to ochotę! – Ganialiśmy cholernego ducha gościa, który przekręcił się w siedemdziesiątym trzecim… Czy ty słyszysz w ogóle jak to brzmi!?

– Wiesz, kiedy ujmujesz to w ten sposób…

Rzuciła Adrienowi gniewne spojrzenie. Miała ochotę nim potrząsnąć, choćby tylko po to, by przymusić go do jakiejś normalniejszej reakcji. Chciała, by przestał być tak przesadnie obojętny, wręcz znudzony. Żeby zrobił… cokolwiek!

Samochód, upomniała się w myślach. Właśnie prowadzi auto. Nie chcesz wylądować na drzewie…

Coraz bardziej wątpiła w to, czy znajdzie dość rozsądnych argumentów, by jednak zdołać zachować spokój.

– Zaczynasz być naprawdę męcząca, kiedy zachowujesz się jak jakaś histeryczka – stwierdził Adrien. – Tak tylko mówię. Nie żebym spodziewał się czegoś innego, ale…

– Co to niby ma znaczyć? – obruszyła się.

– Jedynie tyle, że jesteś męcząca – odparł wymijająco. – Nieważne. Wracając do tematu… Duch. Cóż, to trochę bardziej złożone.

Wzdrygnęła się na te słowa. Jakby to w ogóle było możliwe!

– Fakt, nie na co dzień widuję unoszące się świetliste kule – sarknęła, potrząsając z niedowierzaniem głową. – Ale nie znam się na duchach. Może to normalne, że wyglądają w ten sposób. Och, no i że atakują bez ostrzeżenia, kiedy…

Urwała, z trudem łapiąc oddech. Gdyby tylko mogła, miotałaby się na prawo i ledwo. W tamtej chwili zmuszała się do bezruchu, chcąc nie chcąc tkwiąc w pędzącym samochodzie. Co prawda liczne drzewa zmusiły Adriena do dość wolnego tempa, ale nawet gdyby chciała zaryzykować i wyskoczyć, wciąż pozostawał problem zamkniętych drzwi.

Potarła skronie, czując coraz silniejsze pulsowanie. Świetnie, tego właśnie potrzebowała. Migrena jak nic miała sprawić, by wszystko stało się łatwiejsze!

– Gdybyśmy właśnie byli w tej twojej cudownej bibliotece – oznajmił Adrien, starannie dobierając słowa – pewnie pokazałbym ci wyjaśnienie w tej samej książce, którą przeglądałaś. To, co napotkałaś w tartaku… Cóż, tak, nazwijmy to duchem. Domyślam się, co się stało, kiedy go dotknęłaś – dodał, tym samym sprawiając, że Lexi mimowolnie się wzdrygnęła.

– Nie wiem, jak to opisać…

– Nie musisz – zapewnił. Jego spokój zaczynał doprowadzać ją do szału. – Pokazałem ci artykuł, żebyś nie mogła zaprzeczać.

Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. To brzmiało nawet gorzej, kiedy ujmował sprawy w ten sposób. Co prawda takie działanie jak najbardziej jej do niego pasowało, ale i tak…

– Świetlista kula to John Carter, który lata wcześniej umarł dokładnie w tamtym miejscu. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to brzmi?

Kątem oka zauważyła, że Adrien wzruszył ramionami.

– Niewiele gorzej od tego, co już widziałaś – zauważył przytomnie. – Nazwij to duchem, jeśli tak ci wygodniej. Mnie bardziej odpowiada stwierdzenie, że to wspomnienie – przyznał, raptownie poważniejąc. – Zabijanie jest… proste. Niekoniecznie tak sprawy maja się z umieraniem.

Coś w jego słowach sprawiło, że znów zadrżała. Dlaczego to brzmi tak, jakbyś coś o tym wiedział?, pomyślała z obawą. Chciała tego czy nie, jej myśli wciąż uciekały do Susie. I chociaż naprawdę chciała uwierzyć, że Adrien miał dobre intencje, a ona nie popełniła błędu, słuchając go podczas imprezy, wcale nie była tego taka pewna.

Z jakiegoś powodu mogła utożsamić go z kimś, kto potrafił zabić. Miał coś takiego, być może w spojrzeniu, a może… Och, może coś takiego było w nim samym. Dziwny rodzaj aury, którego nie rozumiała, a którą wyczuwała coraz wyraźniej.

Wyczuła, że na nią spojrzał. Znów poczuła się tak, jakby jakimś cudem mógł stwierdzić, co działo się w jej głowie. Nie żeby to było możliwe, ale…

– Niektóre czyny… zostawiają ślady. Zinterpretuj to, jak tylko chcesz – podjął. Nie przestawał mówić, choć Lexi wcale nie miała pewności, czy chciała tego słuchać. – Tak gwałtowna śmierć jak ta z tartaku, to w zasadzie dobry przykład. Nie każdy jest na tyle czuły, by zauważyć takie rzeczy. Gdyby było inaczej, ludzie już dawno by się zorientowały. – Parsknął śmiechem, ale ani trochę nie brzmiał na rozbawionego. – Większość jest ślepa i głucha. I dobrze. Z takim podejściem nie są gotowi na to, co kryje się w ciemnościach.

– A ja niby tak? – wykrztusiła z trudem. Z równym powodzeniem mogła ograniczyć się do nic nieznaczącego ruchu warg.

– Ty czy ja to zupełnie inny przypadek – stwierdził Adrien.

Jak miała to rozumieć? Może w jego przypadku to naprawdę miałoby sens. Odkąd pojawił się w jej domu, nawet nie próbował ukrywać, że coś zdecydowanie było z nim nie tak. Mogła starać się to ignorować i udawać, że w nerwach doszukiwała się więcej niż powinna, ale przecież dobrze wiedziała, że to jak oszukiwanie samej siebie. Z drugiej strony, takie rozwiązanie wydawało się prostsze i pod każdym względem bezpieczniejsze.

Wolała nie wiedzieć, do jakich wniosków doszłaby, gdyby spróbowała przeanalizować zachowanie Adriena pod nieco innym kątem. Problem jednak polegał na tym, że sam zainteresowany nie pozostawiał jej innego wyboru.

Przez chwilę milczeli, ale to wcale nie było Lexi na rękę. Nie potrafiła się rozluźnić, a tym bardziej udawać, że nic wartego uwagi nie miało miejsca. Nie uspokoiła się nawet wtedy, gdy samochód nagle się zatrzymał, choć przez przednią szybę nie zauważyła niczego, co mogłaby uznać za warte uwagi.

Do czasu. Potrzebowała kilku kolejnych sekund, by otrząsnąć się na tyle, by jednak zwrócić uwagę na to, co działo się wokół niej. Tak naprawdę zareagowała w chwili, w której Adrien tak po prostu wysiadł, przy okazji wpuszczając do wnętrza auta chłodne powietrze. Lexi zamrugała nieco nieprzytomnie, zanim spróbowała otworzyć drzwiczki po swojej stronie. Tym razem ustąpiły bez problemu, choć nie przypominała sobie, by słyszała świadczące o zwolnieniu blokady kliknięcie.

Choć Adrien uprzedzał, co było celem ich „małej wycieczki”, momentalnie spięła się na widok rzeki. Najpierw usłyszała cichy szum, zanim w ciemnościach zdołała dostrzec leniwie płynącą wodę. Mogła tylko zgadywać jak głęboka ta była. Podejrzewała, że na tyle, by swobodnie się w niej zanurzyć, ale nie miała pewności. Zresztą nawet gdyby chciała się upewnić, nie znalazła w sobie dość odwagi, żeby zbliżyć się do brzegu.

Wyczuła ruch u swojego boku, kiedy jej towarzysz zdecydował się z nią zrównać. Na pierwszy rzut oka wyglądał spokojnie, po prostu stojąc i spoglądając w przestrzeń. Dłonie wsunął do kieszeni kurtki, przez co wydał się Lexi nie tylko rozluźniony, ale wręcz nonszalancki.

– Dlaczego mnie tu przywiozłeś? – zapytała z wahaniem.

Nie odpowiedział. W zamian popatrzył na nią dziwnie, jakby spodziewając się… Och, czegokolwiek. To była zaledwie chwila, ale wystarczyła, by Lexi poczuła się nieswojo. Czuła, że umykało jej coś istotnego.

Znów pomyślała o matce i zakazie z dzieciństwa. Nie mogła tutaj przychodzić. Nie powinna. Nie pamiętała dlaczego i równie dobrze mogła coś pomieszać. W końcu to, że jakikolwiek rodzic wolał, by jego pociecha nie pałętała się przy rwącej wodzie, na dodatek w środku lasu i na jakimś wygwizdowie, wydawało się aż nadto sensowne. Tak naprawdę nic nie musiało się za tym kryć. Cóż, na pewno nie dziwniejszego niż nadnaturalne kobiety albo duchy-wspomnienia, które atakowały „wybrane” osoby.

Skrzywiła się. Mętlik w głowie nie ustępował, ale przynajmniej mogła go ignorować. Czuła się przy tym trochę tak, jakby była pijana, ale nawet ten stan okazał się lepszy niż cokolwiek innego.

Jej spojrzenie raz po raz uciekało ku Adrienowi. Wciąż nie rozumiała, czego od niej oczekiwał. Dlaczego w ogóle tutaj byli, a on milczał, wydając się czekać na zbawienie. Kilkukrotnie przyłapała go na tym, że patrzył na nią dziwnie, zdecydowanie zbyt przenikliwie. Już samo to, że stała z nim akurat przy tej rzece, wydawało się niewłaściwe. Nie chodziło nawet o chłód czy panującą dookoła ciemność, choć takie warunki niczego nie ułatwiały. Lexi uświadomiła sobie, że zaczyna drżeć, wystawiona na napierający ze wszystkich stron chłód.

Noc zapowiadała się wyjątkowo chłodno. Być może wpływ na to miała również bliskość wody, a jednak…

Kiedy zrobiło się tak zimno?, pomyślała mimochodem.

Tego też wolała nie wiedzieć.

– Niezła rozmowa. Ubawiłam się jak nigdy – mruknęła, oplatając się ramionami. Energicznie potarła przedramiona, ale niewiele pomogło na utratę ciepła. – Skończyliśmy już? Nie wiem jak ty, ale ja wracam do auta. Jakbyś do tego oddał mi kluczyki…

– Lexi? – mruknął, zanim w ogóle zdążyła ruszyć się z miejsca.

Chcąc nie chcąc zwróciła się w jego stronę. Znów podchwyciła to dziwne, przesadnie przenikliwe spojrzenie.

– Co?

– Wciąż nie zapytałaś mnie o jedno – wyjaśnił, a kiedy nie podjęła tematu, westchnął i dodał: – O mnie. Nie zapytałaś o mnie.

– Denerwujesz mnie. Nie wiem, czy chcę wiedzieć więcej.

Adrien wywrócił oczami. Kąciki jego ust drgnęły, ale powstrzymał uśmiech.

– W normalnym wypadku to by mi wystarczyło. Wierz mi, że tak. – Spojrzenie na powrót skierował na rzekę, przez co nie mogła już obserwować jego twarzy. – Ale dzieje się za dużo, żebym mógł sobie na to pozwolić. Pozabijają mnie pewnie za to, co właśnie robię, ale trudno. Nie pierwszy raz – stwierdził, w tamtej chwili wydając się zwracać bardziej do siebie niż kogokolwiek innego.

– Zdajesz sobie sprawę, że pleciesz od rzeczy? – rzuciła z powątpiewaniem.

Miała nadzieję, że tak właśnie było. Myśl o tym, że Adrien mógłby okazać się bardziej szalony od niej, okazała się zadziwiająco kojąca. Mało prawdopodobna, ale wciąż…

A może po prostu majaczyła. Trwała w swoistym delirium od tamtego wieczora, nagle sama już niepewna, ile z tego było prawdziwe. Jak inaczej miała wyjaśnić to, że właśnie stała nad brzegiem rzeki z gościem, który równie dobrze mógł okazać się tym, który zabił Susie?

Potrząsnęła głową. Dlaczego ta perspektywa ani trochę jej nie przerażała? Czemu to wszystko wzbudzało w niej co najwyżej wątpliwości, ale nie faktyczny lęk?

I nostalgia. Ta cholerna nostalgia, którą poczuła, kiedy zobaczyła pensjonat…

On to zniszczył, pomyślała mimochodem. I wyjątkowo nie mam na myśli Adriena…

– To miejsce nic ci nie mówi, prawda? – usłyszała znajomy głos.

W roztargnieniu spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Możliwe, że próbował zwrócić na siebie uwagę już wcześniej. Lexi znów miała wrażenie, że jakimś cudem zareagował na to, co działo się w jej głowie, ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. I to bynajmniej nie dlatego, że uznała ją za nieprawdopodobną.

– A powinno? – zaryzykowała, choć odpowiedź wydawała się oczywista.

Wciąż pełna złych przeczuć, poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie przestąpiła naprzód. Nie sądziła, że będzie do tego zdolna, ale ostatecznie się udało. Zrobiła krok, a później kolejny, wciąż wpatrując się w płynąca wodę.

Dostrzegła most. Nie zwróciła na niego wcześniej uwagi, choć przecież wiedziała, że tam był. Grace sama wspominała, że znajdował się w okolicy.

Grace…

Przez chwilę miała wrażenie, że szum płynącej wody stał się głośniejszy. Uważnie wodząc wzrokiem dookoła, Lexi zrobiła kolejny krok naprzód. Wysiliła pamięć, próbując zrozumieć, do czego to wszystko zmierzało, ale w głowie miała pustkę. Czegokolwiek oczekiwał Adrien, najwyraźniej musiała go rozczarować.

Gdzieś za plecami usłyszała przeciągłe westchnienie.

– Wybacz, ale chyba nie mam innego pomysłu.

Dlaczego to brzmiało tak, jakby przepraszał…?

Chciała się odwrócić i wprost o to zapytać, ale nie miała po temu okazji. Zanim zdążyła podjąć decyzję, cudze dłonie wepchnęły ją wprost do wody.

Także tego. Ja to tu zostawiam, a reszta okaże się w trakcie. Pomysł wciąż się klaruje, choć dobrze wiem, co chcę napisać… A potem wyjdzie jak zawsze, kiedy całość zacznie żyć po swojemu. ¯\_()_/¯

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz