Adrien milczał. Nawet nie drgnął,
kiedy odpowiedziała na pytanie. Po prostu przyjął to ze
spokojem, jakby wszystko, co miała mu do zakomunikowania, było
najnormalniejsze na świecie.
Nienawidzę
go.
Te dwa
słowa zawisły gdzieś między nimi, ciężkie i niemalże materialne. Lexi
czekała, wpatrzona w swoje dłonie, choć spojrzeniem raz po raz
uciekała ku twarzy siedzącego tuż obok mężczyzny. Drażniła ją cisza i to,
jak nieruchomy nagle okazał się jej towarzysz. Miała ochotę nim
potrząsnąć – zrobić cokolwiek, byleby tylko zmusić go do rozmowy –
ale ostatecznie się na to nie zdobyła.
– I co
teraz? – szepnęła, czując, że oszaleje, jeśli w końcu czegoś nie powie.
– Nic. –
Adrien wzruszył ramionami. – Po prostu chciałem to usłyszeć. Musiałem się
upewnić.
Poderwała
głowę. Tym razem spojrzała wprost na niego, przez chwilę niepewna, jak
powinna zareagować. Tylko tyle…? Naciskał i doprowadził ją do takiego
stanu tylko po to, by ostatecznie niczego nie zrobić?
Sięgnęła do drzwiczek
po swojej stronie, ale te okazały się zamknięte. Choć doskonale
słyszała kliknięcie, kiedy Adrien przejął kontrolę nad samochodem, wciąż
miała nadzieję, że zdoła wysiąść. Potrzebowała powietrza, nagle czując się
tak, jakby przestrzeń dookoła była zbyt mała i ciasna, by swobodnie
oddychać.
– Wypuść
mnie – warknęła, ale doczekała się wyłącznie przeciągłego
westchnienia.
–
Pamiętasz, co powiedziałem, zanim przyszłaś do tartaku?
Oczywiście.
Aż nazbyt dobrze pamiętała jego ostrzeżenie. Jakby na potwierdzenie
tych słów symbol, który nakreślił na jej nadgarstku, dosłownie zapłonął,
wydając się palić skórę. Zacisnęła dłonie w pięści, za wszelką
cenę próbując ignorować dziwne uczucie.
– Mam to gdzieś.
Adrien
wywrócił oczami. Jedno jego spojrzenie wystarczyło, by Lexi pojęła,
że nie zamierzał odpuścić.
– Zapnij
pasy. Pojedziemy na wycieczkę – zapowiedział, na palcu obracając
kluczyki.
Skrzywiła
się. Spróbowała ich sięgnąć, ale nie miała szans, zwłaszcza że
mężczyzna wydawał się spodziewać takiej reakcji. Mimo niewielkiej
przestrzeni, zdołał odsunąć się na tyle, by kluczyki znalazły się
poza zasięgiem jej rąk.
Lexi
zacisnęła zęby. Nachyliła się, ale niewiele to dało. Próbując
powstrzymać cisnącą jej się na usta wiązankę przekleństw, spojrzała
wprost w obserwujące ją ciemne oczy.
Przez
chwilę mierzyli się wzrokiem. Nie chciała odpuścić, ale…
– Ciebie
też zaczynam nienawidzić – wymamrotała, opadając na fotel pasażera.
Doczekała się
wyłącznie parsknięcia. Adrien rozluźnił się, przy pierwszej okazji odpalając
silnik. Kiedy samochód gwałtownie ruszył, Lexi nie pozostało nic innego,
jak tylko schować dumę do kieszeni i jednak sięgnąć po pasy.
Jeśli do tego
wszystkiego rozwalisz mi samochód…
Tyle że to na dłuższą
metę i tak nie miało znaczenia. Poczuła swego rodzaju ulgę, kiedy
zostawili za sobą pensjonat, a może raczej przebywającego w środku
mężczyznę. Robiła wszystko, byleby odrzucić od siebie niechciane myśli,
jednak i to okazało się problematyczne. Jak inaczej, skoro wciąż
walczyła z przysłaniającym wszystko inne mętlikiem w głowie?
Chciała
znaleźć się jak najdalej. Tylko tyle, choć zarazem coś ścisnęło ją w gardle
na samą myśl. To miejsce, ten dom… Wciąż czuła dziwną nostalgię
na samo wspomnienie.
No i Grace.
Wcale nie chciała jej tutaj zostawiać…
Wbiła wzrok
w ciemność przed sobą. Nie patrzyła na Adriena, ale i tak zorientowała
się, że ten prowadził z zadziwiającą wręcz wprawą. Nie miał
problemu z wymanewrowaniem auta tak, by wjechać na kolejną ledwo
widoczną drogę.
Lexi
wyprostowała się na swoim miejscu. Serce momentalnie zabiło jej szybciej.
– Nie wieziesz
mnie do domu – zorientowała się.
Nie
doczekała się odpowiedzi. Tak naprawdę ta wcale nie była
potrzebna. Mogła spodziewać się, że Adrien nie wysilał się tylko po to,
by po chwili ciszy odwieźć ją pod dom. Zresztą prawda była taka,
że Lexi wcale nie chciała się tam znaleźć.
Pełna
wątpliwości, skupiła się na przemykającym za oknem krajobrazie.
Nie, zdecydowanie nie zawracali do Rosewood, a przynajmniej nie w znajome
okolice. Gdzieś w pamięci miała to, co powiedziała jej Grace o rzece,
ale przecież niemożliwym było, żeby…
– Jedziemy
nad rzekę, ale nie przejedziemy na drugą stronę – oznajmił ze
stoickim spokojem Adrien.
Zesztywniała.
Serce omal nie wyskoczyło jej z piersi na tę rewelację.
Żartował sobie? I dlaczego poczuła się tak, jakby…?
Ale to nie było
możliwe. Nie to, żeby zareagował na cokolwiek z tego, co działo się
w jej głowie. Nie sposób, w jaki się poruszał, czy jak
złapał ją w tartaku, kiedy spadła z platformy.
Nie.
Tym razem
nie doczekała się żadnej reakcji. Była za to skłonna założyć
się, że Adrien napiął mięśnie, poruszony o wiele bardziej niż do tej
pory.
– Pytaj,
jeśli masz ochotę – powiedział w końcu. – Jesteśmy sami. Ja nie będę
owijał w bawełnę.
Z
niedowierzaniem potrząsnęła głową.
– Co tu się,
do jasnej cholery, dzieje? – zapytała wprost.
Brwi
mężczyzny powędrowały ku górze.
– A coś
prostszego? To dość złożony temat, więc…
– Dobra. O co
chodzi ze mną i…? – Urwała, kiedy coś ścisnęło ją w gardle. Nie była
w stanie wykrztusić tego imienia.
– Dalej
proszę.
Zacisnęła
dłonie w pięści. Tak, zdecydowanie musiał sobie żartować.
– Niezłe to twoje
nieowijanie w bawełnę – sarknęła, nie kryjąc irytacji.
– To ty pytasz
strasznie chaotycznie.
Spojrzała
na niego z niedowierzaniem. Odchyliła się w fotelu,
krzyżując ramiona na piersi i wznosząc oczy ku górze w niemej
prośbie o cierpliwość. Jeśli Adrien chciał doprowadzić ją do szału,
był na dobrej drodze, nawet jeśli po części musiała przyznać mu
rację.
– No dobra
– dała za wygraną. – Zacznij od tartaku.
– To nie pytanie
– zauważył, uśmiechając się blado. Spiorunowała go wzrokiem. – Okej,
chociaż nie zdziwiłbym się, gdybyś już znała odpowiedź. Czytałaś ten artykuł.
– Tak. I
nie miał dla mnie ani odrobiny sensu.
Z jakiegoś
powodu poczuła się, jakby okłamywała samą siebie. Oczywiście, że wobec czegoś
takiego nie dało się przejść obojętnie. Nawet gdyby nie chciała,
wciąż miałaby chociaż szczątkowe teorie, choćby i nieprawdopodobne.
Obawiała
się, że do głowy przychodziły jej tylko takie…
– Ten mężczyzna
nie żyje. Tyle wiem – odezwała się ponownie, szybko orientując się,
że Adrien wcale nie zamierza udzielić tak prostej odpowiedzi, jak
mogłaby oczekiwać. – I z jakiegoś powodu wiedziałam już wcześniej.
Gdyby nie to, że nie widziałam jego postaci… No, tak nie do końca.
To było coś innego. – Potrząsnęła głową. – Wiesz o co mi chodzi? Tam coś
było.
– Mhm. – Adrien
zerknął na nią kątem oka, w końcu odrywając wzrok od drogi. – Zarzuć
tą nazwą. Wiem, że chcesz – dodał takim tonem, jakby właśnie dyskutowali o pogodzie.
Lexi
mimowolnie się wzdrygnęła.
– Duch…
Spotkałam ducha? – zaryzykowała, w końcu wyrzucając z siebie
pierwsze, co przyszło jej do głowy.
Poczuła się
idiotycznie, ledwo tylko wykrztusiła z siebie te słowa. Z drugiej
strony o wiele bardziej bała się tego, co mogłaby usłyszeć w odpowiedzi.
Choć na to liczyła,
Adrien się nie roześmiał.
– Po pierwszym
razie przestają aż tak bardzo szokować – oznajmił w zamian.
Ze świstem
wypuściła powietrze. W tamtej chwili zaczęła błogosławić fakt, że to nie ona
prowadziła samochód. Gdyby było inaczej, jak nic wylądowaliby na drzewie,
chociaż…
Och, mogła się
tego spodziewać. W całym tym szaleństwie wydawało się najbardziej
sensownym rozwiązaniem, o ile cokolwiek z tego miało zabrzmieć
logicznie. Z dwojga złego wolała już spotkać ducha niż kolejną kobietę z dwojgiem
ust. W końcu… Czemu nie, prawda? Po morderstwie, dziwnych snach i napatoczeniu się
na istotę wyjętą żywcem z legend dalekiego wschodu, napatoczenie się
na nawiedzony tartak brzmiało zaskakująco… normalnie.
Wbiła wzrok
w ciemność, niemalże spodziewając się zobaczyć na drodze przed
sobą coś niewłaściwego. Cokolwiek. Może nawet cholerne Bambie, które jakimś
cudem wyrwało się z historii Disneya. Chyba nawet przyjęłaby to z radością,
woląc już, żeby szaleństwo przybrało taki właśnie kierunek.
Najgorsze w tym
wszystkim okazało się jednak to, że wcale nie poczuła się aż tak zszokowana.
Przez chwilę poczuła się niemalże tak jak w chwili, w której
zobaczyła pensjonat w środku lasu. Albo wtedy, gdy impulsywnie
popędziła wprost do gabinetu matki, przekonana, że znajdzie tam wszystkie
niezbędne odpowiedzi. Jakby jakaś jej cząstka wiedziała, czego się spodziewać
i była w stanie przyjmować kolejne rewelacje ze spokojem.
– Poczekaj,
bo chyba nie rozumiem… Nawiedzony tartak – powiedziała w końcu, nie odrywając
wzroku od przedniej szyby. Jej głos zabrzmiał przesadnie wręcz
spokojnie, choć nie czuła się nawet po części opanowana, gdzieś
wewnątrz krzycząc w niebogłosy. Naprawdę miała na to ochotę! –
Ganialiśmy cholernego ducha gościa, który przekręcił się w siedemdziesiątym
trzecim… Czy ty słyszysz w ogóle jak to brzmi!?
– Wiesz,
kiedy ujmujesz to w ten sposób…
Rzuciła
Adrienowi gniewne spojrzenie. Miała ochotę nim potrząsnąć, choćby tylko po to,
by przymusić go do jakiejś normalniejszej reakcji. Chciała, by przestał
być tak przesadnie obojętny, wręcz znudzony. Żeby zrobił… cokolwiek!
Samochód,
upomniała się w myślach. Właśnie prowadzi auto. Nie chcesz
wylądować na drzewie…
Coraz
bardziej wątpiła w to, czy znajdzie dość rozsądnych argumentów, by jednak
zdołać zachować spokój.
– Zaczynasz
być naprawdę męcząca, kiedy zachowujesz się jak jakaś histeryczka –
stwierdził Adrien. – Tak tylko mówię. Nie żebym spodziewał się
czegoś innego, ale…
– Co to niby
ma znaczyć? – obruszyła się.
– Jedynie
tyle, że jesteś męcząca – odparł wymijająco. – Nieważne. Wracając do tematu…
Duch. Cóż, to trochę bardziej złożone.
Wzdrygnęła się
na te słowa. Jakby to w ogóle było możliwe!
– Fakt, nie na co
dzień widuję unoszące się świetliste kule – sarknęła, potrząsając z niedowierzaniem
głową. – Ale nie znam się na duchach. Może to normalne, że
wyglądają w ten sposób. Och, no i że atakują bez ostrzeżenia,
kiedy…
Urwała, z trudem
łapiąc oddech. Gdyby tylko mogła, miotałaby się na prawo i ledwo.
W tamtej chwili zmuszała się do bezruchu, chcąc nie chcąc
tkwiąc w pędzącym samochodzie. Co prawda liczne drzewa zmusiły Adriena do dość
wolnego tempa, ale nawet gdyby chciała zaryzykować i wyskoczyć, wciąż
pozostawał problem zamkniętych drzwi.
Potarła
skronie, czując coraz silniejsze pulsowanie. Świetnie, tego właśnie
potrzebowała. Migrena jak nic miała sprawić, by wszystko stało się łatwiejsze!
– Gdybyśmy
właśnie byli w tej twojej cudownej bibliotece – oznajmił Adrien, starannie
dobierając słowa – pewnie pokazałbym ci wyjaśnienie w tej samej
książce, którą przeglądałaś. To, co napotkałaś w tartaku… Cóż, tak,
nazwijmy to duchem. Domyślam się, co się stało, kiedy go dotknęłaś –
dodał, tym samym sprawiając, że Lexi mimowolnie się wzdrygnęła.
– Nie wiem,
jak to opisać…
– Nie musisz
– zapewnił. Jego spokój zaczynał doprowadzać ją do szału. – Pokazałem
ci artykuł, żebyś nie mogła zaprzeczać.
Parsknęła
pozbawionym wesołości śmiechem. To brzmiało nawet gorzej, kiedy ujmował
sprawy w ten sposób. Co prawda takie działanie jak najbardziej jej do niego
pasowało, ale i tak…
–
Świetlista kula to John Carter, który lata wcześniej umarł dokładnie w tamtym
miejscu. Zdajesz sobie sprawę z tego, jak to brzmi?
Kątem oka
zauważyła, że Adrien wzruszył ramionami.
– Niewiele
gorzej od tego, co już widziałaś – zauważył przytomnie. – Nazwij to duchem,
jeśli tak ci wygodniej. Mnie bardziej odpowiada stwierdzenie, że to wspomnienie
– przyznał, raptownie poważniejąc. – Zabijanie jest… proste. Niekoniecznie tak sprawy
maja się z umieraniem.
Coś w jego słowach
sprawiło, że znów zadrżała. Dlaczego to brzmi tak, jakbyś coś o tym
wiedział?, pomyślała z obawą. Chciała tego czy nie, jej myśli
wciąż uciekały do Susie. I chociaż naprawdę chciała uwierzyć, że
Adrien miał dobre intencje, a ona nie popełniła błędu, słuchając go
podczas imprezy, wcale nie była tego taka pewna.
Z jakiegoś
powodu mogła utożsamić go z kimś, kto potrafił zabić. Miał coś takiego,
być może w spojrzeniu, a może… Och, może coś takiego było w nim
samym. Dziwny rodzaj aury, którego nie rozumiała, a którą wyczuwała
coraz wyraźniej.
Wyczuła, że
na nią spojrzał. Znów poczuła się tak, jakby jakimś cudem mógł
stwierdzić, co działo się w jej głowie. Nie żeby to było
możliwe, ale…
– Niektóre
czyny… zostawiają ślady. Zinterpretuj to, jak tylko chcesz – podjął. Nie przestawał
mówić, choć Lexi wcale nie miała pewności, czy chciała tego słuchać.
– Tak gwałtowna śmierć jak ta z tartaku, to w zasadzie
dobry przykład. Nie każdy jest na tyle czuły, by zauważyć takie
rzeczy. Gdyby było inaczej, ludzie już dawno by się zorientowały. –
Parsknął śmiechem, ale ani trochę nie brzmiał na rozbawionego.
– Większość jest ślepa i głucha. I dobrze. Z takim podejściem
nie są gotowi na to, co kryje się w ciemnościach.
– A ja niby
tak? – wykrztusiła z trudem. Z równym powodzeniem mogła ograniczyć się
do nic nieznaczącego ruchu warg.
– Ty czy
ja to zupełnie inny przypadek – stwierdził Adrien.
Jak miała
to rozumieć? Może w jego przypadku to naprawdę miałoby sens.
Odkąd pojawił się w jej domu, nawet nie próbował ukrywać, że coś
zdecydowanie było z nim nie tak. Mogła starać się to ignorować
i udawać, że w nerwach doszukiwała się więcej niż powinna, ale przecież
dobrze wiedziała, że to jak oszukiwanie samej siebie. Z drugiej
strony, takie rozwiązanie wydawało się prostsze i pod każdym
względem bezpieczniejsze.
Wolała nie wiedzieć,
do jakich wniosków doszłaby, gdyby spróbowała przeanalizować zachowanie
Adriena pod nieco innym kątem. Problem jednak polegał na tym, że sam
zainteresowany nie pozostawiał jej innego wyboru.
Przez
chwilę milczeli, ale to wcale nie było Lexi na rękę. Nie potrafiła się
rozluźnić, a tym bardziej udawać, że nic wartego uwagi nie miało
miejsca. Nie uspokoiła się nawet wtedy, gdy samochód nagle się zatrzymał,
choć przez przednią szybę nie zauważyła niczego, co mogłaby uznać za warte
uwagi.
Do czasu.
Potrzebowała kilku kolejnych sekund, by otrząsnąć się na tyle,
by jednak zwrócić uwagę na to, co działo się wokół niej. Tak naprawdę
zareagowała w chwili, w której Adrien tak po prostu
wysiadł, przy okazji wpuszczając do wnętrza auta chłodne powietrze. Lexi
zamrugała nieco nieprzytomnie, zanim spróbowała otworzyć drzwiczki po swojej
stronie. Tym razem ustąpiły bez problemu, choć nie przypominała
sobie, by słyszała świadczące o zwolnieniu blokady kliknięcie.
Choć Adrien
uprzedzał, co było celem ich „małej wycieczki”, momentalnie spięła się
na widok rzeki. Najpierw usłyszała cichy szum, zanim w ciemnościach
zdołała dostrzec leniwie płynącą wodę. Mogła tylko zgadywać jak głęboka ta była.
Podejrzewała, że na tyle, by swobodnie się w niej zanurzyć,
ale nie miała pewności. Zresztą nawet gdyby chciała się upewnić, nie znalazła
w sobie dość odwagi, żeby zbliżyć się do brzegu.
Wyczuła
ruch u swojego boku, kiedy jej towarzysz zdecydował się z nią
zrównać. Na pierwszy rzut oka wyglądał spokojnie, po prostu stojąc i spoglądając
w przestrzeń. Dłonie wsunął do kieszeni kurtki, przez co wydał się
Lexi nie tylko rozluźniony, ale wręcz nonszalancki.
– Dlaczego
mnie tu przywiozłeś? – zapytała z wahaniem.
Nie
odpowiedział. W zamian popatrzył na nią dziwnie, jakby spodziewając
się… Och, czegokolwiek. To była zaledwie chwila, ale wystarczyła, by Lexi
poczuła się nieswojo. Czuła, że umykało jej coś istotnego.
Znów
pomyślała o matce i zakazie z dzieciństwa. Nie mogła tutaj
przychodzić. Nie powinna. Nie pamiętała dlaczego i równie dobrze
mogła coś pomieszać. W końcu to, że jakikolwiek rodzic wolał, by jego pociecha
nie pałętała się przy rwącej wodzie, na dodatek w środku
lasu i na jakimś wygwizdowie, wydawało się aż nadto sensowne.
Tak naprawdę nic nie musiało się za tym kryć. Cóż, na pewno
nie dziwniejszego niż nadnaturalne kobiety albo duchy-wspomnienia,
które atakowały „wybrane” osoby.
Skrzywiła
się. Mętlik w głowie nie ustępował, ale przynajmniej mogła go
ignorować. Czuła się przy tym trochę tak, jakby była pijana, ale nawet
ten stan okazał się lepszy niż cokolwiek innego.
Jej
spojrzenie raz po raz uciekało ku Adrienowi. Wciąż nie rozumiała,
czego od niej oczekiwał. Dlaczego w ogóle tutaj byli, a on
milczał, wydając się czekać na zbawienie. Kilkukrotnie przyłapała go
na tym, że patrzył na nią dziwnie, zdecydowanie zbyt przenikliwie.
Już samo to, że stała z nim akurat przy tej rzece, wydawało się niewłaściwe.
Nie chodziło nawet o chłód czy panującą dookoła ciemność, choć
takie warunki niczego nie ułatwiały. Lexi uświadomiła sobie, że zaczyna
drżeć, wystawiona na napierający ze wszystkich stron chłód.
Noc
zapowiadała się wyjątkowo chłodno. Być może wpływ na to miała również
bliskość wody, a jednak…
Kiedy
zrobiło się tak zimno?, pomyślała mimochodem.
Tego też
wolała nie wiedzieć.
– Niezła
rozmowa. Ubawiłam się jak nigdy – mruknęła, oplatając się ramionami.
Energicznie potarła przedramiona, ale niewiele pomogło na utratę
ciepła. – Skończyliśmy już? Nie wiem jak ty, ale ja wracam do auta.
Jakbyś do tego oddał mi kluczyki…
– Lexi? –
mruknął, zanim w ogóle zdążyła ruszyć się z miejsca.
Chcąc nie chcąc
zwróciła się w jego stronę. Znów podchwyciła to dziwne,
przesadnie przenikliwe spojrzenie.
– Co?
– Wciąż nie zapytałaś
mnie o jedno – wyjaśnił, a kiedy nie podjęła tematu, westchnął i dodał:
– O mnie. Nie zapytałaś o mnie.
–
Denerwujesz mnie. Nie wiem, czy chcę wiedzieć więcej.
Adrien
wywrócił oczami. Kąciki jego ust drgnęły, ale powstrzymał uśmiech.
– W normalnym
wypadku to by mi wystarczyło. Wierz mi, że tak. – Spojrzenie na powrót
skierował na rzekę, przez co nie mogła już obserwować jego twarzy.
– Ale dzieje się za dużo, żebym mógł sobie na to pozwolić.
Pozabijają mnie pewnie za to, co właśnie robię, ale trudno. Nie pierwszy
raz – stwierdził, w tamtej chwili wydając się zwracać bardziej do siebie
niż kogokolwiek innego.
– Zdajesz
sobie sprawę, że pleciesz od rzeczy? – rzuciła z powątpiewaniem.
Miała
nadzieję, że tak właśnie było. Myśl o tym, że Adrien mógłby okazać się
bardziej szalony od niej, okazała się zadziwiająco kojąca. Mało
prawdopodobna, ale wciąż…
A może po prostu
majaczyła. Trwała w swoistym delirium od tamtego wieczora, nagle sama
już niepewna, ile z tego było prawdziwe. Jak inaczej miała wyjaśnić to, że
właśnie stała nad brzegiem rzeki z gościem, który równie dobrze mógł
okazać się tym, który zabił Susie?
Potrząsnęła
głową. Dlaczego ta perspektywa ani trochę jej nie przerażała?
Czemu to wszystko wzbudzało w niej co najwyżej wątpliwości, ale nie faktyczny
lęk?
I
nostalgia. Ta cholerna nostalgia, którą poczuła, kiedy zobaczyła
pensjonat…
On to zniszczył,
pomyślała mimochodem. I wyjątkowo nie mam na myśli Adriena…
– To miejsce
nic ci nie mówi, prawda? – usłyszała znajomy głos.
W
roztargnieniu spojrzała na stojącego przed nią mężczyznę. Możliwe, że
próbował zwrócić na siebie uwagę już wcześniej. Lexi znów miała wrażenie,
że jakimś cudem zareagował na to, co działo się w jej głowie,
ale prawie natychmiast odrzuciła od siebie taką możliwość. I to bynajmniej
nie dlatego, że uznała ją za nieprawdopodobną.
– A powinno?
– zaryzykowała, choć odpowiedź wydawała się oczywista.
Wciąż pełna
złych przeczuć, poruszając się trochę jak w transie, ostrożnie
przestąpiła naprzód. Nie sądziła, że będzie do tego zdolna, ale ostatecznie się
udało. Zrobiła krok, a później kolejny, wciąż wpatrując się w płynąca
wodę.
Dostrzegła
most. Nie zwróciła na niego wcześniej uwagi, choć przecież wiedziała,
że tam był. Grace sama wspominała, że znajdował się w okolicy.
Grace…
Przez
chwilę miała wrażenie, że szum płynącej wody stał się głośniejszy. Uważnie
wodząc wzrokiem dookoła, Lexi zrobiła kolejny krok naprzód. Wysiliła pamięć,
próbując zrozumieć, do czego to wszystko zmierzało, ale w głowie
miała pustkę. Czegokolwiek oczekiwał Adrien, najwyraźniej musiała go
rozczarować.
Gdzieś za plecami
usłyszała przeciągłe westchnienie.
– Wybacz,
ale chyba nie mam innego pomysłu.
Dlaczego to brzmiało
tak, jakby przepraszał…?
Chciała się
odwrócić i wprost o to zapytać, ale nie miała po temu
okazji. Zanim zdążyła podjąć decyzję, cudze dłonie wepchnęły ją wprost do wody.
Także tego. Ja to tu zostawiam, a reszta okaże się w trakcie. Pomysł wciąż się klaruje, choć dobrze wiem, co chcę napisać… A potem wyjdzie jak zawsze, kiedy całość zacznie żyć po swojemu. ¯\_(ツ)_/¯
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz