3 marca 2022

Rozdział XV

Nie pierwszy raz budzi ją koszmar. Podrywa się do pionu, tłumiąc krzyk. Nie chce obudzić rodziców, aż nazbyt świadoma, że tata z samego rana wybiera się do pracy. Lexi dobrze wie, że już i tak za bardzo się o nią zamartwia, choć nie jest nic w stanie zdziałać na złe sny. To, że ona sama nie potrafi powiedzieć mu, czego dotyczą wizje, których doświadcza po zamknięciu oczu, nie pomaga.

Przyciska obie dłonie do piersi, przez chwilę świadoma wyłącznie tłukącego się w piersi serca. „To nic” – powtarza w myślach niczym mantrę. – „Już zniknęło. Nic się nie dzieje”.

Z wolna wypuszcza powietrze. Wciąż się trzęsie, ale to wydaje się niczym w porównaniu do lęku, który towarzyszył jej zaledwie chwilę wcześniej. Przymyka oczy i bierze kilka głębszych wdechów; i choć wcale nie czuje się dzięki temu jakoś szczególnie lepiej, przynajmniej jest w stanie zapanować nad wciąż rozedrganym ciałem. W końcu rozluźnia miejsce i wyrównuje oddech. Ucisk w piersi znika, pozostawiając po sobie wyłącznie wciąż drżący oddech.

Tym razem szybko się uspokaja. Chociaż tyle, mimo że nie jest pewna, czy to dobrze. Lexi nie sądzi, żeby tak było. W końcu kto lubi się bać? Ta myśl wciąż ją dręczy, kiedy niepewnie sięga w pustkę, drżącymi palcami szukając lampki nocnej. Światło rozbłyska, zbyt jasne dla nieprzywykłych do blasku oczu, ale mimo wszystko kojące. Co więcej zmienia wszystko, wydobywając z cienia znajome meble, błękitne ściany, jej pokój… Wciąż siedząc na łóżku, dziewczyna chłonnie każdy najdrobniejszy szczegół, czerpiąc poczucie bezpieczeństwa.

Jest w domu. Gdzieś za ścianą spokojnie śpią rodzice. Za kilka godzin nadejdzie świt i rozpocznie się znajome poranne zamieszanie. Sama również zwlecze się z łóżka, posłuszna budzikowi, informującemu, że najwyższa pora zebrać się do szkoły. I choć Lexi dobrze wie, że jeśli nie spróbuje znów zasnąć, powlecze się na zajęcia zmęczona, jest gotowa czuwać choćby do rana, skulona w blasku nocnej lampki.

Chociaż przez chwilę. Kilka minut, zanim…

Zamyka oczy, ale prawie natychmiast je otwiera. Boi się tego, co mogłaby sobie przypomnieć, gdyby zbyt długo przyszło jej mierzyć się z mrokiem. Zupełnie jakby w chwili, w której odcięłaby się od światła, miało wydarzyć się coś bardzo, ale to bardzo złego. Nie ma znaczenia, że już od dawna jest za duża, by bać się ciemności. Teraz czuje się niewiele lepiej niż mała dziewczynka, która z płaczem biegła do sypialni rodziców, przerażona złym snem.

Sny nie są prawdziwe. Tego, który miała, nawet nie pamięta, a jednak…

– Lexi?

Wzdryga się. Natychmiast podrywa głowę. Mocniej obejmuje się ramionami i z bijącym sercem spogląda wprost na drzwi. Nie słyszała, żeby ktoś je otwierał, a jednak mama stoi w progu, oparta o framugę i wyraźnie zmartwiona.

Jest piękna. Tak przynajmniej sądzi Lexi, nie pierwszy raz porażona zielenią oczu i gęstością lśniących, płomiennorudych loków Laury. Nie odziedziczyła ani jednego, ani drugiego. Podobno wdała się w babkę, na dodatek od strony ojca, ale nigdy nie miała okazji tego zweryfikować. Tę kobietę zna tylko z kilku zdjęć, zresztą przy matce każdy wydaje się niewystarczająco dobry. Gdyby mogła wybierać, chciałaby wyglądać jak ona.

Laura podchodzi bliżej. Na sobie ma długą, zwiewną koszulę nocną, ale nie wygląda jak ktoś wyrwany ze snu. Lexi jest gotowa założyć się, że mama jak zawsze siedziała zamknięta w gabinecie, poświęcona sobie tylko znanym sprawą. Tata już dawno przestał pytać, zupełnie jakby fakt, że jego żona potrafiła zamknąć się w pokoju na długie godziny, należał do najnormalniejszych zjawisk na ziemi.

Teraz jednak mama jest tutaj. Nie pierwszy raz zdaje się wiedzieć, że ktoś jej potrzebuje. Nie pyta o nic, tylko podchodzi bliżej, siada na skraju łóżka i zachęcająco wyciąga ramiona.

Lexi nie waha się ani przez moment. W chwili, w której otaczają ją znajome ramiona, w pełni dociera do niej, że wcale nie zdołała się rozluźnić.

– Pamiętasz cokolwiek? – słyszy tuż przy uchu.

Rude włosy muskają jej policzek. Dziewczyna wtula się w pierś matki, po czym bardzo niepewnie unosi głowę. Zielone oczy niemalże przenikają ją na wskroś, lśniące i skupione.

– Nie – przyznaje po chwili ciszy Lexi. – Ale to tylko sen, prawda? Koszmarów nie trzeba się bać.

– Nie trzeba.

Ale Laura nie brzmi na przekonaną. Coś w jej słowach sprawia, że Lexi czuje się jeszcze bardziej nieswojo.

Coś jest nie tak. Z jakiegoś powodu ma wrażenie, że to źle, że nie zapamiętała wszystkiego. Może byłoby prościej, gdyby rozumiała…

– Zamknij oczy. – Głos matki sprowadza ją na ziemię. Otwiera usta, gotowa zaprotestować, ale kobieta nie daje jej na to szansy. – Wszystko jest dobrze. Jeśli czegoś nie wolno się bać, to ciemności, Lexi.

– Ale…

– Światło niczego nie zmienia, nawet jeśli czasami takie mamy wrażenie – oznajmia z przekonaniem Laura. – Powiedziałabym wręcz, że nas rozprasza, dając fałszywe poczucie bezpieczeństwa. Czasami dużo więcej widać właśnie w ciemnościach. – Waha się przez moment. Palcami wraz po raz przeczesuje włosy wtulonej w nią córki. – Odpowiedzi szukaj w mroku.

Dreszcz wstrząsa ciałem Lexi. Coś w tych kilku słowach sprawia, że dziewczyna czuje się jeszcze bardziej nieswojo, choć nie ma pojęcia dlaczego. Jak ma je rozumieć? Dlaczego w ogóle śni o rzeczach, które uciekają z jej pamięci w chwili, w której otwiera oczy? Tata zwykle pocieszał ją zupełnie inaczej, powtarzając, że koszmarom należało dać odejść w zapomnienie – że znikały wraz z pierwszymi promieniami słońca, co jedynie dowodziło, że nie miały żadnego znaczenia. Komu w takim razie powinna ufać?

Zaciska powieki, mimo że wcale nie ma na to ochoty. A jednak coś w spokojnym oddechu, dotyku i biciu serca matki sprawia, że czuje się spokojniejsza. Przy niej ciemność nie wydaje się aż taka zła.

– Przyniosę ci coś, co pomoże. Słyszałaś kiedyś o łapaczu snów, moja kochana? – dochodzi ją ponownie spokojny głos Laury.

– Łapacze snów… – Lexi otwiera oczy. Z zaciekawieniem spogląda na matkę. – Masz taki w gabinecie… Ciebie też dręczą złe sny, mamo? – pyta pod wpływem impulsu.

Kobieta wzdycha. Przez jej twarz przechodzi cień.

– Kobiety w tej rodzinie krążą pośród cieni od dawien dawna… Czasami mam wrażenie, że koszmary są wpisane w naszą codzienność. – Laura spogląda na nią niemalże współczująco. – Niedługo sama to zrozumiesz, moja kochana. Obiecuję, że będę obok i wszystko ci wytłumaczę. Bo widzisz, Lexi… Obie jesteśmy wyjątkowe.

Lexi kiwa głową. Tej nocy nie ma żadnego powodu, by w te zapewnienia wątpić.

~*~

Ocknęła się z bólem głowy. Leżała w bezruchu, rozbudzona i aż nazbyt świadoma. Dłonie bezwiednie zacisnęła na pościeli, ale nie zdobyła się na nic więcej. Nad sobą widziała sufit, ale coś w jego kolorze, fakturze i kształcie wydał się Lexi co najmniej niewłaściwe. Nie przypominała sobie, by sklepienie w jej sypialni składało się z drewnianych desek, a tym bardziej opadało pod dziwnym kątem, właściwym dla poddasza, ale nie zwykłego pokoju na piętrze. Z drugiej strony, spoglądając w wyniszczone deski, poczuła się dziwnie spokojna, zupełnie jakby to, czego doświadczała, nie działo się po raz pierwszy.

Zrozumienie pojawiło się niemal natychmiast, ale nawet wtedy się nie poruszyła. Tym razem nie próbowała łudzić się, że wspomnienie z tartaku, wizyty w pensjonacie, a finalnie brzegu rzeki, był co najwyżej snem albo wytworem wyobraźni. Zacisnęła powieki, próbując walczyć z kalejdoskopem obrazów, te jednak nie zamierzały tak po prostu odejść w zapomnienie. Nawiedzały ją raz za razem, zbyt żywe i świeże, by mogła ot tak zacząć je ignorować.

Jeszcze zanim zdecydowała się usiąść, zaczęła podejrzewać, gdzie się znajduje. Co prawda nie miała czasu, by jakoś szczególnie przyjrzeć się pensjonatowi, do którego przywieźli ją Adrien i Grace, ale zauważyła dość. Najwyraźniej znajdowała się w jednej sypialni, gdzieś pod spadzistym dachem, który widziała.

Przez chwilę nasłuchiwała, ale dookoła panowała cisza. Lexi podniosła się powoli, mimowolnie krzywiąc, kiedy pulsowanie w skroniach przybrało na sile. Czuła się zmęczona, prawie jak po długiej chorobie, choć nie pamiętała, kiedy ostatnim razem doświadczyła czegoś podobnego. Ubranie kleiło jej się do ciała i to wystarczyło, żeby zamarzyła o prysznicu, to jednak najwyraźniej musiało poczekać. Dla pewności otarła twarz, zwłaszcza w okolicach nosa, jednak tym razem nie dostrzegła nawet śladu krwi.

To też pamiętała. Moment, w którym przez jej ciało przetoczyła się energia, gdy rzuciła się bronić Grace. I choć najpewniej powinna być przerażona, ta chwila zmieniła wszystko w sposób, którego Lexi w żaden sensowny sposób nie potrafiła opisać.

Spuściła nogi z łóżka. Nachyliła się, wspierając łokcie na udach i na moment ukrywając twarz w dłoniach. Potarła skronie, wciąż oszołomiona, ale wcale nie przerażona. Już nie. Zdołała się nawet uśmiechnąć, choć w geście nie było nawet krzty rozbawienia. Gdyby miała zgadywać, powiedziałaby raczej, że w grę wchodził szok, choć i to w pełni nie oddawało tego, co czuła. Nie, to nie było tak. Chodziło o coś innego, ale…

Ulga.

Właśnie tak. Kiedy w końcu pierwszy szok minął, na Lexi spłynęła nieopisana wręcz ulga. Zupełnie jakby jakiś zagubiony element układanki w końcu wskoczył na swoje miejsce, pozwalając jej odzyskać coś, co utraciła dawno temu. Nie zdawała sobie nawet sprawy, że czegoś takiego szukała, ale to już nie miało znaczenia. Przynajmniej na razie mogła skupić się wyłącznie na tym utraconym aspekcie, choć odzyskanie go przy okazji sprawiło, że do Lexi dotarł brak czegoś jeszcze. Wciąż nie była pełna.

Z trudem dźwignęła się na równe nogi. W pierwszym odruchu zachwiała się, ale zdołała odzyskać równowagę. Poruszając się trochę jak w transie, ruszyła ku drzwiom, bez zbędnego wahania wyślizgując na pogrążony w półmroku korytarz. Nie miała pojęcia, która godzina, a tym bardziej na ile odpłynęła, ale nie dbała o to. Ciemność jej nie przeszkadzała, na swój sposób kojąca, mimo że w ostatnim czasie nie zwiastowała niczego dobrego.

Zdołała odszukać schody, bynajmniej niezaskoczona, że doprowadziły ją do znajomego już przedpokoju. Po drodze minęła kilkoro zamkniętych drzwi, ale na żadene nie zwróciła większej uwagi. Czuła, że pukanie i tak nie miało sensu. W gruncie rzeczy sama nie była pewna, czy chciała zwrócić na siebie czyjąkolwiek uwagę. Na pewno nie Adriena, choć myśląc o tym, co zrobił, już nie czuła ani gniewu, ani strachu. Wręcz przeciwnie – do Lexi dotarło, że jakaś jej cząstka była mu naprawdę wdzięczna.

O Caine’ie próbowała nie myśleć. Tak było prościej, zwłaszcza że ten mężczyzna wciąż jawił się w jej pamięci jako cień, wzbudzając najgorsze możliwe emocje. Tak po prostu, choć przecież zawdzięczała mu życie.

Niepełna… Wciąż czuła się niepełna i…

Wszelakie myśli uleciały z jej głowy w chwili, w której znalazła się w znajomym już saloniku. Grace skuliła się w fotelu, milcząca i skupiona na wygaszonym kominku, zupełnie jakby w dawno nieużywanym palenisku mogła zobaczyć coś, co tylko ona była w stanie zrozumieć. Wyglądała na całą i to wystarczyło, żeby z ramion Lexi zdjęto ogromny ciężar. Wciąż czuła dziwne, przysłaniające wszystko inne pragnienie, by zapewnić tej dziewczynie bezpieczeństwo.

Choć była pewna, że nie wydała żadnego dźwięku, który mógłby zdradzić jej obecność, błękitne oczy błyskawicznie zwróciły się ku niej.

– Lexi – wychrypiała, gwałtownie podrywając się na równe nogi.

Grace zamarła. W jej spojrzeniu Lexi doszukała się czegoś z pogranicza niepokoju i ulgi. Zupełnie jakby spodziewała się, że dziewczyna nagle odwróci się i jednak zdecyduje uciec w popłochu.

Oczywiście, że by mogła. Gdyby tylko zechciała, wykorzystałaby okazję jeszcze w przedpokoju. Co prawda problemem mógłby okazać się brak kluczyków, bo ktoś ściągnął z niej przemoczone ubranie, kiedy straciła przytomność, ale to nie miało znaczenia. Było niczym dodatkowy szczegół, na który zwróciła uwagę z opóźnieniem, kiedy spróbowała sięgnąć do kieszeni spodni, by sprawdzić, czy w całym zamieszaniu pamiętała o wyjęciu kluczyków ze stacyjki. Wtedy pojęła, że już nie miała na sobie swoich jeansów, ale gładkie leginsy. Mogła się założyć, że suche ubrania jak nic należały do Grace.

Nosimy podobny rozmiar. To zawsze wiele ułatwiało.

Zacisnęła usta. Nie, nad tym teraz na razie nie chciała się zastanawiać.

– Dobrze widzieć, że nic ci nie jest – rzuciła jak gdyby nigdy nic.

Przestąpiła naprzód, pamiętając o śladzie z soli, znaczącym próg. Czuła, że dziewczyna śledziła każdy jej ruch, kiedy ruszyła ku niej, bez większych obaw pokonując dzielącą je odległość.

– T-tak… – Grace zamrugała. Nerwowym gestem przeczesała jasne włosy palcami. – A tobie? Lexi, ja…

– Żyję. – Wzruszyła ramionami. – Nie patrz na mnie tak dziwnie, bo zaczynam czuć się nieswojo. Wciąż jakoś się trzymam, jasne?

Nie wątpiła, że w tej sytuacji jej słowa brzmiały co najmniej dziwnie. Ona sama tak się czuła, nienaturalnie spokojna, bardziej opanowana niż do tej pory. Przez chwilę obserwowała Grace, po wyrazie jej twarzy próbując określić nastrój dziewczyny. Ostatecznie przeniosła wzrok na kominek, przesuwając się bliżej, choć nie miał jej do zaoferowania absolutnie niczego. Wygaszone palenisko nie dawało nawet odrobiny ciepła.

Cisza okazała się zbyt ciężka, by dało się ją ignorować. Kątem oka widziała, jak Grace nerwowo przestępuje z nogi na nogę. Wciąż się w nią wpatrywała, wyraźnie rwąc do tego, by coś powiedzieć, ale najwyraźniej brakowało jej słów. Co jak co, ale taki stan Lexi w zupełności potrafiła zrozumieć. Sama doświadczała czegoś pod każdym względem podobnego.

– Niech szlag trafi chłopaków – zniecierpliwiła się w końcu Grace. Wykrzywiła usta, wyraźnie czymś sfrustrowana. – Zostawili mnie z tym samą. Nie żebym spodziewała się czegoś innego – dodała pospiesznie. Westchnęła cicho, uciekając wzrokiem gdzieś w bok. – Plotę od rzeczy.

– Radzisz sobie niewiele lepiej od Adriena – przyznała z bladym uśmiechem Lexi.

– Bo to nie jest proste – obruszyła się Grace. Energicznie potrząsnęła głową. Spojrzenie na powrót utkwiła w swojej rozmówczyni. – Dla żadnego z nas. Posłuchaj, my…

– Oczywiście, że nie jest proste – przerwała ze spokojem. Uśmiechnęła się, choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna. – Zwłaszcza to, że ktoś najwyraźniej spętał mnie i moją magię.

Jej słowa zabrzmiały niewinnie, prawie jakby właśnie dyskutowała z Grace o pogodzie. Przyszły Lexi w pełni naturalnie, niczym stwierdzenie najoczywistszego na świecie faktu. Tak po prostu, jak i zrozumienie, którego doświadczyła zaraz po przebudzeniu. Jakby w chwili, w której jeden z wielu dawno zagubionych elementów wskoczył na miejsce, obraz, na który się składał – choć wciąż niejasny – przybrał na ostrości. I choć wciąż nie miała pojęcia, jak powinna to rozumieć, taki stan wydawał się pod każdym względem właściwy.

Potrzebowała… czegoś więcej. Wyjaśnień, mimo że obawiała się, iż Grace nie będzie w stanie udzielić jej aż tylu, by uznała to za wystarczające. Wciąż czegoś brakowało, ale…

– Lexi…

Grace poruszyła się niespokojnie. Wyraźnie pobladła, co zwłaszcza z jej jasnymi włosami dało niepokojący efekt. Drżącą dłoń przycisnęła do ust, wyraźnie wstrząśnięta, co zresztą wcale nie wydało się Lexi dziwne. Pewnie podobnie zareagowałaby, gdyby po wydarzeniach ostatniego dnia usłyszała akurat takie słowa.

Choć nie sądziła, że będzie do tego zdolna, wysiliła się na blady uśmiech. Aż nazbyt świadoma niezliczonych, niewypowiedzianych pytań, które zawisły gdzieś pomiędzy nimi, z wolna podeszła bliżej kominka. Ruchem tak naturalnym, jakby robiła to wielokrotnie wcześniej, wyciągnęła dłoń. Poczuła rozchodzące się po ciele ciepło i przyjęła je z ulgą. Pozwoliła, by wypełniło jej żyły, coraz intensywniejsze i znajome, choć nie przypominała sobie, kiedy ostatnim razem doświadczyła czegoś podobnego. Czuła, że nie pamiętała bardzo wielu istotnych rzeczy.

Płomienie pojawiły się znikąd, zajmując resztki pozostawionego w kominku drewna. Ogień zapłynął jasnym blaskiem, równy i prawdziwy, choć Lexi nie była na tyle zdesperowana, by to sprawdzać. Zamrugała nieco nieprzytomnie, w pośpiechu opuszczając dłoń. Mimo bijącego od płomieni ciepła zadrżała i objęła się ramionami, nagle zagubiona niczym błądzące we mgle dziecko. Chociaż to, co właśnie zrobiła, przyszło jej równie naturalnie, co i uderzenie sprzed utraty przytomności, wciąż nie tłumaczyło niczego. Wręcz przeciwnie.

– Czuję się… rozbita – wyznała, wciąż nie patrząc na Grace. Westchnęła, krzywiąc się nieznacznie w odpowiedzi na subtelne zawroty głowy. – Od dawna tego nie robiłam, prawda? Ciało musi się przyzwyczaić.

Nie była pewna, czy zwraca się do wpatrzonej w nią dziewczyny, czy może próbuje przekonać samą siebie. Chyba tak naprawdę nie chciała wiedzieć. Spokój wydawał się lepszy, przynajmniej do pewnego stopnia. Chciała skupić się na priorytetach, od pensjonatu, ostatnich wydarzeń i samej Grace zaczynając.

– Tak… Tak. – Wyczuła ruch, kiedy jej towarzyszka spróbowała wziąć się w garść. – Więc Adrienowi się udało. Znaczy…

Lexi parsknęła, nie mogąc się powstrzymać.

– O, tak! To miał być jakiś średniowieczny test rzeki? – zadrwiła, nie mogąc się powstrzymać. Z opóźnieniem uświadomiła sobie, jak źle to zabrzmiało i spróbowała nad sobą zapanować. Grace tak naprawdę nie była niczego winna. – Wybacz. Chyba wciąż nie do końca rozumiem, co się dzieje.

– To normalne. Chyba.

Zabrzmiało cudownie obiecująco, pomyślała z przekąsem, ale tym razem zachowała tę uwagę dla siebie.

– Nie wiem, czy cokolwiek w tym, co właśnie czuję, jest normalne – przyznała niechętnie. – Mam wrażenie… O rany, nie wiem, jak to opisać. Mam wrażenie, że obudziłam się ze snu… Albo wciąż śnię – poprawiła się po chwili zastanowienia. Wzrok na powrót wbiła w płomienie. – Wróciła do mnie – szepnęła, ponownie wyciągając przed siebie dłoń – i mam wrażenie, że nigdy tak naprawdę jej nie straciłam, ale wcale nie czuje się sobą. Mam wrażenie, że wielokrotnie wcześniej gościłam w tym domu, ale jednocześnie czuje, że jest mi obcy… I że powinnam wiedzieć, co robić, ale nie wiem. – Parsknęła pozbawionym wesołości śmiechem. – Czy cokolwiek z tego, co mówię, ma sens?

– Większy niż mogłoby się wydawać – rozbrzmiało w odpowiedzi.

Wzdrygnęła się na te słowa, zwłaszcza że nie wypowiedziała ich Grace. Mimo wszystko nie odwróciła się, aż nazbyt świadoma obecności przenikliwego spojrzenia Adriena. Był za nią, poza tym brzmiał na wyjątkowo zadowolonego siebie. Och, zresztą czego się spodziewała po wszystkich wcześniejszych uwagach i tym, że dopiero co był na dobrej drodze, żeby ją zabić?

A jednak nie miała mu za złe. Nie w sposób, którego mogłaby oczekiwać, choć zarazem ogarnęła ją dziwna, trudna do zinterpretowania gorycz. Wciąż wydawała się lepsza od niechęci, którą darzyła Caine’a, ale…

– Uważaj – rzuciła zaczepnym tonem. Z wolna zacisnęła dłoń w pieść, z satysfakcją obserwując jak płomienie reagują na gest, powoli się wygaszając. W pośpiechu rozprostowała palce, pozwalając, by ogień znów rozjaśnił palenisko, radośnie strzelając ku górze. – Następnym razem już mnie tak nie zaskoczysz. Nie wiem co prawda, czy cisnę tobą akurat do rzeki, ale zawsze mogę spróbować zabawić się drewnianym kołkiem. Zadziała, prawda?

Na chwilę zapanowała cisza – przerwana przez moment gwałtownym zaczerpnięciem powietrza przez Grace, ale jednak. Lexi nieznacznie potrząsnęła głową, aż nazbyt świadoma, że znów mówiła o rzeczach, które dotychczas były jej obce. A jednak teraz przychodziły naturalnie, równie oczywiste, co i wszystko inne. Napływały powoli; suche, pozbawione stosownych wspomnień fakty, które chcąc nie chcąc zdecydowała się przyjąć.

Adrien otrząsnął się jako pierwszy. Nagle po prostu się roześmiał i choć zabrzmiało to nerwowo, w jakiś pokrętny sposób zdawało się właściwsze niż cokolwiek innego.

– Pewnie zaraz pożałuję tych słów, ale dobrze mieć cię znów przy sobie, wiedźmo.

Nie zareagowała na te słowa. Prawie, bo tym razem nie powstrzymała się przed wygaszeniem płomieni, kiedy gwałtownie zacisnęła dłoń w pięść. Dym wciąż unosił się nad paleniskiem, leniwie sunąć ku górze.

Lexi w milczeniu śledziła go wzrokiem. Mimo że wszyscy wokół wydawali się odetchnąć z ulgą, jej towarzyszyła wyłącznie paląca pustka.

Chwilę mi zeszło, ale ani trochę nie miałam pewności, w jaki sposób zabrać się do tego rozdziału – kluczowego, co pewnie da się wywnioskować. Mam nadzieję, że coś się wyklarowało, chociaż wciąż nie powiedziałam wszystkiego. :D

No nic, ja pędzę do pracy. Mam nadzieję, że do napisania wkrótce, zwłaszcza że teraz powinno być dużo prościej. Miłego dnia, kochani!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz