6 kwietnia 2022

Rozdział XVI

– W porządku… W takim razie, po kolei.

Niewiele brakowało, żeby roześmiała się, słysząc własne słowa. Och, tak! W końcu to z pewnością było takie proste! Zwłaszcza mina wciąż wpatrzonej w nią, wyraźnie zdezorientowanej Grace, mówiła sama za siebie. I choć w spojrzeniu dziewczyny Lexi doszukała się ulgi, ta ostatecznie ustąpiła miejsca niepokoju.

Sama czuła się niewiele lepiej. Miała wrażenie, że balansuje gdzieś na granicy, tylko cudem zdolna do zachowania spokoju. Zupełnie jakby stąpała po linie, co prawda wciąż utrzymując równowagę, ale za to ze świadomością, że w każdej chwili mogło się to zmienić. Jeden nieostrożny krok wystarczył, żeby ostatecznie straciła równowagę, a później już tylko spadała, spadał coraz niżej…

Jak w tartaku.

Coś w tej myśli sprawiło, że prawie się uśmiechnęła.

– Powiedziałeś, że dobrze mieć mnie znów przy sobie… – podjęła, aż nazbyt świadoma przeciągającej się ciszy. Spojrzała na Adriena, po czym bez pośpiechu usiadła na najbliższym fotelu, podciągając pod siebie nogi. – Pewnie powinnam stwierdzić, że mi miło, ale na razie nie potrafię. Możesz za to powiedzieć mi, kiedy się poznaliśmy, bo mam wrażenie, że wciąż sporo mi umyka.

– Zapomniałem, jaka jesteś bezpośrednia – mruknął ze swojego miejsca Adrien.

Lexi uniosła brwi.

– Jeśli w tej chwili próbujesz prawić mi komplementy, bardzo marnie ci idzie – oznajmiła w przypływie szczerości.

Tym razem doczekała się wyłącznie poirytowanego parsknięcia. Po wyrazie twarzy Adriena trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał.

– Oboje wiemy, że jestem w tym lepszy. Sama możesz to przyznać po tamtej imprezie – przypomniał, tym samym trafiając w sedno. Lexi poruszyła się niespokojnie, nagle zaniepokojona. Gdyby już wtedy wiedziała… – To zaczęło się dobry rok temu.

Zesztywniała w odpowiedzi na te słowa. Coś zmieniło się w wyrazie twarzy i tonie Adriena, kiedy nagle spoważniał, jednak decydując się przejść do rzeczy. Obserwowała go w napięciu, wciąż nieufna, choć nie dlatego, że dopiero co próbował ją utopić. To nie tak, pomyślała i naprawdę w to wierzyła, nawet jeśli wciąż nie miała pewności, czego powinna spodziewać się po tym mężczyźnie.

Wiedziała za to, że miała przed sobą dwa wampiry. Nazwanie tego po imieniu przyszło jej równie naturalnie, co i wcześniej uporządkowanie innych istotnych faktów – zaczynając od tego, że mogłaby dysponować jakąkolwiek mocą. Równie łatwo, co i przyjęcie do świadomości, że w tartaku faktycznie mogłaby spotkać ducha. Gdyby pojechali tam teraz, a ona dostrzegłaby unoszącą się w powietrzu kulę światła, nie potrzebowałaby ani wyjaśnień, ani dowodów w postaci starej gazety, żeby uwierzyć.

Już to robiła. Wielokrotnie wcześniej, ale…

– Śmierć tej dziewczyny to nie był przypadek. W zasadzie to raczej dowód, że popełniliśmy wielki błąd. I uwierz mi, że gdyby nie naciskanie Grace, za nic bym tutaj nie wrócił – oznajmił wprost Adrien.

– Jesteś cholernym egoistą – wtrąciła sama zainteresowana.

– Jestem tutaj – przypomniał jej zniecierpliwionym głosem mężczyzna. – I jak na razie zrobiłem więcej niż ty i Caine razem wzięci. Nie dało się załatwić tego tak, żeby nie wtajemniczać tej tu – dodał, niecierpliwym gestem wskazując na Lexi.

Powstrzymała grymas, widząc ten ruch. Poderwała się na równe nogi, niecierpliwie spoglądając to jedno, to znów na drugie.

– Ja też tutaj jestem – warknęła, nie kryjąc zniecierpliwienia. – I przynajmniej trzykrotnie byłam bliska tego, żeby stracić życie. Tutaj już nie ma miejsca na to, żebym się nie mieszała.

– Lexi…

Grace zamilkła, ledwo ich spojrzenia się spotkały. Chociaż Lexi dopiero zaczynała oswajać się z myślą, że miała przed sobą kogoś, kto z łatwością mógłby pozbawić ją życia, wciąż nie potrafiła spojrzeć na dziewczynę jak na wroga. Nie tak po prostu. Widziała przede wszystkim zatroskane spojrzenie błękitnych oczu i… coś takiego… coś tak bardzo znajomego i…

Zamrugała, czując nieprzyjemne pieczenie pod powiekami. Uniosła rękę, po czym niecierpliwym ruchem otarła twarz, z zaskoczeniem odkrywając wilgoć na policzkach. Jakby tego było mało, tym razem w grę nie wchodziła krew, ale to ani trochę Lexi nie uspokoiło.

– Czy my…? – Zawahała się. Wciąż jak urzeczona wpatrywała się w Grace. – Też poznałyśmy się rok temu?

Poczuła się dziwnie, ledwo tylko pozwoliła tym słowom rozbrzmieć. Była pewna, że coś jej umykało – coś istotnego – ale za nim nie potrafiła tego sprecyzować. Kiedy do tego wszystkiego przez twarz Grace przemknął cień…

– Nie. My poznałyśmy się dużo wcześniej.

Ze świstem wypuściła powietrze. Skinęła głową, bez dodatkowych wątpliwości uznając te słowa za prawdziwe. Zupełnie jakby podświadomie wiedziała, że odpowiedź powinna brzmieć w taki właśnie sposób.

Niepełna… Wciąż czuję się niepełna, ale… ale przy Grace jest jakoś lepiej.

– Magia pozostawia ślady. Takie, które bardzo łatwo przyciągają tych, którzy są na nie wrażliwi – doszedł ją cichy głos Adriena. – Rosewood jest niczym jeden wielki cień. Ludzie po prostu nie chcą wiedzieć, co tak naprawdę skrywa się w ciemnościach.

– Chyba jestem w stanie to sobie wyobrazić – przyznała niechętnie.

Pomyślała o kobiecie, która zaatakowała ją w środku lasu. Zwłaszcza teraz wspomnienie okazało się dużo wyraźniejsze niż wcześniej, dużo bardziej żywe niż wtedy, gdy próbowała przetrząsać bibliotekę mamy. Lexi mogła przywołać każdy szczegół, o wiele wyraźniejszy niż czarnobiała fotografia, którą znalazła.

Ale to wciąż nie było wszystko. Nawet duch z tartaku nie wydawał się aż taki zły, zwłaszcza teraz, gdy już potrafiła go zidentyfikować. Błąkająca się, szukająca spokoju dusza, nie chciała jej skrzywdzić. Nie żeby w ogóle mogła. To, co się stało, pozostawało wyłącznie nieszczęśliwym przypadkiem.

A teraz dyskutuję z wampirami, które…

– Adrienie? – rzuciła pod wpływem impulsu.

Nie miała nawet pewności, czy przypadkiem nie weszła mu w słowo. Przez moment wyglądał na poirytowanego, zupełnie jakby miał w zamiar się obruszyć, ale coś w jej tonie i spojrzeniu, którym go obdarowała, ostatecznie odwiodło go od takiego zamiaru.

– Co tam?

– Czy gdybyś nie pojawił się podczas ogniska – zaczęła, a jej spojrzenie samoistnie powędrowało w stronę kominka – wydarzyłoby się coś… niedobrego?

Nie w ten sposób chciała o to zapytać. Miała wrażenie, że zabrzmiało to o wiele łagodniej niż powinno, niczym nieudolny eufemizm, których na co dzień nie uznawała.

Odpowiedziała jej wymowna cisza. Adrian po prostu tam stał, milczący i z założonymi na piersi rękoma.

Zamknęła oczy.

Oczywiście.

– W takim razie dziękuję – wykrztusiła, choć te słowa z trudem przeszły jej przez gardło.

Początkowo nie miała nawet pewności, czy Adrien je usłyszał – przynajmniej do momentu, w którym ten roześmiał się w pozbawiony wesołości sposób. Ani trochę nie brzmiał na rozbawionego. Lexi miała wrażenie, że w tamtej chwili towarzyszyło mu przede wszystkim zmęczenie.

– Och, wiedźmo… Wiedźmo – westchnął i przez moment poczuła się tak, jakby właśnie ją obrażał. Rzuciła mu poirytowane spojrzenie, ale zignorował je, myślami wydając się być gdzieś daleko. – Nie masz za co mi dziękować. Bynajmniej. Grace jak nic może ci wytłumaczyć dlaczego.

Dziewczyna jęknęła, jakby chcąc potwierdzić te słowa. Siedziała w bezruchu, z twarzą ukrytą w dłoniach. Kiedy poczuła na sobie spojrzenie Lexi, spojrzała na nią przez rozstawione palce. Jej błękitne oczy wydawały się duże i podejrzanie błyszczące.

– Tak bardzo za tobą tęsknię… Ale on ma rację. Caine też – powiedziała cicho, nieznacznie potrząsając głową. Lexi powstrzymała grymas na samą wzmiankę o drugim z mężczyzn. Co tak naprawdę zapomniałam?, pomyślała z obawą. Tyle że wcale nie była pewna, czy powinna poznać prawdę. – Za kilka tygodni mogłabyś stąd wyjechać. Byłabyś bezpieczna i…

– Bezpieczna – powtórzyła niczym echo. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w Grace, ze skrawków wiadomości próbując ułożyć spójną całość. – Więc chodzi o mnie? Jeśli wydaję, wszystko wróci do normy? Jeśli…?

Zawahała się. Spróbowała przypomnieć sobie o czym rozmawiała z mamą, ale poza pojedynczymi wspomnieniami – w tym jednym jedynym, o którym śniła zaledwie chwilę wcześniej – wszystko wciąż wydawało się zamglonym chaosem. Ale nagle co do jednego nabrała pewności: to nie Susie miała zostać ofiarą pierwszego wieczoru. Nie w pierwotnej wersji.

Ta myśl okazała się równie kojąca, co i przerażająca zarazem.

Jak w ogóle do tego doszło? Cokolwiek w ogóle powinna rozumieć jako wspomniane „coś”, wokół którego wciąż krążyli, choć dla niej pozostawało jakimś mglistym urywkiem z przeszłości. Zrozumiała dość, żeby uświadomić sobie, że najwyraźniej miniony rok wcale nie był taki prosty i nudny, jak początkowo mogłoby się wydawać. Czuła, że w grę wchodziło dużo więcej, ale zarazem ta myśl niepokoiła ją bardziej niż cokolwiek innego.

W Rosewood sprawy miały się co najmniej źle. To odkrycie jej nie zaskoczyło, tak jak i wzmianka Adriena o wszystkim, co kryło się w ciemnościach. Matka powtarzała to zbyt wiele razy, przez co Lexi nawet gdyby chciała, nie mogłaby prawdziwości tych słów zaprzeczyć – i to nie tylko dlatego, że właśnie dyskutowała z parą wampirów. Sama również pozostawała kimś, kto należał do tego świata, a jednak…

Och, jak źle było, skoro przez całe miesiące żyła w letargu, równie ograniczona, co i ludzie dookoła? Co się stało? Dlaczego ktoś odebrał jej wszystko, co miała, uznając, że dużo lepiej będzie doprowadzić do tego, żeby wyjechała? Dlaczego, skoro…?

Nadmiar pytań okazał się gorszy niż wcześniej. Kiedy do tego wszystkiego uświadomiła sobie, że ani Adrien, ani Grace nie palili się do rozwiązania wątpliwości, które wyraziła na głos, poczuła się jeszcze gorzej.

Jestem tutaj. Coś się zmieniło, uświadomiła sobie. Zadrżała niekontrolowanie, coraz bardziej niespokojna.

– Lexi.

Wzdrygnęła się, kiedy Grace nagle zmaterializowała się u jej boku. Zanim zdążyła się zastanowić, dziewczyna bezceremonialnie otoczyła ją ramionami, stanowczo przygarniając do siebie. Lexi zesztywniała, ale nie próbowała się wyrywać. Po chwili wahania odwzajemniła uścisk, pierwszy raz od dawna mając poczucie, że ten był właściwy. Przytulanie tej pozornie obcej dziewczyny okazało się prostsze, niż mogłaby przypuszczać.

– Po prostu oddaj mi te wspomnienia – wykrztusiła, próbując zabrzmieć jak najbardziej rzeczowo i spokojnie. Czuła, że szło jej to marnie. – To wasza zasługa, prawda? Proszę…

Zamrugała, walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Zaskoczyły ją, tak jak i ucisk w gardle. Nie chciała brzmieć w ten sposób, jak desperatka, która w każdej chwili mogła załamać się pod nadmiarem emocji i wybuchnąć płaczem. Jeśli któreś z nich zdecydowało, że należy pozbawić ją nie tylko wspomnień minionego roku, ale wręcz związać moc, musiała udowodnić, że to błędna decyzja. To, że tak naprawdę nie powinna zostać podjęta, pozostawało gdzieś na dalszym planie. Przynajmniej na razie Lexi wolała o tym nie myśleć, mając wrażenie, że wtedy z łatwością popadłaby w inną skrajność – niepohamowany wręcz gniew.

To były jej wspomnienia. Decyzja, którą powinna podjąć sama, ale…

Czemu…?

– Naprawdę sądzisz, że tak bardzo bym się wysilał, gdybym mógł cokolwiek ci oddać? – doszło ją westchnienie Adriena.

Wciąż tkwił na swoim miejscu, milczący i dziwnie odległy. Nie potrafiła stwierdzić, w jakim był nastroju, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro i tak nie wątpiła w prawdziwość jego słów.

– No, tak…

Na więcej nie było ją stać. Zacisnęła usta, mimowolnie krzywiąc się, kiedy głos jej się załamał. Bezpieczniej było milczeć, choć i to okazało się wyzwaniem, skoro w rzeczywistości miała ochotę poderwać się na równe nogi i zacząć krzyczeć. Zupełnie jakby osoba, która odpowiadała za wszystko, co się wydarzyło, ukrywała się gdzieś za rogiem i dzięki temu mogła pojawić się, żeby wszystko odkręcić.

Słyszała przyśpieszony oddech wtulonej w nią Grace. Mieszał się z jej własnym, równie płytkim i urywanym, w miarę jak próbowała zapanować nad emocjami. W objęciach Grace okazało się to dziwnie proste, a do Lexi dotarło, że tak naprawdę nie miała nic przeciwko temu, żeby dziewczyna ją pocieszała. Nawet świadomość, że ta równie dobrze mogłaby spróbować wgryźć się w odsłoniętą szyję, okazała się mało istotna.

Grace mnie nie skrzywdzi.

I, cholera, naprawdę w to wierzyła.

– Coś wymyślę – usłyszała tuż przy uchu spięty głos wampirzycy. – Zwłaszcza teraz, kiedy dopuściłaś do siebie magię. Razem coś wymyślimy.

Lexi wysiliła się na uśmiech. O, tak! To brzmiało jak najlepszy pomysł na świecie! W końcu działanie na oślep zawsze przynosiło najlepsze możliwe skutki!

A jednak nawet taki plan wydawał się lepszy niż nic.

– Moja mama… – rzuciła pod wpływem impulsu. Grace drgnęła, po czym błyskawicznie wyprostowała się, odsuwając na tyle, by móc spojrzeć Lexi w oczy. – Mogłabym poszukać… w jej gabinecie.

– Właśnie tak zrobimy.

Grace błyskawicznie poderwała się na równe nogi, wyraźnie podekscytowana. Choć błękitne oczy wciąż błyszczały podejrzliwie, zbyt intensywnie, by uznać to za przypadek, kiedy pociągnęła zaskoczoną Lexi za sobą, wydawała się przede wszystkim zdeterminowana.

Może jednak nie jestem tu jedyną desperatką…

– Chwila, chwila! – Adrien przemieścił się, zastępując im wyjście do przedpokoju. Jego twarz wykrzywił grymas; oczy rozszerzyły się w geście niedowierzania. – Nie skończyliśmy jeszcze. Co właściwie…? – zaczął, ale Grace nie pozwoliła mu dokończyć.

– Odsuń się i nie przeszkadzaj – zażądała i przez moment zabrzmiało to niemal jak warknięcie.

Brwi mężczyzny powędrowały ku górze. Otworzył usta, ale zanim zdążył sformułować jakąkolwiek myśl, Grace przemknęła tuż obok niego – i to na tyle gwałtownie, że tylko cudem go przy tym nie znokautowała. Wypadła na korytarz, przeskakując nad usypaną w progu solą. Lexi machinalnie przeskoczyła nad linią, nie chcąc przypadkiem jej zaburzyć. Pamiętając o płynącej w pobliżu rzece i ostatnich wydarzeniach, zdecydowanie wolała, żeby ta pozostała na swoim miejscu.

Na zewnątrz powoli robiło się jasno. Grace wypadła na podjazd i prawie natychmiast się zawahała, z wyraźną obawą spoglądając na powoli nabierające kolorów niebo. Dookoła panował półmrok, ale Lexi czuła, że to zaledwie kwestia czasu. Reakcja dziewczyny jedynie utwierdziła ją w tym przekonaniu.

– Mogę pojechać sama. I tak powinnam wrócić, zanim tata… – zaczęła, ale jedno spojrzenie wampirzycy wystarczyło, żeby zamknąć jej usta.

– Dam radę. Zdążymy dojechać, zanim całkiem się rozjaśni – oznajmiła nieznoszącym sprzeciwu tonem. Zaraz po tym w wyrazie jej twarzy i spojrzeniu coś złagodniało. – Proszę, Lexi – rzuciła niemal błagalnie.

Lexi stłumiła cisnące jej się na usta przekleństwo. Nie musiała pytać, żeby zorientować się, że ciąganie kogoś takiego jak Grace na zewnątrz chwilę przed wschodem słońca było głupie, ale spoglądając na tę dziewczynę, nie potrafiła odmówić. Kłótnia na podjeździe i tak nie wydawała się lepszą alternatywą.

Prawda zresztą była taka, że potrzebowała Grace. Wciąż ściskała dłoń dziewczyny tak kurczowo, jakby tylko dzięki temu mogła zachować zdrowe zmysły. Z jakiegoś powodu myśl o przekroczeniu progu gabinetu mamy w pojedynkę nagle wydała jej się zbyt abstrakcyjna i przerażająca – i to zwłaszcza teraz, gdy już nie miała wątpliwości, że pośród porzuconych książek miała odnaleźć coś istotnego.

Odetchnęła. Z powątpiewaniem spojrzała na samochód, bynajmniej nie zaskoczona, że ktoś mógłby odprowadzić go po tym, jak pojechała z Adrienem nad rzekę.

– Chodźmy.

Kluczyki były w stacyjce, co również przyjęła z ulgą. W pierwszym odruchu zapragnęła zasugerować Grace, by jednak to ona zasiadła za kierownicą, ale w ostatniej chwili odrzuciła tę myśl. I tak musiały się pospieszyć, jeśli chciały zdążyć przed wschodem. Ryzykowanie, że jednak się spóźnią i że akurat wtedy to wampirzyca będzie prowadziła…

W pośpiechu odpaliła samochód. Wycofała gwałtownie, o wiele pewniej niż wtedy, gdy podążała za samochodem Adriena, kierując się pozornie obcą droga. Tym razem powrót na główną ulicę okazał się dziecinnie prosty, tak jak i manewrowanie między oddzielającymi pensjonat od świata drzewami. Wiedziała, gdzie powinna skręcić, na ile zwolnić w bardziej niebezpiecznych miejscach i na co zwracać uwagę, by przypadkiem zrobić czegoś, czego obu przyszłoby im żałować.

Poczuła, jak kamień spada jej z serca, kiedy zostawiły za sobą las. Mimowolnie rozluźniła się, zupełnie jakby pozostawienie za sobą gęstwiny w jakiś cudowny sposób czyniło wszystko łatwiejszym…

A może raczej bała się tego, co mogłoby kryć się między drzewami.

– Wszystko w porządku? – doszedł ją niepewny głos Grace. Odezwała się po raz pierwszy od chwili, w której wsiadły do auta.

Lexi powstrzymała się od parsknięcia.

– W najlepszym – sarknęła, nie mogąc się powstrzymać.

Och, co mogłoby pójść źle? Siedziała w aucie z wampirzycą, którą podobną znała „od dawna”, w głowie miała mętlik, a wcześniej cudem uszła z życiem. Na dodatek więcej niż raz. Oczywiście, że czuła się fantastycznie!

W lusterku zauważyła, że Grace wywraca oczami.

– Pytam poważnie.

– A ja poważnie odpowiadam – mruknęła i zaraz pożałowała swojej reakcji. Wbiła wzrok w przednią szybę, z przesadną wręcz dokładnością obserwując przemykającą drogę. – Wybacz – zreflektowała się, wciąż ograniczając się wyłącznie do sporadycznego zerkania na siedzącą u jej boku dziewczynę. – Wszystko jest nie tak. Rozmawiamy o rzeczach, których nie rozumiem, chociaż czuję, że powinnam i…

Urwała, niezdolna dodać niczego więcej. Jedynie potrząsnęła głową, nie mogąc pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że przynajmniej Grace zasłużyła na więcej życzliwości. Chociaż tyle.

– W porządku – padło w odpowiedzi. Dziewczyna nie brzmiała na urażoną; w jej głosie pobrzmiewała przede wszystkim troska. – To akurat zrozumiałe.

Tyle że to wciąż nie było takie proste. Nie zdaniem Lexi, choć przez moment naprawdę chciała chociaż udawać, że to wygodna wymówka na trwanie w ciszy i unikanie pytań. Sęk w tym, że ta metoda przestała działać w chwili, w której Adrien zabrał ją na rzekę.

– Ach… Grace?

– Hm?

Lexi nerwowo przygryzła dolną wargę. Musiała powstrzymać się przed upuszczeniem sobie krwi, aż nazbyt świadoma, że to zły pomysł. Co prawda wciąż nie miała okazji zobaczyć ani kłów, ani tym bardziej niczego bardziej jednoznacznego, co świadczyłoby o faktycznej naturze swojej towarzyszki, ale zdecydowanie nie chciała tego weryfikować w taki sposób.

Mimo wszystko nie od razu zdecydowała się dokończyć. Chwilę jeszcze walczyła z mętlikiem w głowie, a zwłaszcza pragnieniem zadania jednego, aż nazbyt istotnego pytania. Jakaś jej cząstka protestowała, podpowiadając, że to zły pomysł – że o wiele właściwiej byłoby sobie przypomnieć – a jednak…

– Powiedziałaś, że znamy się dłużej niż rok – zaczęła w końcu, a Grace poruszyła się niespokojnie. – Ja… Jak długo?

Zamarła w oczekiwaniu. Wciąż z uporem wpatrywała się w przednią szybę, próbując skupić się na drodze, ale obraz raz po raz rozmazywał jej się przed oczami. Nieznacznie zwolniła, w duchu błogosławiąc fakt, że o tak wczesnej porze istniała mała szansa, by ktoś nagle pojawił się przed nimi. Lexi czuła, że w tamtej chwili zdecydowanie nie powinna prowadzić.

Miała wrażenie, że minęła cała wieczność, nim doczekała się reakcji. Zdążyła się już pogodzić z myślą, że najpewniej nie doczeka się odpowiedzi i nawet nie zamierzała naciskać. Może tak było lepiej. Tylko może, ale…

A potem poczuła muśnięcie drżących palców, kiedy Grace jak gdyby nigdy nic ujęła ją za rękę.

– Wystarczająco długo, bym mogła nazywać cię moją najlepszą przyjaciółką.

Och.

Ucisk w piersi przybrał na sile. Gniew również, ale stłumiła go w sobie, dobrze wiedząc, że to nie w Grace powinna go wymierzyć. Skrzywdził ją ktoś inny, choć wciąż nie miała pewności, jak daleko sięgały konsekwencji podjętej wbrew jej woli decyzji. Cokolwiek wydarzyło się rok temu, okazało się dużo poważniejsze, niż mogłaby przypuszczać.

Gdzieś w myślach Lexi kołatało się imię, którego z uporem nie chciała do siebie dopuścić. To samo, przez które kuliła się za każdym razem, pragnąc trzymać się z daleka od osoby, która wzbudzała w niej wyłącznie najgorsze z możliwych emocji. Zwłaszcza w tamtej chwili potrafiła sobie wyobrazić, skąd brała się coraz to bardziej postępująca niechęć.

Ilekroć przypominała sobie Caine’a, nie potrafiła stłumić gniewu.

I choć nie odważyła się zapytać o to Grace, czuła, że znalezienie winnego wszystkich problemów okaże się dziecinnie proste.

Nie wiem, co robię. Naprawdę. To jeden z tych momentów, w którym mam wrażenie, że bredzę od rzeczy, choć przecież zdaję sobie sprawę, co chciałabym oddać. Nie wiem, na ile mi to wyszło, ale chcę wierzyć, że nie jest aż tak chaotycznie, jak mi się wydaje. Zresztą może tak jest nawet lepiej, bo jestem równie zagubiona, co i Lexi. ;P

Trochę wyjaśnień, w miarę satysfakcjonujących, mam nadzieję. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym podała Wam wszystko na tacy, więc… zostawiam rozdział tutaj i do napisania! ;>

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz