– W porządku… W takim
razie, po kolei.
Niewiele
brakowało, żeby roześmiała się, słysząc własne słowa. Och, tak! W końcu to z pewnością
było takie proste! Zwłaszcza mina wciąż wpatrzonej w nią, wyraźnie
zdezorientowanej Grace, mówiła sama za siebie. I choć w spojrzeniu
dziewczyny Lexi doszukała się ulgi, ta ostatecznie ustąpiła miejsca
niepokoju.
Sama czuła się
niewiele lepiej. Miała wrażenie, że balansuje gdzieś na granicy, tylko cudem
zdolna do zachowania spokoju. Zupełnie jakby stąpała po linie, co prawda
wciąż utrzymując równowagę, ale za to ze świadomością, że w każdej
chwili mogło się to zmienić. Jeden nieostrożny krok wystarczył, żeby
ostatecznie straciła równowagę, a później już tylko spadała, spadał
coraz niżej…
Jak w tartaku.
Coś w tej
myśli sprawiło, że prawie się uśmiechnęła.
– Powiedziałeś,
że dobrze mieć mnie znów przy sobie… – podjęła, aż nazbyt świadoma
przeciągającej się ciszy. Spojrzała na Adriena, po czym bez pośpiechu
usiadła na najbliższym fotelu, podciągając pod siebie nogi. – Pewnie
powinnam stwierdzić, że mi miło, ale na razie nie potrafię.
Możesz za to powiedzieć mi, kiedy się poznaliśmy, bo mam wrażenie, że
wciąż sporo mi umyka.
–
Zapomniałem, jaka jesteś bezpośrednia – mruknął ze swojego miejsca Adrien.
Lexi
uniosła brwi.
– Jeśli w tej
chwili próbujesz prawić mi komplementy, bardzo marnie ci idzie – oznajmiła
w przypływie szczerości.
Tym razem
doczekała się wyłącznie poirytowanego parsknięcia. Po wyrazie twarzy
Adriena trudno było stwierdzić, co tak naprawdę sobie myślał.
– Oboje wiemy,
że jestem w tym lepszy. Sama możesz to przyznać po tamtej
imprezie – przypomniał, tym samym trafiając w sedno. Lexi poruszyła się
niespokojnie, nagle zaniepokojona. Gdyby już wtedy wiedziała… – To zaczęło się
dobry rok temu.
Zesztywniała
w odpowiedzi na te słowa. Coś zmieniło się w wyrazie twarzy
i tonie Adriena, kiedy nagle spoważniał, jednak decydując się przejść
do rzeczy. Obserwowała go w napięciu, wciąż nieufna, choć nie dlatego,
że dopiero co próbował ją utopić. To nie tak, pomyślała i naprawdę
w to wierzyła, nawet jeśli wciąż nie miała pewności, czego powinna
spodziewać się po tym mężczyźnie.
Wiedziała
za to, że miała przed sobą dwa wampiry. Nazwanie tego po imieniu
przyszło jej równie naturalnie, co i wcześniej uporządkowanie innych
istotnych faktów – zaczynając od tego, że mogłaby dysponować jakąkolwiek
mocą. Równie łatwo, co i przyjęcie do świadomości, że w tartaku
faktycznie mogłaby spotkać ducha. Gdyby pojechali tam teraz, a ona
dostrzegłaby unoszącą się w powietrzu kulę światła, nie potrzebowałaby
ani wyjaśnień, ani dowodów w postaci starej gazety, żeby
uwierzyć.
Już to robiła.
Wielokrotnie wcześniej, ale…
– Śmierć
tej dziewczyny to nie był przypadek. W zasadzie to raczej dowód,
że popełniliśmy wielki błąd. I uwierz mi, że gdyby nie naciskanie
Grace, za nic bym tutaj nie wrócił – oznajmił wprost Adrien.
– Jesteś
cholernym egoistą – wtrąciła sama zainteresowana.
– Jestem
tutaj – przypomniał jej zniecierpliwionym głosem mężczyzna. – I jak
na razie zrobiłem więcej niż ty i Caine razem wzięci. Nie dało się
załatwić tego tak, żeby nie wtajemniczać tej tu – dodał,
niecierpliwym gestem wskazując na Lexi.
Powstrzymała
grymas, widząc ten ruch. Poderwała się na równe nogi,
niecierpliwie spoglądając to jedno, to znów na drugie.
– Ja też
tutaj jestem – warknęła, nie kryjąc zniecierpliwienia. – I przynajmniej
trzykrotnie byłam bliska tego, żeby stracić życie. Tutaj już nie ma
miejsca na to, żebym się nie mieszała.
– Lexi…
Grace
zamilkła, ledwo ich spojrzenia się spotkały. Chociaż Lexi dopiero
zaczynała oswajać się z myślą, że miała przed sobą kogoś, kto z łatwością
mógłby pozbawić ją życia, wciąż nie potrafiła spojrzeć na dziewczynę
jak na wroga. Nie tak po prostu. Widziała przede wszystkim
zatroskane spojrzenie błękitnych oczu i… coś takiego… coś tak bardzo
znajomego i…
Zamrugała,
czując nieprzyjemne pieczenie pod powiekami. Uniosła rękę, po czym
niecierpliwym ruchem otarła twarz, z zaskoczeniem odkrywając wilgoć na policzkach.
Jakby tego było mało, tym razem w grę nie wchodziła krew, ale to ani trochę
Lexi nie uspokoiło.
– Czy my…?
– Zawahała się. Wciąż jak urzeczona wpatrywała się w Grace. – Też
poznałyśmy się rok temu?
Poczuła się
dziwnie, ledwo tylko pozwoliła tym słowom rozbrzmieć. Była pewna, że coś
jej umykało – coś istotnego – ale za nim nie potrafiła tego
sprecyzować. Kiedy do tego wszystkiego przez twarz Grace przemknął cień…
– Nie. My poznałyśmy się
dużo wcześniej.
Ze świstem
wypuściła powietrze. Skinęła głową, bez dodatkowych wątpliwości uznając te
słowa za prawdziwe. Zupełnie jakby podświadomie wiedziała, że odpowiedź
powinna brzmieć w taki właśnie sposób.
Niepełna…
Wciąż czuję się niepełna, ale… ale przy Grace jest jakoś lepiej.
– Magia
pozostawia ślady. Takie, które bardzo łatwo przyciągają tych, którzy są na nie wrażliwi
– doszedł ją cichy głos Adriena. – Rosewood jest niczym jeden wielki cień.
Ludzie po prostu nie chcą wiedzieć, co tak naprawdę skrywa się
w ciemnościach.
– Chyba
jestem w stanie to sobie wyobrazić – przyznała niechętnie.
Pomyślała o kobiecie,
która zaatakowała ją w środku lasu. Zwłaszcza teraz wspomnienie okazało się
dużo wyraźniejsze niż wcześniej, dużo bardziej żywe niż wtedy, gdy próbowała
przetrząsać bibliotekę mamy. Lexi mogła przywołać każdy szczegół, o wiele
wyraźniejszy niż czarnobiała fotografia, którą znalazła.
Ale to wciąż
nie było wszystko. Nawet duch z tartaku nie wydawał się aż
taki zły, zwłaszcza teraz, gdy już potrafiła go zidentyfikować. Błąkająca
się, szukająca spokoju dusza, nie chciała jej skrzywdzić. Nie żeby
w ogóle mogła. To, co się stało, pozostawało wyłącznie nieszczęśliwym
przypadkiem.
A teraz
dyskutuję z wampirami, które…
– Adrienie?
– rzuciła pod wpływem impulsu.
Nie miała
nawet pewności, czy przypadkiem nie weszła mu w słowo. Przez
moment wyglądał na poirytowanego, zupełnie jakby miał w zamiar się
obruszyć, ale coś w jej tonie i spojrzeniu, którym go
obdarowała, ostatecznie odwiodło go od takiego zamiaru.
– Co tam?
– Czy gdybyś
nie pojawił się podczas ogniska – zaczęła, a jej spojrzenie
samoistnie powędrowało w stronę kominka – wydarzyłoby się coś…
niedobrego?
Nie w ten sposób
chciała o to zapytać. Miała wrażenie, że zabrzmiało to o wiele
łagodniej niż powinno, niczym nieudolny eufemizm, których na co dzień nie uznawała.
Odpowiedziała
jej wymowna cisza. Adrian po prostu tam stał, milczący i z założonymi
na piersi rękoma.
Zamknęła
oczy.
Oczywiście.
– W takim
razie dziękuję – wykrztusiła, choć te słowa z trudem przeszły jej przez
gardło.
Początkowo
nie miała nawet pewności, czy Adrien je usłyszał – przynajmniej do momentu,
w którym ten roześmiał się w pozbawiony wesołości sposób.
Ani trochę nie brzmiał na rozbawionego. Lexi miała wrażenie, że
w tamtej chwili towarzyszyło mu przede wszystkim zmęczenie.
– Och,
wiedźmo… Wiedźmo – westchnął i przez moment poczuła się tak, jakby właśnie
ją obrażał. Rzuciła mu poirytowane spojrzenie, ale zignorował je, myślami
wydając się być gdzieś daleko. – Nie masz za co mi dziękować. Bynajmniej.
Grace jak nic może ci wytłumaczyć dlaczego.
Dziewczyna
jęknęła, jakby chcąc potwierdzić te słowa. Siedziała w bezruchu, z twarzą
ukrytą w dłoniach. Kiedy poczuła na sobie spojrzenie Lexi, spojrzała
na nią przez rozstawione palce. Jej błękitne oczy wydawały się duże
i podejrzanie błyszczące.
– Tak bardzo
za tobą tęsknię… Ale on ma rację. Caine też – powiedziała cicho,
nieznacznie potrząsając głową. Lexi powstrzymała grymas na samą wzmiankę o drugim
z mężczyzn. Co tak naprawdę zapomniałam?, pomyślała z obawą.
Tyle że wcale nie była pewna, czy powinna poznać prawdę. – Za kilka
tygodni mogłabyś stąd wyjechać. Byłabyś bezpieczna i…
–
Bezpieczna – powtórzyła niczym echo. Rozszerzonymi oczyma wpatrywała się w Grace,
ze skrawków wiadomości próbując ułożyć spójną całość. – Więc chodzi o mnie?
Jeśli wydaję, wszystko wróci do normy? Jeśli…?
Zawahała
się. Spróbowała przypomnieć sobie o czym rozmawiała z mamą, ale poza
pojedynczymi wspomnieniami – w tym jednym jedynym, o którym śniła
zaledwie chwilę wcześniej – wszystko wciąż wydawało się zamglonym chaosem.
Ale nagle co do jednego nabrała pewności: to nie Susie miała
zostać ofiarą pierwszego wieczoru. Nie w pierwotnej wersji.
Ta myśl
okazała się równie kojąca, co i przerażająca zarazem.
Jak w ogóle
do tego doszło? Cokolwiek w ogóle powinna rozumieć jako wspomniane „coś”,
wokół którego wciąż krążyli, choć dla niej pozostawało jakimś mglistym urywkiem
z przeszłości. Zrozumiała dość, żeby uświadomić sobie, że najwyraźniej
miniony rok wcale nie był taki prosty i nudny, jak
początkowo mogłoby się wydawać. Czuła, że w grę wchodziło dużo
więcej, ale zarazem ta myśl niepokoiła ją bardziej niż cokolwiek
innego.
W Rosewood sprawy
miały się co najmniej źle. To odkrycie jej nie zaskoczyło, tak jak
i wzmianka Adriena o wszystkim, co kryło się w ciemnościach.
Matka powtarzała to zbyt wiele razy, przez co Lexi nawet gdyby chciała,
nie mogłaby prawdziwości tych słów zaprzeczyć – i to nie tylko dlatego,
że właśnie dyskutowała z parą wampirów. Sama również pozostawała kimś, kto
należał do tego świata, a jednak…
Och, jak źle
było, skoro przez całe miesiące żyła w letargu, równie ograniczona, co i ludzie
dookoła? Co się stało? Dlaczego ktoś odebrał jej wszystko, co miała,
uznając, że dużo lepiej będzie doprowadzić do tego, żeby wyjechała?
Dlaczego, skoro…?
Nadmiar pytań
okazał się gorszy niż wcześniej. Kiedy do tego wszystkiego
uświadomiła sobie, że ani Adrien, ani Grace nie palili się
do rozwiązania wątpliwości, które wyraziła na głos, poczuła się jeszcze
gorzej.
Jestem
tutaj. Coś się zmieniło, uświadomiła sobie. Zadrżała niekontrolowanie,
coraz bardziej niespokojna.
– Lexi.
Wzdrygnęła się,
kiedy Grace nagle zmaterializowała się u jej boku. Zanim zdążyła się
zastanowić, dziewczyna bezceremonialnie otoczyła ją ramionami, stanowczo
przygarniając do siebie. Lexi zesztywniała, ale nie próbowała się
wyrywać. Po chwili wahania odwzajemniła uścisk, pierwszy raz od dawna
mając poczucie, że ten był właściwy. Przytulanie tej pozornie obcej
dziewczyny okazało się prostsze, niż mogłaby przypuszczać.
– Po prostu
oddaj mi te wspomnienia – wykrztusiła, próbując zabrzmieć jak najbardziej
rzeczowo i spokojnie. Czuła, że szło jej to marnie. – To wasza zasługa,
prawda? Proszę…
Zamrugała,
walcząc z cisnącymi się do oczu łzami. Zaskoczyły ją, tak jak
i ucisk w gardle. Nie chciała brzmieć w ten sposób, jak
desperatka, która w każdej chwili mogła załamać się pod nadmiarem
emocji i wybuchnąć płaczem. Jeśli któreś z nich zdecydowało, że
należy pozbawić ją nie tylko wspomnień minionego roku, ale wręcz
związać moc, musiała udowodnić, że to błędna decyzja. To, że tak naprawdę
nie powinna zostać podjęta, pozostawało gdzieś na dalszym planie.
Przynajmniej na razie Lexi wolała o tym nie myśleć, mając
wrażenie, że wtedy z łatwością popadłaby w inną skrajność – niepohamowany
wręcz gniew.
To były jej wspomnienia.
Decyzja, którą powinna podjąć sama, ale…
Czemu…?
– Naprawdę
sądzisz, że tak bardzo bym się wysilał, gdybym mógł cokolwiek ci oddać?
– doszło ją westchnienie Adriena.
Wciąż tkwił
na swoim miejscu, milczący i dziwnie odległy. Nie potrafiła stwierdzić,
w jakim był nastroju, ale to nie miało znaczenia. Nie, skoro i tak nie wątpiła
w prawdziwość jego słów.
– No, tak…
Na więcej
nie było ją stać. Zacisnęła usta, mimowolnie krzywiąc się, kiedy głos jej się
załamał. Bezpieczniej było milczeć, choć i to okazało się wyzwaniem,
skoro w rzeczywistości miała ochotę poderwać się na równe nogi i zacząć
krzyczeć. Zupełnie jakby osoba, która odpowiadała za wszystko, co się
wydarzyło, ukrywała się gdzieś za rogiem i dzięki temu mogła
pojawić się, żeby wszystko odkręcić.
Słyszała
przyśpieszony oddech wtulonej w nią Grace. Mieszał się z jej własnym,
równie płytkim i urywanym, w miarę jak próbowała zapanować nad emocjami.
W objęciach Grace okazało się to dziwnie proste, a do Lexi
dotarło, że tak naprawdę nie miała nic przeciwko temu, żeby dziewczyna
ją pocieszała. Nawet świadomość, że ta równie dobrze mogłaby spróbować
wgryźć się w odsłoniętą szyję, okazała się mało istotna.
Grace
mnie nie skrzywdzi.
I, cholera,
naprawdę w to wierzyła.
– Coś
wymyślę – usłyszała tuż przy uchu spięty głos wampirzycy. – Zwłaszcza teraz,
kiedy dopuściłaś do siebie magię. Razem coś wymyślimy.
Lexi
wysiliła się na uśmiech. O, tak! To brzmiało jak najlepszy
pomysł na świecie! W końcu działanie na oślep zawsze przynosiło
najlepsze możliwe skutki!
A jednak
nawet taki plan wydawał się lepszy niż nic.
– Moja
mama… – rzuciła pod wpływem impulsu. Grace drgnęła, po czym
błyskawicznie wyprostowała się, odsuwając na tyle, by móc spojrzeć
Lexi w oczy. – Mogłabym poszukać… w jej gabinecie.
– Właśnie
tak zrobimy.
Grace
błyskawicznie poderwała się na równe nogi, wyraźnie podekscytowana.
Choć błękitne oczy wciąż błyszczały podejrzliwie, zbyt intensywnie, by uznać
to za przypadek, kiedy pociągnęła zaskoczoną Lexi za sobą, wydawała się
przede wszystkim zdeterminowana.
Może
jednak nie jestem tu jedyną desperatką…
– Chwila,
chwila! – Adrien przemieścił się, zastępując im wyjście do przedpokoju.
Jego twarz wykrzywił grymas; oczy rozszerzyły się w geście
niedowierzania. – Nie skończyliśmy jeszcze. Co właściwie…? – zaczął, ale Grace
nie pozwoliła mu dokończyć.
– Odsuń się
i nie przeszkadzaj – zażądała i przez moment zabrzmiało to niemal
jak warknięcie.
Brwi
mężczyzny powędrowały ku górze. Otworzył usta, ale zanim zdążył sformułować
jakąkolwiek myśl, Grace przemknęła tuż obok niego – i to na tyle
gwałtownie, że tylko cudem go przy tym nie znokautowała. Wypadła na korytarz,
przeskakując nad usypaną w progu solą. Lexi machinalnie przeskoczyła
nad linią, nie chcąc przypadkiem jej zaburzyć. Pamiętając o płynącej
w pobliżu rzece i ostatnich wydarzeniach, zdecydowanie wolała, żeby
ta pozostała na swoim miejscu.
Na zewnątrz
powoli robiło się jasno. Grace wypadła na podjazd i prawie
natychmiast się zawahała, z wyraźną obawą spoglądając na powoli nabierające
kolorów niebo. Dookoła panował półmrok, ale Lexi czuła, że to zaledwie
kwestia czasu. Reakcja dziewczyny jedynie utwierdziła ją w tym
przekonaniu.
– Mogę
pojechać sama. I tak powinnam wrócić, zanim tata… – zaczęła, ale jedno
spojrzenie wampirzycy wystarczyło, żeby zamknąć jej usta.
– Dam radę.
Zdążymy dojechać, zanim całkiem się rozjaśni – oznajmiła nieznoszącym
sprzeciwu tonem. Zaraz po tym w wyrazie jej twarzy i spojrzeniu
coś złagodniało. – Proszę, Lexi – rzuciła niemal błagalnie.
Lexi stłumiła
cisnące jej się na usta przekleństwo. Nie musiała pytać, żeby
zorientować się, że ciąganie kogoś takiego jak Grace na zewnątrz chwilę
przed wschodem słońca było głupie, ale spoglądając na tę dziewczynę,
nie potrafiła odmówić. Kłótnia na podjeździe i tak nie wydawała się
lepszą alternatywą.
Prawda zresztą
była taka, że potrzebowała Grace. Wciąż ściskała dłoń dziewczyny tak kurczowo,
jakby tylko dzięki temu mogła zachować zdrowe zmysły. Z jakiegoś powodu
myśl o przekroczeniu progu gabinetu mamy w pojedynkę nagle wydała jej się
zbyt abstrakcyjna i przerażająca – i to zwłaszcza teraz, gdy już nie miała
wątpliwości, że pośród porzuconych książek miała odnaleźć coś istotnego.
Odetchnęła.
Z powątpiewaniem spojrzała na samochód, bynajmniej nie zaskoczona,
że ktoś mógłby odprowadzić go po tym, jak pojechała z Adrienem nad rzekę.
– Chodźmy.
Kluczyki
były w stacyjce, co również przyjęła z ulgą. W pierwszym odruchu
zapragnęła zasugerować Grace, by jednak to ona zasiadła za kierownicą,
ale w ostatniej chwili odrzuciła tę myśl. I tak musiały się
pospieszyć, jeśli chciały zdążyć przed wschodem. Ryzykowanie, że jednak się
spóźnią i że akurat wtedy to wampirzyca będzie prowadziła…
W pośpiechu
odpaliła samochód. Wycofała gwałtownie, o wiele pewniej niż wtedy, gdy
podążała za samochodem Adriena, kierując się pozornie obcą droga. Tym
razem powrót na główną ulicę okazał się dziecinnie prosty, tak jak
i manewrowanie między oddzielającymi pensjonat od świata drzewami.
Wiedziała, gdzie powinna skręcić, na ile zwolnić w bardziej
niebezpiecznych miejscach i na co zwracać uwagę, by przypadkiem zrobić
czegoś, czego obu przyszłoby im żałować.
Poczuła, jak
kamień spada jej z serca, kiedy zostawiły za sobą las. Mimowolnie
rozluźniła się, zupełnie jakby pozostawienie za sobą gęstwiny w jakiś
cudowny sposób czyniło wszystko łatwiejszym…
A może
raczej bała się tego, co mogłoby kryć się między drzewami.
– Wszystko
w porządku? – doszedł ją niepewny głos Grace. Odezwała się po raz
pierwszy od chwili, w której wsiadły do auta.
Lexi
powstrzymała się od parsknięcia.
– W najlepszym
– sarknęła, nie mogąc się powstrzymać.
Och, co
mogłoby pójść źle? Siedziała w aucie z wampirzycą, którą podobną
znała „od dawna”, w głowie miała mętlik, a wcześniej cudem uszła z życiem.
Na dodatek więcej niż raz. Oczywiście, że czuła się fantastycznie!
W lusterku
zauważyła, że Grace wywraca oczami.
– Pytam
poważnie.
– A ja poważnie
odpowiadam – mruknęła i zaraz pożałowała swojej reakcji. Wbiła wzrok w przednią
szybę, z przesadną wręcz dokładnością obserwując przemykającą drogę. –
Wybacz – zreflektowała się, wciąż ograniczając się wyłącznie do sporadycznego
zerkania na siedzącą u jej boku dziewczynę. – Wszystko jest nie tak.
Rozmawiamy o rzeczach, których nie rozumiem, chociaż czuję, że
powinnam i…
Urwała,
niezdolna dodać niczego więcej. Jedynie potrząsnęła głową, nie mogąc
pozbyć się nieprzyjemnego wrażenia, że przynajmniej Grace zasłużyła na więcej
życzliwości. Chociaż tyle.
– W porządku
– padło w odpowiedzi. Dziewczyna nie brzmiała na urażoną; w jej głosie
pobrzmiewała przede wszystkim troska. – To akurat zrozumiałe.
Tyle że to wciąż
nie było takie proste. Nie zdaniem Lexi, choć przez moment naprawdę
chciała chociaż udawać, że to wygodna wymówka na trwanie w ciszy
i unikanie pytań. Sęk w tym, że ta metoda przestała działać w chwili,
w której Adrien zabrał ją na rzekę.
– Ach…
Grace?
– Hm?
Lexi
nerwowo przygryzła dolną wargę. Musiała powstrzymać się przed upuszczeniem
sobie krwi, aż nazbyt świadoma, że to zły pomysł. Co prawda wciąż nie miała
okazji zobaczyć ani kłów, ani tym bardziej niczego bardziej
jednoznacznego, co świadczyłoby o faktycznej naturze swojej towarzyszki,
ale zdecydowanie nie chciała tego weryfikować w taki sposób.
Mimo
wszystko nie od razu zdecydowała się dokończyć. Chwilę jeszcze
walczyła z mętlikiem w głowie, a zwłaszcza pragnieniem zadania
jednego, aż nazbyt istotnego pytania. Jakaś jej cząstka protestowała,
podpowiadając, że to zły pomysł – że o wiele właściwiej byłoby sobie
przypomnieć – a jednak…
–
Powiedziałaś, że znamy się dłużej niż rok – zaczęła w końcu, a Grace
poruszyła się niespokojnie. – Ja… Jak długo?
Zamarła w oczekiwaniu.
Wciąż z uporem wpatrywała się w przednią szybę, próbując skupić się
na drodze, ale obraz raz po raz rozmazywał jej się przed
oczami. Nieznacznie zwolniła, w duchu błogosławiąc fakt, że o tak wczesnej
porze istniała mała szansa, by ktoś nagle pojawił się przed nimi.
Lexi czuła, że w tamtej chwili zdecydowanie nie powinna prowadzić.
Miała
wrażenie, że minęła cała wieczność, nim doczekała się reakcji. Zdążyła się
już pogodzić z myślą, że najpewniej nie doczeka się odpowiedzi i nawet
nie zamierzała naciskać. Może tak było lepiej. Tylko może, ale…
A potem
poczuła muśnięcie drżących palców, kiedy Grace jak gdyby nigdy nic ujęła ją za rękę.
– Wystarczająco
długo, bym mogła nazywać cię moją najlepszą przyjaciółką.
Och.
Ucisk w piersi
przybrał na sile. Gniew również, ale stłumiła go w sobie, dobrze
wiedząc, że to nie w Grace powinna go wymierzyć. Skrzywdził ją ktoś
inny, choć wciąż nie miała pewności, jak daleko sięgały konsekwencji
podjętej wbrew jej woli decyzji. Cokolwiek wydarzyło się rok temu,
okazało się dużo poważniejsze, niż mogłaby przypuszczać.
Gdzieś w myślach
Lexi kołatało się imię, którego z uporem nie chciała do siebie
dopuścić. To samo, przez które kuliła się za każdym razem,
pragnąc trzymać się z daleka od osoby, która wzbudzała w niej
wyłącznie najgorsze z możliwych emocji. Zwłaszcza w tamtej chwili
potrafiła sobie wyobrazić, skąd brała się coraz to bardziej
postępująca niechęć.
Ilekroć
przypominała sobie Caine’a, nie potrafiła stłumić gniewu.
I choć nie odważyła się
zapytać o to Grace, czuła, że znalezienie winnego wszystkich problemów
okaże się dziecinnie proste.
Nie wiem, co robię. Naprawdę. To jeden z tych momentów, w którym mam wrażenie, że bredzę od rzeczy, choć przecież zdaję sobie sprawę, co chciałabym oddać. Nie wiem, na ile mi to wyszło, ale chcę wierzyć, że nie jest aż tak chaotycznie, jak mi się wydaje. Zresztą może tak jest nawet lepiej, bo jestem równie zagubiona, co i Lexi. ;P
Trochę wyjaśnień, w miarę satysfakcjonujących, mam nadzieję. Oczywiście nie byłabym sobą, gdybym podała Wam wszystko na tacy, więc… zostawiam rozdział tutaj i do napisania! ;>
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz