Grace wyglądała na podekscytowaną.
Przez chwilę krążyła po gabinecie, przetrząsając półki z książkami.
Kiedy nie znalazła niczego, co mogłoby przykuć jej uwagę, przyklękła
przy biurku i bez krępacji zabrała się za przetrząsanie
szuflad.
– Em… Potrzebujesz
pomocy? – zaryzykowała ze swojego miejsca Lexi.
Wciąż czuła się
dziwnie. Nie potrafiła jednoznacznie określić tego, co działo się w
jej głowie, ale jednego była pewna: mimo wszystko rozumiała o wiele
więcej, niż zaledwie kilka godzin wcześniej. Co prawda wspomnienia mieszały się
ze sobą, a do niektórych wciąż nie potrafiła dotrzeć, jednak
nawet to wydawało się lepsze, niż gdyby wciąż miała trwać w niepewności.
No i miała
Grace. Co więcej, ufała jej o wiele bardziej niż komuś, kogo znała
raptem dobę.
Jak
najlepszej przyjaciółce, z którą spędziłam całe lata, zanim…
Natychmiast
odsunęła od siebie tę myśl.
– Szukam
czegoś – odparła lakonicznie wampirzyca, przerzucając papiery, które znalazła w najwyżej
położonej szufladzie.
– Tak, to widzę.
– Lexi wywróciła oczami. – Czuj się jak u siebie czy coś…
– Jak
zawsze.
Z trudem
powstrzymała uśmiech. To wydawało się znajome i nagle była w stanie
przysiąc, że widziała Grace w podobnej sytuacji już nie raz. „Czasami
mam wrażenie, że twoja przyjaciółka tu mieszka, aniołku…” – przypomniała
sobie liczne komentarze ojca. Niemalże słyszała jego głos, zupełnie jakby
stał tuż obok, szpecąc Lexi wprost do ucha.
Zerknęła na zegarek,
choć sama nie była pewna, czego oczekiwała po sprawdzeni godziny. Taty
nie było i mogła tylko zgadywać, dokąd się udał. Gdyby do tego
wszystkiego wiedziała, kiedy powinna oczekiwać jego powrotu…
Czy
rozpozna Grace?, pomyślała, coraz bardziej niepewna, co sądzić. Cokolwiek
wydarzyło się rok wcześniej, dotknęło ich oboje. Och, no i mamy.
A przynajmniej chciała wierzyć, że to właśnie w wydarzeniach,
które zapomniała, kryły się odpowiedzi. Trwała w niepewności tak długo,
że aż przestała zadawać pytania, ale teraz… Teraz w końcu miała
szansę.
–
Znalazłam!
Natychmiast
przeniosła wzrok z powrotem na Grace. Wampirzyca zmaterializowała się
tuż przed nią, uśmiechnięta i wyraźnie z siebie zadowolona. Lexi
mimowolnie wzdrygnęła się, z opóźnieniem rejestrując fakt, że przyjaciółka
w ogóle się poruszyła. Przywyknięcie do przebywania z kimś,
kto poruszał się o wiele szybciej od człowieka, wciąż stanowiło
wyzwanie.
Zmierzyła
Grace wzrokiem, dopiero po chwili przenosząc wzrok na niewielki
przedmiot, który ta ściskała w dłoni. W normalnym wypadku Lexi
parsknęłaby śmiechem, ale po niedawnym śnie widok znajomego już
łapacza snów sprawił, że poczuła się nieswojo.
– Chyba… nie rozumiem – przyznała z opóźnieniem.
Myślami
ponownie uciekła do Laury, jednak poza wspomnieniem matczynych ramion i odległych,
zniekształconych słów, nie zdołała przywołać niczego więcej. Pamiętała co
prawda, że przez jakiś czas dręczyły ją koszmary i że wtedy w jej pokoju
pojawił się amulet, ale wszystko inne pozostawało zamazane. O czymkolwiek
śniła jako dziecko, umknęło z jej pamięci całe lata temu.
– Chyba
wiesz, do czego to służy. Twoja mama je lubiła – zauważyła niemal
urażonym tonem Grace.
–
Oczywiście. Tylko nie wiem, jak chcesz mi tym pomóc. – Lexi potrząsnęła
głową. – Nie mam problemów ze snem, jeśli o to ci chodzi. Już nie,
ale…
– Jesteś
pewna?
Otworzyła i zaraz
zamknęła usta. W pierwszym odruchu zapragnęła potwierdzić, a jednak
kiedy przyszło co do czego, naszły ją wątpliwości.
Och, czy była
pewna? Chyba nie wiedziała już, co to tak naprawdę znaczy. Myśląc o ostatnich
przebudzeniach we własnej sypialni, umykających wspomnieniach i całym tym
szaleństwie, nie było mowy o jakiejkolwiek pewności. Kiedy do tego
wszystkiego przypomniała sobie sen, który doprowadził ją z powrotem na niewielką
polanę, na której Susie zorganizowała ognisko, wątpliwości przybrały na sile.
– Spróbujmy
– dała za wygraną.
Grace tylko wydawała się
na to czekać. Znów przykucnęła, tym razem po to, by rozsiąść się
na podłodze. Zachęcona skinieniem przyjaciółki, Lexi zsunęła się z biurka
i zajęła miejsce naprzeciwko niej. Z powątpiewaniem spojrzała na łapach
snów, po czym uciekła wzrokiem na bok, wymownie wodząc wzrokiem po zakurzonych
kątach. Z jakiegoś powodu to, co właśnie robiły, również wydało się dziewczynie
znajome.
Nie
zaprotestowała, kiedy Grace chwyciła ją za obie dłonie. Spojrzała wprost w błękitne
tęczówki i nawet zdobyła się na nieco wymuszony, choć mimo
wszystko szczery uśmiech. Od dłoni wampirzycy bił chłód, ale wrażenie
to prawie natychmiast zniknęło, wyparte przez znajome już uczucie
nostalgii.
Przed sobą
miała przyjaciółkę. Niezależnie od wszystkiego Lexi zamierzała trzymać się
tej jednej myśli.
– Dobra…
Mam zacząć medytować, czy wyklepać jakieś zaklęcie? – wymamrotała, nie mogąc
znieść przeciągającej się ciszy. – Wiesz, tego wciąż nie pamiętam.
Musisz mnie poprowadzić, jeśli…
– Zamknij
się, Lexi – odparła uprzejmym tonem Grace. – Oczy też.
Zacisnęła
powieki o wiele mocniej niż powinna. Skrzywiła się, zamrugała i –
starając się ignorować ciemne plamy, które na moment pojawiły się
w zasięgu jej wzroku – raz jeszcze opuściła powieki. Wciąż ściskając
Grace za rękę, ze świstem wypuściła powietrze. Musiała się rozluźnić,
oczywiście, ale mimo wszystko…
Zaufaj
mi.
Wzdrygnęła się
w odpowiedzi. Ta myśl nie należała do niej i była tego
pewna.
Tyle że to również
okazało się znajome. Mentalny głos Grace, jej bliskość i wspomnienie
łapacza snów. Coś w tej świadomości sprawiło, że Lexi zdołała się rozluźnić
– tylko nieznacznie, ale na dobry początek musiało wystarczyć. Odetchnęła,
próbując uspokoić oddech. To również okazało się wyzwaniem,
przynajmniej początkowo, póki nie skupiła się na rytmie, w jakim
Grace nabierała i wypuszczała powietrze. Lexi była niemal pewna, że
wampirzyca robiła to specjalnie, metodycznie i o wiele głośniej
niż do tej pory.
Zmęczenie
pojawiło się nagle, ale także i ono wydało się właściwe.
Wraz z kolejnym głębokim oddechem, napięcia z wolna zaczęło znikać.
Ciemność z wolna przybrała na intensywności. Następowała powoli,
łagodna i kojąca, na swój sposób znajoma, przez co Lexi z miejsca
zapragnęła się jej poddać. Nie powinnam, pomyślała w pierwszym
odruch, ale momentalnie odrzuciła tę myśl. Prawda była taka, że wkroczyła
w mrok w chwili, w której przyjęła zaproszenie Susie.
Albo dużo
wcześniej.
Bezwiednie
mocniej ścisnęła dłonie Grace. Jej własne zadrżały i z trudem
zdążyła nad nimi zapanować. Potrzebowała dłuższej chwili, by odzyskać
równowagę i na powrót poddać się senności – i to tym razem
na dobre.
Nie
zauważyła, kiedy straciła równowagę. Dłonie przyjaciółki zniknęły, jednak Lexi
nie potrafiła stwierdzić w jakich okolicznościach – czy sama je
puściła, czy może tak naprawdę nigdy ich nie było. Wylądowała na dywanie,
ale z równym powodzeniem mogłaby spadać, coraz niżej i niżej,
prawie i w tartaku, kiedy…
A potem
ostatecznie pochłonęła ją ciemność i nie widziała już niczego.
~*~
– Lexi.
Rozpoznała
ten głos. Świadomość wróciła, ale dziewczyna i tak nie odważyła się
otworzyć oczu. Chciała wierzyć, że to po prostu Grace, jednak
podświadomie dobrze wiedziała, że to nie tak.
Weź się
w garść.
Poruszając się
trochę jak w transie, spojrzała wprost na nachyloną tuż nad nią
Susie.
Natychmiast
poderwała się do siadu. Tym razem nie dostrzegła ani polany,
ani jakichkolwiek oznak tego, że w pobliżu znajdowało się ognisko.
Była tylko ciemność – bezkresna i niepokojąca. To i drobna,
znajoma postać, która – choć stojąca dosłownie na wyciągnięcie ręki –
okazała się pod każdym względem odległa.
Ze
spojrzenia Susie bił wyłącznie smutek. Stała z pochyloną głową, ani trochę
nie przypominając energicznej dziewczyny, która z takim
zaangażowaniem szykowała się do pożegnania szkoły. Jasne włosy kleiły się
do bladych policzków, wciąż wilgotne od krwi. Zaschnięta posoka
znaczyła nagie ciało, kreśląc znajome już słowy. Tym razem Lexi już nie miała
wątpliwości, że już je widziała – i to na długo przed ostatnim snem.
– Pamiętasz
już? – odezwała się ponownie dziewczyna.
– Nie wiem.
– Lexi potrząsnęła głową. Usiadła, wciąż poruszając się w pełen
rezerwy, niezwykle ostrożny sposób. – Powinnam. Ale to wciąż…
– Ach… –
Przez twarz Susie przemknął cień. – Chciałabym ci to jakoś ułatwić,
ale nie potrafię.
Brzmiała,
jakby naprawdę było jej przykro, choć przecież nie powinno. To nie ja zostałam
brutalnie zamordowała, zauważyła mimochodem Lexi. Nie odważyła się
wypowiedzieć tych słów na głos i to nie tylko dlatego, że
zabrzmiałyby co najmniej niewłaściwie.
– Powinnam
była zostać – powiedziała w zamian. – Wtedy, gdy zaczęłaś się tak dziwnie
zachowywać. Mogłabym…
– Nie.
Aż się
wzdrygnęła. Chociaż Susie nie podniosła głosu, to jedno słowo
wypowiedziała z tak wielkim naciskiem, że protest po prostu nie wchodził
w grę.
Wtedy już
nie miała wątpliwości, że jej podejrzenia co do tego, o czym
rozmawiała z Adrienem, były słuszne. Gdyby nie on, mogłoby wydarzyć się
wszystko. Ochronił ją, choć mogła tylko zgadywać, co się za tym
kryło. Zagubiona niczym dziecko we mgle i tak była bezbronna.
– W porządku
– dała za wygraną. – I tak nic bym nie zrobiła. Teraz też nie mogę
– dodała zanim zdążyła ugryźć się w język.
Dłonie
samoistnie zacisnęły się w pięści. Niech to szlag!
Bezradność uderzyła w nią z całą mocą, skutecznie wypierając
dotychczasowy lęk. Lexi poderwała się na równe nogi, przez chwilę
bliska tego, żeby zacząć krążyć. Mimo wszystko coś w widoku wszechobecnej
ciemności powstrzymało ją przed zbyt gwałtownymi ruchami.
Susie
obserwowała ją w milczeniu, wciąż nieznośnie odległa. Zupełnie, jakby w każdej
chwili mogła zniknąć, uświadomiła sobie Lexi. Z równym powodzeniem
mogłaby mieć przed sobą ducha, ale nawet zjawa nie okazałaby się
aż tak ulotna jak sen.
– Mogłabyś…
poszukać w przeszłości – doszło ją jakby z oddali.
Zamrugała.
Z trudem powstrzymała się od parsknięcia.
– W przeszłości
– powtórzyła z rezerwą.
Oczywiście,
że też na to nie wpadła! Nawet jeśli, gdyby to faktycznie było takie
proste, nie kręciłaby się bez celu, próbując zapanować nad mętlikiem
w głowie. Co prawda Susie nie miała na to wpływu, ale Lexi
i tak poczuła narastające rozdrażnienie. Wiedziała, że coś powinna
pamiętać, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób miała do tego
dotrzeć. Choć niektóre kwestie rozjaśniły się, gdy znów poczuła krążącą w żyłach
moc, to wciąż nie wystarczyło. Wiedziała, ale nie pamiętała – i w tym
leżał największy problem.
Z tobą
tez się przyjaźniłam?, pomyślała z powątpiewaniem, ale zachowała
to pytanie dla siebie. Podświadomie wiedziała, że odpowiedź brzmiała
przecząco.
– To wszystko
już się wydarzyło – oznajmiła nieoczekiwanie Susie. Coś w jej tonie
dało Lexi do myślenia i to na tyle, że zdecydowała się spojrzeć
dziewczynie w oczy. Po raz pierwszy dostrzegła błysk w dotychczas
martwych tęczówkach. – Możesz ukryć ślady, ale nigdy nie wymażesz ich całkowicie.
Rok temu też zaczęło się od morderstwa.
Lexi
zesztywniała. Coś drgnęło – głęboko w jej pamięci, choć zbyt daleko, by mogła
tego dosięgnąć. Otworzyła usta, ale ostatecznie nie wydała z siebie
żadnego dźwięku. Po prostu wpatrywała się w Susie szeroko
otwartymi oczyma, próbując uporządkować to, czego właśnie się dowiedziała.
Było wiele
pytań, które wciąż pragnęła zadać. Jej przyjaźń z Grace pozostawała
zaledwie wierzchołkiem góry lodowej wszystkich wątpliwości. Wciąż mogła
zgadywać, jak w ogóle poznała się z Adrienem, o przyczynach
nieuzasadnionej nienawiści, którą żywiła do Caina nie wspominając.
Wiedziała przecież, że coś zdarzyło się rok temu, ale mimo
wszystko…
Rok temu
też zaczęło się od morderstwa.
Raz jeszcze
spojrzała na Susie, by odkryć, że jej postać powoli zaczynała się
zamazywać. Lexi drgnęła i wyciągnęła rękę, ale już kiedy spróbowała
pochwycić dziewczynę za ramię, wiedziała, że to się nie uda.
Pokrwawiona postać malała w oczach, zupełnie jakby wszechobecna ciemność
przypomniała sobie, że nie pochłonęła wszystkiego. Susie nawet nie zaprotestowała,
po prostu pozwalając, by rzeczywistość rozpadła się, kiedy sen
dobiegł końca.
~*~
Gwałtownie otworzyła oczy.
Leżała na dywanie, ale wcale nie czuła się, jakby dopiero co
straciła przytomność. Przez chwilę tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi oczyma
spoglądając w przestrzeń. Widziała twarz Grace, ale ta wciąż
pozostawała pogrążona we śnie. Do Lexi z opóźnieniem dotarło, że
wampirzyca najpewniej poddała się wczesnej porze, zwłaszcza że na zewnątrz
wciąż pozostawało jasno.
Nawet nie próbowała
budzić przyjaciółki. W pośpiechu usiadła, po czym podarła się biurka,
chcąc jak najszybciej stanąć na nogi. Ruszyła przed pokój, tylko cudem
nie potykając się przy każdym kroku. Serce tłukło jej się w piersi,
uderzając coraz to szybciej i szybciej.
Lexi
wiedziała, co robić. To było niczym impuls, który z równym
powodzeniem mógłby okazać się czystym szaleństwem. Z drugiej strony,
co w ostatnim czasie nie wydawało się wstępem do obłędu? Do diabła,
była czarownicą, której ktoś wymazał pamięć – i która najwyraźniej
trzymała się z wampirami. Już samo to wystarczyło, by wzbudzić
wątpliwości.
Wpadła do sypialni
tak gwałtownie, że tylko cudem nie wyrwała z zawiasów
drzwi. Na moment przystanęła, w pośpiechu wodząc wzrokiem na prawo
i lewo. Gdzie to było? Choć od śmierci Susie minęło niewiele
czasu, Lexi miała wrażenie, że w rzeczywistości w grę wchodziły całe
wieki. Mętlik w głowie potęgował to wrażenie, ale nie pozwoliła,
żeby wątpliwości przysłoniły najważniejszą myśl: o tym, że powinna
działać. Musiała. Gdyby tylko pamiętała, gdzie po wizycie detektywów
wrzuciła wizytówkę…
Coraz
bardziej zniecierpliwiona, przetrząsnęła biurko i szufladę stolika
nocnego. Klnąc cicho pod nosem, już miała pogodzić się z tym, że
jednak wyrzuciła numer, który tamtego dnia zostawił jej Dixon, kiedy nagle
pod palcami wyczuła szorstką powierzchnię.
– Telefon –
wymamrotała i znów zaklęła. Wątpiła, żeby komórka przeżyła moment, w którym
wylądowała w rzece. – Niech cię szlag, Adrien.
Biegiem wycofała się
z powrotem na korytarz. Prawie nikt nie korzystał z telefonu
stacjonarnego, stojącego w przedpokoju tuż obok schodów, ale mimo to ani ona,
ani ojciec nie zdecydowali się z niego zrezygnować. W tamtej
chwili Lexi była za to naprawdę wdzięczna.
Wciąż drżąc
z nerwów i podekscytowania, w pośpiechu wybrała odpowiedni
numer. Dopiero przy drugim podejściu zdołała wystukać go poprawnie.
Detektyw
odebrał po zaledwie kilku sygnałach.
– Marcus
Dixon – rzucił krótko.
Lexi
zawahała się. Tylko na ułamek sekundy, ale jednak. Rozmawialiśmy
już, pomyślała z przekonaniem. Była tego pewna, tak jak i bliskości
z Grace – i to w oparciu o coś więcej, niż tylko spotkanie
dzień po nieszczęsnej imprezie.
– Musimy
porozmawiać. Znaczy… – Urwała. Odchrząknęła, bezskutecznie próbując pozbyć się
uścisku w gardle. – Mówi Lexi Reed. Rozmawialiśmy niedawno.
Po drugiej
stronie zapadła cisza. Lexi nerwowo spojrzała na telefon, niemalże
spodziewając się, że połącznie z jakiegoś powodu zostało przerwane.
– Pani
Reed… Tak, pamiętam. – Mężczyzna wyraźnie się ożywił. – Co mogę dla ciebie
zrobić?
Pytanie
zabrzmiał niewinnie, niezwykle spokojnie, ale dziewczyna była pewna, że detektyw
nie stracił czujności. Pamiętała już, dlaczego uważała go za o wiele
milszego od jego partnerki. Miał w sobie coś, co sprawiło, że mu
ufała, choć wciąż nie potrafiła sprecyzować, co się za tym kryło
– jego sposób bycia, czy może… wcześniejsze doświadczenia.
Ale nie zachowywał
się, jakby mnie pamiętał. Nie udawałby aż tak dobrze.
Nerwowo
przygryzła dolną wargę. Skrzywiła się, czując posmak krwi, zwłaszcza że momentalnie
pomyślała o wciąż śpiącej w gabinecie Grace.
– Panno
Reed?
– Jestem –
zreflektowała się pospiesznie. – Ja… chciałam zapytać… – Potrząsnęła
głową, choć dobrze wiedziała, że detektyw nie mógł tego zobaczyć. – Czy…
cokolwiek wiadomo na temat tamtego wieczoru? – wypaliła w końcu.
Nie tak chciała
to rozegrać, ale kiedy przyszło co do czego, odkryła, że w głowie
ma absolutną pustkę. Och, zresztą co miałaby powiedzieć? Zapytać, czy wierzy
w magię, dziwne sny, czy może zasugerować jakieś nadnaturalne
stworzenie, które akurat radośnie biegało sobie po Rosewood? „Wie pan,
taka nasza lokalna Puszka Pandory. Fajnie brzmi, prawda?”. Już sobie
wyobrażała, w jaki sposób mógłby zareagować.
– Działamy –
doszedł ją głos Marcusa. Mocniej chwyciła słuchawkę, nie chcąc przypadkiem
jej upuścić. – Nie mogę powiedzieć ci niczego więcej. Jeśli
jednak jest coś, o czym chciałabyś powiedzieć mi…
– Przeszłość
– wypaliła bez zastanowienia. Nawet jeśli chciał zaprotestować, zaskoczyła
go na tyle, by jednak pozwolił jej dojść do głosu. –
Sprawdzaliście, czy takie rzeczy działy się już w Rosewood? To ważne.
– Dlaczego
miałoby…?
– Powinny
być jakieś wzmianki. Może sprzed roku – drążyła, nie zamierzając tak po prostu
odpuścić. – Proszę. Wiem jak to brzmi, ale na tę chwilę tylko
tak jestem w stanie pomóc.
– Lexi…
Odłożyła
słuchawkę – zbyt gwałtownie, nerwowo – ale to już i tak nie miało
znaczenia. Przez chwilę tkwiła w miejscu, wciąż wpatrując się w telefon.
Była pewna, że za moment zadzwoni, ale milczał jak zaklęty. Wtedy
nabrała przekonania, że Dixon najpewniej uznał ją za wariatkę. Och, w zasadzie
nawet mu się nie dziwiła, zwłaszcza że w normalnym wypadku
doszłaby do dokładnie tych samych wniosków. Po takim telefonie…
Ale przecież
miała rację.
Czuła to całą
sobą, tym bardziej że ta jedna myśl pozostawała równie wyraźna, co i wspomnienie
spotkania z Susie. Jakkolwiek by tego nie nazwała – snem, omamem,
czy jednak halucynacją – była pewna, że miało znaczenie.
Coś się
stało. Zapomniała o tym, zresztą jak i wszyscy wokół, ale…
Albo
oszalałam. Tak też może być, pomyślała mimochodem i przez moment
zapragnęła histerycznie się roześmiać.
Jeśli tak,
trwała w delirium zbyt długo, by jednoznacznie to stwierdzić.
Wplotła
palce we włosy, nerwowo pociągając za kosmyki. Wzięła kilka głębszych wdechów,
za wszelką cenę próbując się uspokoić, choć i to okazało się
trudne. Czuła jak serce łomoce się w jej piersi, zupełnie jakby
chciało wydostać się na zewnątrz.
W porządku.
Zrobiła dokładnie to, co uważała za słuszne. O więcej musiała zapytać
Grace, ale to wciąż mogło poczekać. Nie chciała budzić przyjaciółki,
zwłaszcza po panicznej jeździe o poranku. Jakkolwiek abstrakcyjnie
brzmiała myśl o istnieniu wampirów, Lexi była pewna, że dręczenie jednego
z nich za dnia nie należało do najrozsądniejszych pomysłów.
To, że wampirzyca najpewniej musiała odpocząć, pozostawało dla niej aż nazbyt
oczywiste.
Gdyby do tego
wszystkiego wiedziała, co powinna zrobić ze sobą…
Czekanie do wieczora
brzmiało jak najgorszy pomysł na świecie, choć zarazem Lexi nie miała
pojęcia, co ze sobą zrobić. Skoro telefon nie pomógł, Grace pozostawała
nieosiągalna, a Susie zza grobu wołała o pomoc…
Z powątpiewaniem
spojrzała w stronę drzwi. Kluczki leżały tam, gdzie je zostawiła, kiedy w pośpiechu
wpadła wraz z Grace do domu. Taty nie było, więc tym
bardziej mogła pozwolić sobie na wzięcie samochodu. Co prawda powrót na polanę
już raz omal nie doprowadził jej do grobu, ale z drugiej
strony… Och, skoro powinna obawiać się nocy, chyba mogła poruszać się
w środku dnia?
Zgarnęła
kluczyki i bez zastanowienia wypadła na zewnątrz. Nie trudziła się
zamykaniem drzwi, bynajmniej nie martwiąc się tym, że ktokolwiek włamie się
do domu, skoro Grace wciąż była wewnątrz. W zasadzie szczerze
współczułaby tej osobie.
Zmrużyła
oczy w świetle dnia. Spojrzała w pozbawione chmur niebo, mimowolnie się
rozluźniając. Ciepło słońca okazało się równie przyjemne, co i świeżo
odzyskana, wciąż wypełniająca ciało magia.
Może teraz
miało być inaczej. Może teraz w końcu dostrzegłaby coś, co umknęło jej za pierwszym
razem. Tylko może, ale…
– Dokąd się
wybierasz?
Zatrzymała się
w pół kroku. Wrażenie było takie, jakby nagle wpadła na niewidzialną
ścianę, jednak to nie wyjaśniało nagłego szarpnięcia, które poczuła w żołądku.
Och,
nie… Nie, nie, nie…
Nie
odwróciła się. Przez chwilę miała nadzieję, że w grę jednak wchodziły
halucynacje. Wszystko wydawało się bardziej prawdopodobną i lepszą
perspektywą, aniżeli to, żeby…
Właściwie…
Dlaczego?
Uniosła
głowę. Nie od razu dostrzegła postać, która przyczaiła się w rzucanym
przez pobliskie drzewa cieniu.
W chwili, w której
napotkała na ciemne tęczówki Ciana, odczuwana względem wampira niechęć
wróciła ze zdwojoną siłą.
Dzień dobry wieczór! Zniknęłam na trochę, ale już wracam i tym razem mam ambitny plan pociągnąć całość do epilogu jeszcze przed końcem wakacji. Oczywiście mówimy o tym tomie, bo mam nadzieję go zamknąć w dwudziestu pięciu rozdziałach – poniekąd w ramach wyzwania wakacyjnego, organizowanego przez Agencję Literacką. Challenge accepted!
Co tam u Was, kochani? U mnie dzieje się za dużo, ale powoli wracam do jako takiego rytmu codziennego pisania. Przy odrobinie szczęścia wkrótce sporo się zadzieje.
Och, no i przypominam, że jedno z moich opowiadań wkrótce doczeka się wydania na papierze! Po więcej informacji zapraszam na mój fanpage i Instagram.
Do napisania!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz