14 lipca 2022

Rozdział XVIII

Grace wyglądała na podekscytowaną. Przez chwilę krążyła po gabinecie, przetrząsając półki z książkami. Kiedy nie znalazła niczego, co mogłoby przykuć jej uwagę, przyklękła przy biurku i bez krępacji zabrała się za przetrząsanie szuflad.

– Em… Potrzebujesz pomocy? – zaryzykowała ze swojego miejsca Lexi.

Wciąż czuła się dziwnie. Nie potrafiła jednoznacznie określić tego, co działo się w jej głowie, ale jednego była pewna: mimo wszystko rozumiała o wiele więcej, niż zaledwie kilka godzin wcześniej. Co prawda wspomnienia mieszały się ze sobą, a do niektórych wciąż nie potrafiła dotrzeć, jednak nawet to wydawało się lepsze, niż gdyby wciąż miała trwać w niepewności.

No i miała Grace. Co więcej, ufała jej o wiele bardziej niż komuś, kogo znała raptem dobę.

Jak najlepszej przyjaciółce, z którą spędziłam całe lata, zanim…

Natychmiast odsunęła od siebie tę myśl.

– Szukam czegoś – odparła lakonicznie wampirzyca, przerzucając papiery, które znalazła w najwyżej położonej szufladzie.

– Tak, to widzę. – Lexi wywróciła oczami. – Czuj się jak u siebie czy coś…

– Jak zawsze.

Z trudem powstrzymała uśmiech. To wydawało się znajome i nagle była w stanie przysiąc, że widziała Grace w podobnej sytuacji już nie raz. „Czasami mam wrażenie, że twoja przyjaciółka tu mieszka, aniołku…” – przypomniała sobie liczne komentarze ojca. Niemalże słyszała jego głos, zupełnie jakby stał tuż obok, szpecąc Lexi wprost do ucha.

Zerknęła na zegarek, choć sama nie była pewna, czego oczekiwała po sprawdzeni godziny. Taty nie było i mogła tylko zgadywać, dokąd się udał. Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, kiedy powinna oczekiwać jego powrotu…

Czy rozpozna Grace?, pomyślała, coraz bardziej niepewna, co sądzić. Cokolwiek wydarzyło się rok wcześniej, dotknęło ich oboje. Och, no i mamy. A przynajmniej chciała wierzyć, że to właśnie w wydarzeniach, które zapomniała, kryły się odpowiedzi. Trwała w niepewności tak długo, że aż przestała zadawać pytania, ale teraz… Teraz w końcu miała szansę.

– Znalazłam!

Natychmiast przeniosła wzrok z powrotem na Grace. Wampirzyca zmaterializowała się tuż przed nią, uśmiechnięta i wyraźnie z siebie zadowolona. Lexi mimowolnie wzdrygnęła się, z opóźnieniem rejestrując fakt, że przyjaciółka w ogóle się poruszyła. Przywyknięcie do przebywania z kimś, kto poruszał się o wiele szybciej od człowieka, wciąż stanowiło wyzwanie.

Zmierzyła Grace wzrokiem, dopiero po chwili przenosząc wzrok na niewielki przedmiot, który ta ściskała w dłoni. W normalnym wypadku Lexi parsknęłaby śmiechem, ale po niedawnym śnie widok znajomego już łapacza snów sprawił, że poczuła się nieswojo.

 Chyba… nie rozumiem – przyznała z opóźnieniem.

Myślami ponownie uciekła do Laury, jednak poza wspomnieniem matczynych ramion i odległych, zniekształconych słów, nie zdołała przywołać niczego więcej. Pamiętała co prawda, że przez jakiś czas dręczyły ją koszmary i że wtedy w jej pokoju pojawił się amulet, ale wszystko inne pozostawało zamazane. O czymkolwiek śniła jako dziecko, umknęło z jej pamięci całe lata temu.

– Chyba wiesz, do czego to służy. Twoja mama je lubiła – zauważyła niemal urażonym tonem Grace.

– Oczywiście. Tylko nie wiem, jak chcesz mi tym pomóc. – Lexi potrząsnęła głową. – Nie mam problemów ze snem, jeśli o to ci chodzi. Już nie, ale…

– Jesteś pewna?

Otworzyła i zaraz zamknęła usta. W pierwszym odruchu zapragnęła potwierdzić, a jednak kiedy przyszło co do czego, naszły ją wątpliwości.

Och, czy była pewna? Chyba nie wiedziała już, co to tak naprawdę znaczy. Myśląc o ostatnich przebudzeniach we własnej sypialni, umykających wspomnieniach i całym tym szaleństwie, nie było mowy o jakiejkolwiek pewności. Kiedy do tego wszystkiego przypomniała sobie sen, który doprowadził ją z powrotem na niewielką polanę, na której Susie zorganizowała ognisko, wątpliwości przybrały na sile.

– Spróbujmy – dała za wygraną.

Grace tylko wydawała się na to czekać. Znów przykucnęła, tym razem po to, by rozsiąść się na podłodze. Zachęcona skinieniem przyjaciółki, Lexi zsunęła się z biurka i zajęła miejsce naprzeciwko niej. Z powątpiewaniem spojrzała na łapach snów, po czym uciekła wzrokiem na bok, wymownie wodząc wzrokiem po zakurzonych kątach. Z jakiegoś powodu to, co właśnie robiły, również wydało się dziewczynie znajome.

Nie zaprotestowała, kiedy Grace chwyciła ją za obie dłonie. Spojrzała wprost w błękitne tęczówki i nawet zdobyła się na nieco wymuszony, choć mimo wszystko szczery uśmiech. Od dłoni wampirzycy bił chłód, ale wrażenie to prawie natychmiast zniknęło, wyparte przez znajome już uczucie nostalgii.

Przed sobą miała przyjaciółkę. Niezależnie od wszystkiego Lexi zamierzała trzymać się tej jednej myśli.

– Dobra… Mam zacząć medytować, czy wyklepać jakieś zaklęcie? – wymamrotała, nie mogąc znieść przeciągającej się ciszy. – Wiesz, tego wciąż nie pamiętam. Musisz mnie poprowadzić, jeśli…

– Zamknij się, Lexi – odparła uprzejmym tonem Grace. – Oczy też.

Zacisnęła powieki o wiele mocniej niż powinna. Skrzywiła się, zamrugała i – starając się ignorować ciemne plamy, które na moment pojawiły się w zasięgu jej wzroku – raz jeszcze opuściła powieki. Wciąż ściskając Grace za rękę, ze świstem wypuściła powietrze. Musiała się rozluźnić, oczywiście, ale mimo wszystko…

Zaufaj mi.

Wzdrygnęła się w odpowiedzi. Ta myśl nie należała do niej i była tego pewna.

Tyle że to również okazało się znajome. Mentalny głos Grace, jej bliskość i wspomnienie łapacza snów. Coś w tej świadomości sprawiło, że Lexi zdołała się rozluźnić – tylko nieznacznie, ale na dobry początek musiało wystarczyć. Odetchnęła, próbując uspokoić oddech. To również okazało się wyzwaniem, przynajmniej początkowo, póki nie skupiła się na rytmie, w jakim Grace nabierała i wypuszczała powietrze. Lexi była niemal pewna, że wampirzyca robiła to specjalnie, metodycznie i o wiele głośniej niż do tej pory.

Zmęczenie pojawiło się nagle, ale także i ono wydało się właściwe. Wraz z kolejnym głębokim oddechem, napięcia z wolna zaczęło znikać. Ciemność z wolna przybrała na intensywności. Następowała powoli, łagodna i kojąca, na swój sposób znajoma, przez co Lexi z miejsca zapragnęła się jej poddać. Nie powinnam, pomyślała w pierwszym odruch, ale momentalnie odrzuciła tę myśl. Prawda była taka, że wkroczyła w mrok w chwili, w której przyjęła zaproszenie Susie.

Albo dużo wcześniej.

Bezwiednie mocniej ścisnęła dłonie Grace. Jej własne zadrżały i z trudem zdążyła nad nimi zapanować. Potrzebowała dłuższej chwili, by odzyskać równowagę i na powrót poddać się senności – i to tym razem na dobre.

Nie zauważyła, kiedy straciła równowagę. Dłonie przyjaciółki zniknęły, jednak Lexi nie potrafiła stwierdzić w jakich okolicznościach – czy sama je puściła, czy może tak naprawdę nigdy ich nie było. Wylądowała na dywanie, ale z równym powodzeniem mogłaby spadać, coraz niżej i niżej, prawie i w tartaku, kiedy…

A potem ostatecznie pochłonęła ją ciemność i nie widziała już niczego.

~*~

– Lexi.

Rozpoznała ten głos. Świadomość wróciła, ale dziewczyna i tak nie odważyła się otworzyć oczu. Chciała wierzyć, że to po prostu Grace, jednak podświadomie dobrze wiedziała, że to nie tak.

Weź się w garść.

Poruszając się trochę jak w transie, spojrzała wprost na nachyloną tuż nad nią Susie.

Natychmiast poderwała się do siadu. Tym razem nie dostrzegła ani polany, ani jakichkolwiek oznak tego, że w pobliżu znajdowało się ognisko. Była tylko ciemność – bezkresna i niepokojąca. To i drobna, znajoma postać, która – choć stojąca dosłownie na wyciągnięcie ręki – okazała się pod każdym względem odległa.

Ze spojrzenia Susie bił wyłącznie smutek. Stała z pochyloną głową, ani trochę nie przypominając energicznej dziewczyny, która z takim zaangażowaniem szykowała się do pożegnania szkoły. Jasne włosy kleiły się do bladych policzków, wciąż wilgotne od krwi. Zaschnięta posoka znaczyła nagie ciało, kreśląc znajome już słowy. Tym razem Lexi już nie miała wątpliwości, że już je widziała – i to na długo przed ostatnim snem.

– Pamiętasz już? – odezwała się ponownie dziewczyna.

– Nie wiem. – Lexi potrząsnęła głową. Usiadła, wciąż poruszając się w pełen rezerwy, niezwykle ostrożny sposób. – Powinnam. Ale to wciąż…

– Ach… – Przez twarz Susie przemknął cień. – Chciałabym ci to jakoś ułatwić, ale nie potrafię.

Brzmiała, jakby naprawdę było jej przykro, choć przecież nie powinno. To nie ja zostałam brutalnie zamordowała, zauważyła mimochodem Lexi. Nie odważyła się wypowiedzieć tych słów na głos i to nie tylko dlatego, że zabrzmiałyby co najmniej niewłaściwie.

– Powinnam była zostać – powiedziała w zamian. – Wtedy, gdy zaczęłaś się tak dziwnie zachowywać. Mogłabym…

– Nie.

Aż się wzdrygnęła. Chociaż Susie nie podniosła głosu, to jedno słowo wypowiedziała z tak wielkim naciskiem, że protest po prostu nie wchodził w grę.

Wtedy już nie miała wątpliwości, że jej podejrzenia co do tego, o czym rozmawiała z Adrienem, były słuszne. Gdyby nie on, mogłoby wydarzyć się wszystko. Ochronił ją, choć mogła tylko zgadywać, co się za tym kryło. Zagubiona niczym dziecko we mgle i tak była bezbronna.

– W porządku – dała za wygraną. – I tak nic bym nie zrobiła. Teraz też nie mogę – dodała zanim zdążyła ugryźć się w język.

Dłonie samoistnie zacisnęły się w pięści. Niech to szlag! Bezradność uderzyła w nią z całą mocą, skutecznie wypierając dotychczasowy lęk. Lexi poderwała się na równe nogi, przez chwilę bliska tego, żeby zacząć krążyć. Mimo wszystko coś w widoku wszechobecnej ciemności powstrzymało ją przed zbyt gwałtownymi ruchami.

Susie obserwowała ją w milczeniu, wciąż nieznośnie odległa. Zupełnie, jakby w każdej chwili mogła zniknąć, uświadomiła sobie Lexi. Z równym powodzeniem mogłaby mieć przed sobą ducha, ale nawet zjawa nie okazałaby się aż tak ulotna jak sen.

– Mogłabyś… poszukać w przeszłości – doszło ją jakby z oddali.

Zamrugała. Z trudem powstrzymała się od parsknięcia.

– W przeszłości – powtórzyła z rezerwą.

Oczywiście, że też na to nie wpadła! Nawet jeśli, gdyby to faktycznie było takie proste, nie kręciłaby się bez celu, próbując zapanować nad mętlikiem w głowie. Co prawda Susie nie miała na to wpływu, ale Lexi i tak poczuła narastające rozdrażnienie. Wiedziała, że coś powinna pamiętać, ale nie miała pojęcia, w jaki sposób miała do tego dotrzeć. Choć niektóre kwestie rozjaśniły się, gdy znów poczuła krążącą w żyłach moc, to wciąż nie wystarczyło. Wiedziała, ale nie pamiętała – i w tym leżał największy problem.

Z tobą tez się przyjaźniłam?, pomyślała z powątpiewaniem, ale zachowała to pytanie dla siebie. Podświadomie wiedziała, że odpowiedź brzmiała przecząco.

– To wszystko już się wydarzyło – oznajmiła nieoczekiwanie Susie. Coś w jej tonie dało Lexi do myślenia i to na tyle, że zdecydowała się spojrzeć dziewczynie w oczy. Po raz pierwszy dostrzegła błysk w dotychczas martwych tęczówkach. – Możesz ukryć ślady, ale nigdy nie wymażesz ich całkowicie. Rok temu też zaczęło się od morderstwa.

Lexi zesztywniała. Coś drgnęło – głęboko w jej pamięci, choć zbyt daleko, by mogła tego dosięgnąć. Otworzyła usta, ale ostatecznie nie wydała z siebie żadnego dźwięku. Po prostu wpatrywała się w Susie szeroko otwartymi oczyma, próbując uporządkować to, czego właśnie się dowiedziała.

Było wiele pytań, które wciąż pragnęła zadać. Jej przyjaźń z Grace pozostawała zaledwie wierzchołkiem góry lodowej wszystkich wątpliwości. Wciąż mogła zgadywać, jak w ogóle poznała się z Adrienem, o przyczynach nieuzasadnionej nienawiści, którą żywiła do Caina nie wspominając. Wiedziała przecież, że coś zdarzyło się rok temu, ale mimo wszystko…

Rok temu też zaczęło się od morderstwa.

Raz jeszcze spojrzała na Susie, by odkryć, że jej postać powoli zaczynała się zamazywać. Lexi drgnęła i wyciągnęła rękę, ale już kiedy spróbowała pochwycić dziewczynę za ramię, wiedziała, że to się nie uda. Pokrwawiona postać malała w oczach, zupełnie jakby wszechobecna ciemność przypomniała sobie, że nie pochłonęła wszystkiego. Susie nawet nie zaprotestowała, po prostu pozwalając, by rzeczywistość rozpadła się, kiedy sen dobiegł końca.

~*~

Gwałtownie otworzyła oczy. Leżała na dywanie, ale wcale nie czuła się, jakby dopiero co straciła przytomność. Przez chwilę tkwiła w bezruchu, rozszerzonymi oczyma spoglądając w przestrzeń. Widziała twarz Grace, ale ta wciąż pozostawała pogrążona we śnie. Do Lexi z opóźnieniem dotarło, że wampirzyca najpewniej poddała się wczesnej porze, zwłaszcza że na zewnątrz wciąż pozostawało jasno.

Nawet nie próbowała budzić przyjaciółki. W pośpiechu usiadła, po czym podarła się biurka, chcąc jak najszybciej stanąć na nogi. Ruszyła przed pokój, tylko cudem nie potykając się przy każdym kroku. Serce tłukło jej się w piersi, uderzając coraz to szybciej i szybciej.

Lexi wiedziała, co robić. To było niczym impuls, który z równym powodzeniem mógłby okazać się czystym szaleństwem. Z drugiej strony, co w ostatnim czasie nie wydawało się wstępem do obłędu? Do diabła, była czarownicą, której ktoś wymazał pamięć – i która najwyraźniej trzymała się z wampirami. Już samo to wystarczyło, by wzbudzić wątpliwości.

Wpadła do sypialni tak gwałtownie, że tylko cudem nie wyrwała z zawiasów drzwi. Na moment przystanęła, w pośpiechu wodząc wzrokiem na prawo i lewo. Gdzie to było? Choć od śmierci Susie minęło niewiele czasu, Lexi miała wrażenie, że w rzeczywistości w grę wchodziły całe wieki. Mętlik w głowie potęgował to wrażenie, ale nie pozwoliła, żeby wątpliwości przysłoniły najważniejszą myśl: o tym, że powinna działać. Musiała. Gdyby tylko pamiętała, gdzie po wizycie detektywów wrzuciła wizytówkę…

Coraz bardziej zniecierpliwiona, przetrząsnęła biurko i szufladę stolika nocnego. Klnąc cicho pod nosem, już miała pogodzić się z tym, że jednak wyrzuciła numer, który tamtego dnia zostawił jej Dixon, kiedy nagle pod palcami wyczuła szorstką powierzchnię.

– Telefon – wymamrotała i znów zaklęła. Wątpiła, żeby komórka przeżyła moment, w którym wylądowała w rzece. – Niech cię szlag, Adrien.

Biegiem wycofała się z powrotem na korytarz. Prawie nikt nie korzystał z telefonu stacjonarnego, stojącego w przedpokoju tuż obok schodów, ale mimo to ani ona, ani ojciec nie zdecydowali się z niego zrezygnować. W tamtej chwili Lexi była za to naprawdę wdzięczna.

Wciąż drżąc z nerwów i podekscytowania, w pośpiechu wybrała odpowiedni numer. Dopiero przy drugim podejściu zdołała wystukać go poprawnie.

Detektyw odebrał po zaledwie kilku sygnałach.

– Marcus Dixon – rzucił krótko.

Lexi zawahała się. Tylko na ułamek sekundy, ale jednak. Rozmawialiśmy już, pomyślała z przekonaniem. Była tego pewna, tak jak i bliskości z Grace – i to w oparciu o coś więcej, niż tylko spotkanie dzień po nieszczęsnej imprezie.

– Musimy porozmawiać. Znaczy… – Urwała. Odchrząknęła, bezskutecznie próbując pozbyć się uścisku w gardle. – Mówi Lexi Reed. Rozmawialiśmy niedawno.

Po drugiej stronie zapadła cisza. Lexi nerwowo spojrzała na telefon, niemalże spodziewając się, że połącznie z jakiegoś powodu zostało przerwane.

– Pani Reed… Tak, pamiętam. – Mężczyzna wyraźnie się ożywił. – Co mogę dla ciebie zrobić?

Pytanie zabrzmiał niewinnie, niezwykle spokojnie, ale dziewczyna była pewna, że detektyw nie stracił czujności. Pamiętała już, dlaczego uważała go za o wiele milszego od jego partnerki. Miał w sobie coś, co sprawiło, że mu ufała, choć wciąż nie potrafiła sprecyzować, co się za tym kryło – jego sposób bycia, czy może… wcześniejsze doświadczenia.

Ale nie zachowywał się, jakby mnie pamiętał. Nie udawałby aż tak dobrze.

Nerwowo przygryzła dolną wargę. Skrzywiła się, czując posmak krwi, zwłaszcza że momentalnie pomyślała o wciąż śpiącej w gabinecie Grace.

– Panno Reed?

– Jestem – zreflektowała się pospiesznie. – Ja… chciałam zapytać… – Potrząsnęła głową, choć dobrze wiedziała, że detektyw nie mógł tego zobaczyć. – Czy… cokolwiek wiadomo na temat tamtego wieczoru? – wypaliła w końcu.

Nie tak chciała to rozegrać, ale kiedy przyszło co do czego, odkryła, że w głowie ma absolutną pustkę. Och, zresztą co miałaby powiedzieć? Zapytać, czy wierzy w magię, dziwne sny, czy może zasugerować jakieś nadnaturalne stworzenie, które akurat radośnie biegało sobie po Rosewood? „Wie pan, taka nasza lokalna Puszka Pandory. Fajnie brzmi, prawda?”. Już sobie wyobrażała, w jaki sposób mógłby zareagować.

– Działamy – doszedł ją głos Marcusa. Mocniej chwyciła słuchawkę, nie chcąc przypadkiem jej upuścić. – Nie mogę powiedzieć ci niczego więcej. Jeśli jednak jest coś, o czym chciałabyś powiedzieć mi…

– Przeszłość – wypaliła bez zastanowienia. Nawet jeśli chciał zaprotestować, zaskoczyła go na tyle, by jednak pozwolił jej dojść do głosu. – Sprawdzaliście, czy takie rzeczy działy się już w Rosewood? To ważne.

– Dlaczego miałoby…?

– Powinny być jakieś wzmianki. Może sprzed roku – drążyła, nie zamierzając tak po prostu odpuścić. – Proszę. Wiem jak to brzmi, ale na tę chwilę tylko tak jestem w stanie pomóc.

– Lexi…

Odłożyła słuchawkę – zbyt gwałtownie, nerwowo – ale to już i tak nie miało znaczenia. Przez chwilę tkwiła w miejscu, wciąż wpatrując się w telefon. Była pewna, że za moment zadzwoni, ale milczał jak zaklęty. Wtedy nabrała przekonania, że Dixon najpewniej uznał ją za wariatkę. Och, w zasadzie nawet mu się nie dziwiła, zwłaszcza że w normalnym wypadku doszłaby do dokładnie tych samych wniosków. Po takim telefonie…

Ale przecież miała rację.

Czuła to całą sobą, tym bardziej że ta jedna myśl pozostawała równie wyraźna, co i wspomnienie spotkania z Susie. Jakkolwiek by tego nie nazwała – snem, omamem, czy jednak halucynacją – była pewna, że miało znaczenie.

Coś się stało. Zapomniała o tym, zresztą jak i wszyscy wokół, ale…

Albo oszalałam. Tak też może być, pomyślała mimochodem i przez moment zapragnęła histerycznie się roześmiać.

Jeśli tak, trwała w delirium zbyt długo, by jednoznacznie to stwierdzić.

Wplotła palce we włosy, nerwowo pociągając za kosmyki. Wzięła kilka głębszych wdechów, za wszelką cenę próbując się uspokoić, choć i to okazało się trudne. Czuła jak serce łomoce się w jej piersi, zupełnie jakby chciało wydostać się na zewnątrz.

W porządku. Zrobiła dokładnie to, co uważała za słuszne. O więcej musiała zapytać Grace, ale to wciąż mogło poczekać. Nie chciała budzić przyjaciółki, zwłaszcza po panicznej jeździe o poranku. Jakkolwiek abstrakcyjnie brzmiała myśl o istnieniu wampirów, Lexi była pewna, że dręczenie jednego z nich za dnia nie należało do najrozsądniejszych pomysłów. To, że wampirzyca najpewniej musiała odpocząć, pozostawało dla niej aż nazbyt oczywiste.

Gdyby do tego wszystkiego wiedziała, co powinna zrobić ze sobą…

Czekanie do wieczora brzmiało jak najgorszy pomysł na świecie, choć zarazem Lexi nie miała pojęcia, co ze sobą zrobić. Skoro telefon nie pomógł, Grace pozostawała nieosiągalna, a Susie zza grobu wołała o pomoc…

Z powątpiewaniem spojrzała w stronę drzwi. Kluczki leżały tam, gdzie je zostawiła, kiedy w pośpiechu wpadła wraz z Grace do domu. Taty nie było, więc tym bardziej mogła pozwolić sobie na wzięcie samochodu. Co prawda powrót na polanę już raz omal nie doprowadził jej do grobu, ale z drugiej strony… Och, skoro powinna obawiać się nocy, chyba mogła poruszać się w środku dnia?

Zgarnęła kluczyki i bez zastanowienia wypadła na zewnątrz. Nie trudziła się zamykaniem drzwi, bynajmniej nie martwiąc się tym, że ktokolwiek włamie się do domu, skoro Grace wciąż była wewnątrz. W zasadzie szczerze współczułaby tej osobie.

Zmrużyła oczy w świetle dnia. Spojrzała w pozbawione chmur niebo, mimowolnie się rozluźniając. Ciepło słońca okazało się równie przyjemne, co i świeżo odzyskana, wciąż wypełniająca ciało magia.

Może teraz miało być inaczej. Może teraz w końcu dostrzegłaby coś, co umknęło jej za pierwszym razem. Tylko może, ale…

– Dokąd się wybierasz?

Zatrzymała się w pół kroku. Wrażenie było takie, jakby nagle wpadła na niewidzialną ścianę, jednak to nie wyjaśniało nagłego szarpnięcia, które poczuła w żołądku.

Och, nie… Nie, nie, nie…

Nie odwróciła się. Przez chwilę miała nadzieję, że w grę jednak wchodziły halucynacje. Wszystko wydawało się bardziej prawdopodobną i lepszą perspektywą, aniżeli to, żeby…

Właściwie… Dlaczego?

Uniosła głowę. Nie od razu dostrzegła postać, która przyczaiła się w rzucanym przez pobliskie drzewa cieniu.

W chwili, w której napotkała na ciemne tęczówki Ciana, odczuwana względem wampira niechęć wróciła ze zdwojoną siłą.

Dzień dobry wieczór! Zniknęłam na trochę, ale już wracam i tym razem mam ambitny plan pociągnąć całość do epilogu jeszcze przed końcem wakacji. Oczywiście mówimy o tym tomie, bo mam nadzieję go zamknąć w dwudziestu pięciu rozdziałach – poniekąd w ramach wyzwania wakacyjnego, organizowanego przez Agencję Literacką. Challenge accepted!

Co tam u Was, kochani? U mnie dzieje się za dużo, ale powoli wracam do jako takiego rytmu codziennego pisania. Przy odrobinie szczęścia wkrótce sporo się zadzieje.

Och, no i przypominam, że jedno z moich opowiadań wkrótce doczeka się wydania na papierze! Po więcej informacji zapraszam na mój fanpage Instagram.

Do napisania!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz